2 grudnia 2024

loader

Kodeks pracy, głupcze!

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Zupełnie inaczej wygląda niedzielne popołudnie zza kasy supermarketu niż z perspektywy kawiarnianego stolika w centrum handlowym.

To jedna ze spraw należących do kategorii nierozwiązywalnych. Nie da się pogodzić racji pracowników, którzy niedziele i święta muszą spędzać w pracy i racji tych, którzy dzięki temu w dni wolne mogą odpoczywać. Dzisiejszy świat jest tak urządzony, że o każdej porze dnia i nocy, nie wyłączając niedziel i świąt, pracuje całkiem spore grono pracowników. Nikt nie zaproponuje wolnej niedzieli w elektrowni lub zamknięcia na weekend szpitala. Ale już kino, teatr czy ogród zoologiczny można by teoretycznie zamknąć w niedzielę. W tym ostatnim wypadku szczególnie zadowolone byłyby zwierzęta, mając dzień wolny od ludzi. Godzimy się jednak, że w niedzielę ważniejszy jest wypoczynek bądź rozrywka tych, którzy tego dnia mają wolne niż uciążliwość świątecznej pracy pracowników kin, aktorów w teatrach, pracowników parków wodnych, muzeów i wielu innych miejsc rozrywki i kultury. Podobnie rzecz ma się z kawiarniami i restauracjami. Nie przypominam sobie żadnego polityka proponującego, by niedzielny obiad jadać tylko w domu, a kucharzom i kelnerom w restauracjach dać w niedzielę wolne. Spór zaczyna się, gdy mówimy o sklepach, marketach i centrach handlowych – czynnych w Polsce w zdecydowaną większość niedziel.

Dwa lata więzienia

Za co można pójść do więzienia na dwa lata? Na pewno nie za wyjechanie ze sklepu z wózkiem pełnym towaru – bez zapłacenia za ten towar. Pod warunkiem, że kwota „zakupów” nie przekroczy 462,50 zł, czyli jednej czwartej minimalnej płacy. Wówczas kradzież traktowana jest jako wykroczenie, karane zwykle mandatem. Nowy projekt ustawy o zakazie handlu w niedziele i święta, przygotowany przez NSZZ Solidarność, przewiduje karę do dwóch lat więzienia dla właściciela sklepu, który złamałby zakaz niedzielnego handlu i otworzył swój sklep.
Związkowcy zbierają 100 tysięcy podpisów pod obywatelskim projektem i w połowie września chcą go złożyć w Sejmie. Zbieranie podpisów podobno idzie opornie. To zaskakująca informacja, bo dla związku zawodowego liczącego ponad pół miliona członków, zebranie 100 tysięcy podpisów nie powinno być problemem. Szczególnie, że w zbiórkę dodatkowo zaangażował się Kościół. Częstochowska Gazeta Wyborcza podała, że w tym mieście podpisy zbierano również w kościołach. Kłopoty z podpisami mogą sugerować, że wprowadzenie zakazu handlu w niedziele budzi sprzeciw nawet wśród związkowców.
Wątpliwości budzi również wiele innych zapisów projektu, nie tylko wspomniana kara więzienia za złamanie zakazu. Projekt przewiduje zakaz handlu w niedzielę także w… Internecie. To absurd. W praktyce oznaczałoby to zapewne konieczność wyłączenia na niedzielę na przykład serwisu Allegro, czy portali turystycznych sprzedających wycieczki. Podobnie absurdalnym wydaje się pomysł zamknięcia w niedziele centrów logistycznych i dystrybucyjnych. Prowadziłoby to do unieruchomienia niektórych placówek handlowych również w poniedziałek. Pracowałem kiedyś w takim centrum i wiem, że aby towary o krótkim terminie trwałości w poniedziałkowy poranek znalazły się na półkach sklepowych, muszą być w niedzielę i w niedzielno-poniedziałkową noc przygotowane i wyekspediowane do sklepów.

Kościelne żniwa

Podobny obywatelski projekt NSZZ Solidarność składał już w Sejmie dwa lata temu. Wówczas został odrzucony, między innymi głosami SLD. Głównym argumentem przemawiającym za odrzuceniem projektu było zagrożenie wielu tysięcy miejsc pracy w handlu, związane z ograniczeniem godzin pracy. Ten argument pozostaje w mocy również dzisiaj. Z tym, że obecnie wejście w życie zapisów projektu wydaje się znacznie bardziej prawdopodobne. Premier Szydło już jakiś czas temu przyznała, że osobiście jest za zakazem handlu w niedziele i przeznaczeniem czasu wolnego dla rodziny. Ważniejsza od słów pani premier jest jednak deklaracja prezesa Kaczyńskiego, również zwolennika zakazu.
Gdy obywatelski projekt znajdzie się w Sejmie, jednymi z najaktywniejszych lobbystów okażą się niezawodnie księża i biskupi. Wcale nie w ramach walki o prawa pracownicze. Wiadomo, że weekend to dla marketów i galerii handlowych żniwa finansowe. Wystarczy porównać, ilu klientów kręci się po sklepach w poniedziałek lub wtorek, a ilu w sobotę i niedzielę. Ale niedziela, to również finansowe „żniwa” dla instytucji kościelnych. Szacuje się, że rocznie w kościołach zbiera się „na tacę” 6 miliardów złotych i jest to lwia część przychodów Kościoła. Ilość wiernych na coniedzielnych mszach spada, wpływy z „tacy” zapewne również, a jednym ze współwinnych są otwarte całą niedzielę sklepy i galerie, będące magnesem dla mniej gorliwych wiernych. Jak się wszystko pozamyka, to być może część z nich wybierze otwarty w niedzielę kościół. Choćby z nudów.
Lewica świeckiego państwa musi mieć na uwadze, że dyskusja o otwartych lub zamkniętych sklepach w niedzielę jedynie dla części dyskutantów jest sporem dotyczącym praw pracowniczych. Dla innych spór ten ma charakter ideologiczny i jest próbą zaimplementowania do polskiego prawa tego, co potocznie nazywamy „wartościami chrześcijańskimi”.

