Donald Tusk zniechęca do siebie kolejne grupy ludzi, kłamiąc w coraz bardziej bezczelny i infantylny sposób. Ktoś tu powie, że taki Morawiecki to dopiero kłamie. Zgadza się. Ale Morawiecki powie coś nieprawdziwego i ma nadzieję, że ludzie nie zauważą, jaka jest prawda.
Tusk natomiast niejako sam obnaża własne kłamstwa – bo w trakcie kampanii wyborczej potrafi deklarować całkowicie wykluczające się rzeczy. Jako przykładem posłużę się tu trzema najbardziej wyrazistymi przypadkami.
Program 500 Plus
Platforma Obywatelska nie jest zdolna, by wypracować sobie wyraziste poglądy i konkretny program. Całą swoją wyborczą retorykę ograniczyła więc do hasła „trzeba odsunąć PiS od władzy”. Jeżeli zaś któryś z polityków lub zagorzałych zwolenników tej partii uzasadniał szkodliwość rządów PiS, to w czołówce argumentów pojawiał się program 500 Plus, który miał stanowić polityczne przekupstwo obywateli, marnowanie pieniędzy budżetowych i oraz przyczynił się do inflacji i podnoszenia podatków.
Krytyka 500 Plus była więc jednym z czołowych argumentów Donalda Tuska, PO oraz ich zwolenników. Na przykład w grudniu 2019 roku Tusk mówił w TVN (cyt. za Wprost): „Nie żałuję, że nie wprowadziłem 500 plus. Liczyłem wtedy, na co Polskę stać, a na co nie. Polska musi teraz inwestować niewyobrażalne pieniądze w zdrowie, edukację i ochronę środowiska. PiS dokonało wyboru: damy tyle, ile się da, nie bacząc na to, czy za parę lat wystarczy pieniędzy na ochronę zdrowia dzieci.”
Jednocześnie kiedy uwidacznia się skala społecznego poparcia dla świadczeń socjalnych, Tusk zaczyna głosić całkowicie odmienne rzeczy. Potrafi on sugerować nawet, że to PO jako pierwsza wymyśliła takie świadczenie – jak to zrobił w 2021 roku w Szczecinie, gdzie stwierdził, że (cyt. za Wprost): „Ewa Kopacz miała przygotowany projekt, dość podobny do 500 plus, z podobnymi skutkami.”
Co więcej – w maju 2023 roku w Słupsku Tusk sam postulował by podnieść wspomniane świadczenie do kwoty 800 zł i by zmiany wprowadzić szybciej, niż planuje to PiS:
„Jest projekt ustawy, proszę go przegłosować tak, aby ta waloryzacja – tu chodzi o uczciwość intencji – nie była przedmiotem kampanii przez trzy miesiące, żeby się wszyscy naszymi dziećmi i pieniędzmi dla nich okładali jak kijem baseballowym, tylko żeby to załatwić teraz, od ręki.”
Dodać trzeba, że obok 800 Plus, Tusk proponuje też wprowadzenie świadczenia dla młodych matek – o wysokości 1500 zł. Tak więc Donald Tusk krytykuje rozdawnictwo PiS, jednocześnie ścigając się z PiS, kto da więcej. Przedsiębiorców kusi obniżeniem podatków – które to ma być możliwe dzięki likwidacji świadczeń socjalnych – zaś ludzi z dziećmi, podwyższaniem świadczeń socjalnych i wprowadzaniem nowych. Do ludzi docierają więc sprzeczne komunikaty. Słyszą to, zarówno zwolennicy świadczeń socjalnych, jak i obniżenia podatków – i zaczynają się obawiać, kogo tym razem Tusk oszuka. Ci pierwsi więc spoglądają chętniej na Lewicę i PiS, a ci drudzy na Konfederację.
