Jeszcze się polscy parlamentarzyści nie leją po twarzyczkach, jak to u naszych ukraińskich sąsiadów bywało. Jeszcze się demonstranci i kontr demonstranci nie szarpią, nie obrzucają kamieniami. Jak to bywało w Polsce w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. Kiedy bojówki Ligii Republikańskiej, pod przewodem Mariusza Kamińskiego- obecnego szefa służb specjalnych, obrzucały zbukami i kamieniami pochody pierwszomajowe.
Wtedy komentatorzy polityczni związani z „Gazetą Wyborczą” akceptowali taką przemoc polityczną. Uważali, że to tylko nieistotny margines. A nawet dobrze jest, kiedy „patriotyczna młodzież” trochę „przetrzepie starych komuchów”. Efektem tego „patriotycznego trzepania” był w 1999 roku atak i zranienie kamieniem nestora polskiej lewicy, działacza PPS profesora Krzysztofa Dunin- Wąsowicza.
Dlatego nie czułem satysfakcji oglądając jak pani posłanka Krystyna Pawłowicz „czmychała z polskiego Sejmu pod eskortą policji”. Jak to deklarował były prezydent RP Bronisław Komorowski. Widać pan prezydent nie zrozumiał powodów swojej totalnej klęski w czasie ostatnich wyborów parlamentarnych. Z lasu do ludzi jeszcze nie wyszedł.
Nie czułem też satysfakcji, kiedy „Obywatele RP” przeszkadzali liderom PiS w obchodach ich kolejnej „miesięcznicy”. W każdym kościele zdejmuję czapkę, w każdym meczecie buty, nie wypijam wódeczki z azjatyckich Ołtarzy Przodków.
Nie czułem żadnej satysfakcji, kiedy demonstranci nie pozwalali wyjść z gmachu Sejmu RP prezesowi Kaczyńskiemu i innym parlamentarzystom PiS. Byłem zażenowany, kiedy oglądałem w telewizjach blokowanie prezesowi Kaczyńskiemu dostępu do bliskiego mu grobu. Podobno jednym z blokujących był artysta Maciej Maleńczuk. Autor poematu ”Chamstwo w państwie”. Prawda to Maleńczuk, odjebało Ci?
Podobnie nie czuję satysfakcji widząc podczas demonstracji Komitetu Obrony Demokracji transparenty zachęcające do „polowań na kaczki”. Nie tylko dlatego, że jestem przeciwko polowaniom na wszystkie ptaki. Uważam je za bezsensowną rozrywkę. Jeszcze bardziej odrzucają mnie od protestujących noszone przez nich hasła w rodzaju „Kaczor do wora. Wór do jeziora”.
W życiu nieraz protestowałem. Zawsze po lewej stronie. Pod różnymi, zwykle dowcipnymi hasłami. Bo wtedy pilnowaliśmy, aby chamstwa i sucharów na naszych transparentach nie było. Kto nie wierzy, niech sięgnie do mojej książki „W Hongkongu. Za kulisami polskiego parlamentu”.
Jeszcze bardziej pilnowaliśmy, aby w czasie naszych protestówek nie naruszyć cielesności naszych przeciwników. Dotykaliśmy ich politycznego ego, ale nigdy nie dotykaliśmy ich ciała. Nie przepychaliśmy ich, nie szarpaliśmy ich ochrony. Nawet, kiedy profesjonalni prowokatorzy ze spec służb zachęcali do tego.
Nie przeszkadzaliśmy też pracującym podczas naszych protestów dziennikarzom. Chociaż zwykle i TVP SA i TVN robiły potem z nas łacha.
Protestowałem za to przeciwko demolowaniu sprzętu TVN przez narodowców, sprzeciwiam się też teraz przeciwko atakom na „narodowe” ekipy TVP SA przez KOD- owców.
W przyszłym roku zapowiada się urodzaj protestów i protestówek.
Dlatego czas na ochłodę rozgorączkowanych. Czas na kodeks etyczny „protestantów”.
Chyba, że chcemy brutalnej zadymy i krwi. Bo nic tak nie ożywia ruchu politycznego jak trup?