Kup Pan cegłę – w niedzielę

Oczywiście można dyskutować o zasadności wielu niedzielnych zakupów. Zastanawiać się, czy rzeczywiście klienci muszą mieć możliwość kupna w niedzielny wieczór paru worków cementu i palety cegieł w markecie budowlanym, czynnym do godziny dwudziestej? Czy rzeczywiście niektóre supermarkety muszą pracować dzień i noc bez przerwy? W nocy pełniąc przede wszystkim funkcję całodobowych sklepów z alkoholem. Możliwe, że nie. Ale w prawie wszystkiego nie da się zapisać, życie i gospodarka są bardziej skomplikowane niż to się niektórym politykom wydaje. Dlatego zalecałbym lewicy skupienie uwagi na sprawie fundamentalnej dla pracowników, nie tylko pracujących w handlu. Na kodeksie pracy! To samo zalecenie kieruję pod adresem związkowców z NSZZ Solidarność – autorów projektu o zakazie handlu w niedziele.

Kodeks pracy, głupcze!

Ustawowy nakaz zamykania sklepów w dni wolne to pomysł kuriozalny, jak na związki zawodowe. Zwykle związkowcy walczą o utrzymanie miejsc pracy, NSZZ Solidarność zamierza stoczyć bój o likwidację tysięcy miejsc pracy. Szacunki są różne. I tak naprawdę nikt nie jest w stanie podać w pełni wiarygodnych danych co do ilości utraconych miejsc pracy po skróceniu o jeden dzień (czyli o 15 proc.) czasu pracy większości placówek handlowych. W Polsce w centrach handlowych pracuje około pół miliona osób, nie licząc branż z tymi centrami związanych, jak ochrona, konwojowanie gotówki czy sprzątanie. W samej Biedronce pracuje 50 tysięcy osób, w Tesco – 30 tysięcy. Jak twierdzi Radosław Knap, dyrektor generalny w Polskiej Radzie Centrów Handlowych, często są to osoby pracujące głównie w weekendy, studenci i osoby starsze, mające możliwość dorobienia sobie, Sądzę, że szacunki mówiące o utracie 30 do 50 tysięcy miejsc pracy, po zamknięciu sklepów w niedziele, mogą być bliskie prawdy.
Jeszcze raz powtórzę: nie zamykanie sklepów, ale zabezpieczenie praw pracowników w kodeksie pracy jest tematem pierwszoplanowym. Parafrazując zawołanie Clintona, odpowiem krótko zwolennikom ustawowego zakazu handlu w niedziele: „kodeks pracy, głupcze!”.

24 złote za godzinę

Kodeks pracy, omawiając pracę w niedziele i święta, jest niezwykle przychylny, ale dla… pracodawców. Art. 15111 nakazuje jedynie, by za przepracowaną niedzielę zapewnić pracownikowi inny dzień w tygodniu wolny od pracy. Taka też jest powszechna praktyka pracodawców. Kodeks pracy traktuje więc niedziele i święta tak samo jak każdy inny dzień tygodnia, zaś pracownik nie musi dostawać za przepracowaną niedzielę ani grosza więcej niż za pracę w dzień roboczy. To podstawowa sprawa, która powinna zostać uregulowana, szczególnie z myślą o pracownikach handlu. Bo czego by nie mówić, to jednak wolny poniedziałek czy środa, to nie to samo co wolna niedziela. Lewica, a w szczególności Sojusz Lewicy Demokratycznej, powinien zaproponować takie zmiany w kodeksie pracy, aby za przepracowaną niedzielę pracownik otrzymywał co najmniej 100 proc. dodatek do wynagrodzenia. Plus oczywiście dzień wolny w tygodniu, bo nie można pracować non stop.
Decyzję o pracy w niedziele pozostawmy pracownikom, ale musi to być praca droga dla pracodawcy. Skoro dla centrów handlowych niedziela jest dniem ponadprzeciętnych zarobków, to niech choć częścią tych zysków podzielą się z pracownikami. Minimalna stawka godzinowa została ustalona na poziomie 12 zł. Tym samym minimalna stawka za pracę w niedzielę powinna wynosić co najmniej 24 złote/godzinę.

Kup Pan cegłę – w poniedziałek

Polska nadal jest krajem wielu niezamożnych ludzi. Uchwalona niedawno podwyżka płacy minimalnej i ustanowienie minimalnej stawki godzinowej, to realizacja postulatów SLD i krok w dobrym kierunku. Ale mimo tego, wiele domowych budżetów nadal będzie miało problem z domknięciem się. Nie zamykajmy pracownikom możliwości pracy w szczególnych wypadkach, jak w handlu, nawet w niedzielę. Ale nie może być tak, że rodzina spędzająca wolny dzień w kawiarence centrum handlowego za dwie kawy, ciastka i colę zapłaci 50 złotych. A obsługujący ich sprzedawca, na tak wykwintne menu musi pracować co najmniej pół niedzieli.
Jak niedzielni pracownicy będą drogimi pracownikami, to właściciele marketów sami zaczną się zastanawiać nad ograniczeniem godzin pracy swoich sklepów. Bo co jak co, ale zakup cementu i cegieł z powodzeniem można odłożyć do poniedziałku.

trybuna.info

Poprzedni

Młodzi ciągle bez mieszkań

Następny

Czas szeryfów