Rozdział Kościoła Katolickiego od państwa
Donald Tusk zapamiętany został jako polityk uległy wobec Kościoła Katolickiego. W internecie znaleźć można zdjęcia, ukazujące jak klęczy w kościele, jak całuje w rękę Jana Pawła II, jak siedzi z żoną i córką przy stole na którym stoi krzyż i masa „świętych” obrazków. Za rządów PO, tak samo jak za rządów PiS – hojnie obdarowywano Kościół środkami z budżetu i kolejno oddawanym nieruchomościami. Kiedy w 2012 Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Ruchu Palikota wyszły z projektem likwidacji Funduszu Kościelnego, PO zagłosowała za jego odrzuceniem, a Tusk złożył wtedy stanowczą deklarację: „Nie było i nie będzie intencją mojego rządu oraz PO taka zmiana finansowania Kościoła, której efektem miałoby być jego osłabienie, czy też atak na Kościół.”
Wyraźnie narastające protesty przeciwko Kościołowi – szczególnie widoczne po tym jak PiS zaostrzyło prawo dotyczące aborcji – a także duże poparcie społeczne dla elementów rozdziału Kościoła Katolickiego od państwa, sprawiły że PO zauważyła problem w swoim uleganiu Kościołowi. Tusk zmienił więc narrację – ale tylko na tyle, na ile pozwala mu jego światopogląd. Wbrew temu jak przedstawiają go wspierające PO media, nie jest on przeciwieństwem Kaczyńskiego – bo obydwaj cechują się bardzo podobną mentalnością, niezdolną do wyobrażenia sobie Polski bez dominacji Kościoła. Tusk zaczął więc mówić o potrzebie rozdzielania Kościoła od państwa, ale bardzo niechętnie – głównie wtedy gdy jest o to pytany – i mówi o tym tak pokrętnie, aby prokościelna część wyborców, nie miała żadnych obaw, że PO coś rzeczywiście w tym temacie zrobi.
Tak było podczas wystąpienia Tuska w Stargardzie, w maju 2022 roku, kiedy zasygnalizował on potrzebę rozdziału Kościoła od państwa – ale w istocie sprowadzając to „państwo” do PiS i ubolewając nad oddzielaniem się społeczeństwa od Kościoła: „Od dłuższego czasu rozmawiać o tym, w jaki sposób rozdzielić kościół od państwa, ponieważ nie ma wątpliwości, że przez te 30 lat, ale nawet jeszcze przed upadkiem komuny, jakby to się źle, niekorzystnie, patologicznie zrastało, to znaczy władza i kościół, przede wszystkim ze stratą dla wierzących. Znaczy powiedzmy, Kościół przez wielkie „K”, czyli ogół wierzących, to jest jednak coś innego, niż Kościół w dużej mierze złożony dziś z funkcjonariuszy władzy. Mówię o istotnej części kleru, biskupów, już nie mówiąc o takich aparatczykach władzy jak Rydzyk. I do jakiego myśmy do momentu doszli? Doszliśmy do momentu, w którym nastąpił – i mówię o tym bez satysfakcji – rozdział Kościoła od społeczeństwa, zamiast rozdziału kościoła od państwa.”
Tusk stosuje hasło „rozdział Kościoła od państwa” jako retoryczny psi gwizdek. Zwolennicy takiego rozdziału mają wiec się cieszyć, że PO jest za jego przeprowadzeniem. Zwolennicy silnego udziału Kościoła w polityce – mają tu zaś widzieć jedynie chęć oderwania od Kościoła polityków PiS – celem ratowania Kościoła.
Kolejny przykład, gdzie jako problem w stosunkach państwa i Kościoła przedstawia się wyłącznie PiS, a sam Kościół ukazany jest jako ofiara i instytucja dla Polski zasłużona, to wypowiedź Tuska na wystąpieniu w Gdańsku, w lipcu 2021 roku: „Też to nam ukradli. Nie tylko prawdę, nie tylko nasze marzenia o tym, żeby Polska stała się pełnoprawnym silnym członkiem wspólnoty zachodniej, ale ukradli też wierzącym to, co dla wierzącego tak ważne, czyli autentyczny, prawdziwy Kościół. Upodlili instytucję, która chroniła polską niepodległość, naszą też moralność, też naszą solidarność. Dzisiaj zrobili z tego przybudówkę swojej partii, swoje władzy.”
Zazdrość o to, że Kościół wspiera PiS i marzenia o tym, że kiedyś podobne układy będzie miała z Kościołem PO, ujawniły się na wystąpieniu Tuska w Nakle, w sierpniu 2021 roku, gdzie mówił: „Ja jestem wciąż formalnie liderem Europejskiej Chrześcijańskiej Demokracji i mam, no ja, to jest dla mnie źródło nieustannego cierpienia kiedy widzę, że w Polsce tak duża część Kościoła zamieniła się jakby w część partii politycznej. […] Powiem szczerze, ja w tej chwili nie wiem co z tym zrobić. Bardzo bym chciał znaleźć partnerów też po stronie kościelnej, bo uważam – i to mówię z przekonaniem – że PiS w jakimś sensie tak angażując Kościół po jednej stronie barykady politycznej, tak bardzo upolityczniając Kościół, robi wielką krzywdę wszystkim wiernym.”
Fałsz pozornych deklaracji Tuska o poparciu dla rozdzielania Kościoła od państwa, widoczny jest w wypowiedziach, w których zachwala on Kościół i deklaruje, że brakuje mu Kościoła w polityce. Tak mówił na przykład podczas wystąpienia w Łopusznej, w czerwcu 2022 roku: „Chciałbym bardzo jakby mocno to, powtórzyć, że bardzo mi brakuje – i myślę, że nie jestem tu odosobniony – bardzo mi brakuje tego wymiaru chrześcijaństwa w polityce, w takiej codziennej polityce i Kościoła w polityce, którego doświadczyliśmy wiele, wiele lat temu. I naprawdę to była oaza wolności, naprawdę w kościele było się także po to żeby usłyszeć prawdę, żeby uzyskać pomoc kiedy się było w potrzebie, albo pomoc dla najsłabszych i to wszystko było tak jeden do jednego.”
Tak więc Tusk wspomina gdzieniegdzie o rozdziale Kościoła od państwa, bo widzi że tego oczekuje społeczeństwo. Jednocześnie stale powtarza, jaki to Kościół jest poszkodowany, potrzebny i jak to za mało jest go w polityce – czym sam zaprzecza sugestiom o potrzebie rozdziału. A to, że PO tak naprawdę nie chce takich zmian, potwierdzają kolejne działania samego Tuska i innych polityków tej partii – czego przykładem może być tchórzliwe wyjęcie kart do głosowania w tak drobnej sprawie jak uchwała broniąca Jana Pawła II – w marcu 2023 roku, czy dalsze rozdawanie publicznego mienia Kościołowi, jak to uczynili radni PO w Szczecinku w grudniu 2022 roku.
Masowe przyjmowanie migrantów
Donald Tusk jako polityk wyraźnie wspierający działania niemieckiej Christlich Demokratische Union – popierał masowe przyjmowanie imigrantów, strasząc czasem nawet karami jakie dotkną Polskę – jeżeli ta nie będzie chciała realizować narzuconej przez Niemcy, polityki Unii Europejskiej.
Na przykład w maju 2017 roku Tusk mówił (cyt. za Polskie Radio 24): „Najważniejsze, abyśmy rozstrzygnęli, także w Polsce, co jest naszym priorytetem. Czy chcemy wspólnie z Europą rozwiązywać problemy związane z migracją, a więc chronić granice, ale także pomagać tym państwom, które mają zbyt dużo uchodźców, czy też, jak to dzisiaj rząd polski proponuje, twardo wyłamywać się z europejskiej solidarności i nie przyjmować uchodźców. Oba podejścia mają swoje uzasadnienie, swoje argumenty, ale też koszty.”
Podobnie podejście do przyjmowania migrantów ma wielu polityków związanych z PO. Najbardziej wyrazista jest tutaj Janina Ochojska – pełniąca mandat w Parlamencie Europejskim z rekomendacji PO, która m.in. nawoływała do przyjęcia wszystkich migrantów z Afryki i Azji, sprowadzanych przez Putina pod polsko-białoruską granicę. Dość nagłośnionym przypadkiem był też poseł PO Franciszek Sterczewski – który w 2021 roku próbował przedostać się przez blokadę Straży Granicznej i dostarczyć rzeczy dla koczujących pod granicą migrantów – co można odebrać jako zachętę, by tę granicę forsowali, bo tutaj ktoś im pomoże.
W Polsce do grupy nazywanej „klasą średnią” należy mniejszość. Przeciętna pensja w Polsce bliska jest pensji minimalnej – a biorąc od uwagę metody badania, to statystyki znacząco upiększają ten obraz. Mamy wysokie bezrobocie. Dużo miejsc w Polsce spełnia definicję współcześnie rozumianych „kołchozów pracowniczych” – gdzie lokalną polityką zmusza się ludzi do pracy za najniższe wynagrodzenie, poniżej kwalifikacji i nierzadko bez umowy o pracę. Owa „klasa średnia” w Niemczech stanowi zaś większość – i brakuje tam pracowników do prostych prac fizycznych. W takiej sytuacji wielu niemieckich polityków chce sprowadzać do Niemiec więcej imigrantów z Afryki, Azji, a także z Polski – relokując przy tym do nas tych mniej wygodnych. Niemcy w ten sposób rozwiązują dwa problemy. U siebie pozbywają się imigrantów, którzy są agresywni i żerują na świadczeniach socjalnych, a w Polsce zwiększają liczbę bezrobotnych i przyczyniają się do dumpingu pracowniczego – co z kolei ma jeszcze bardziej zachęcić Polaków, aby migrowali do Niemiec.
Dla Tuska polityka napływu migrantów, bezrobocia i niskich płac to natomiast nie tylko sposób na przypodobanie się kolegom z Niemiec, ale i szansa na zyskanie poparcia właścicieli „januszexów”, czyli przedsiębiorców zatrudniających na najgorszych warunkach, którzy wykorzystują złą sytuację pracowników, nierzadko łamiąc ich prawa. Polacy jednak nie chcą takiej polityki, o czym świadczy bunt przeciwko PO w wyborach w 2015 roku, a także poparcie dla prosocjalnej polityki PiS i postulatów Lewicy (a fakt, że pomysły Lewicy dotyczące np. polityki mieszkaniowej, czy skrócenia czasu pracy, cieszą się poparciem, potwierdza to, jak chętnie PO je podkrada). Lęk związany z możliwością zabrania miejsc pracy, czy miejsc w kolejce po mieszkania przez migrantów dodatkowo pogłębiany jest przez obrazy migranckiej agresji na granicy polsko-białoruskiej, czy zamieszki we Francji i Niemczech. Tusk więc w tej kwestii nagle zmienił kierunek swojej narracji.
Na początku lipca 2023 roku Donald Tusk opublikował w mediach społecznościowych film, na którym zaczął straszyć migrantami, mówiąc: „Oglądamy wstrząśnięci sceny z brutalnych zamieszek we Francji – i właśnie teraz Kaczyński przygotowuje dokument, dzięki któremu do Polski przyjedzie jeszcze więcej obywateli z państw takich jak – tu cytuję – Arabia Saudyjska, Indie, Islamska Republika Iranu, Katar, Emiraty Arabskie, Nigeria czy Islamska Republika Pakistanu. Kaczyński już w zeszłym roku ściągnął z takich państw ponad 130 000 obywateli. 50 razy więcej niż w 2015 roku. Te wizy będzie można dostawać łatwo i szybko. I będą je jakby rozdzielać zewnętrzne firmy, bo tak dużo jest zamówień. Dlaczego Kaczyński równocześnie szczuje na obcych i na emigrantów, a równocześnie chce ich wpuścić setki tysięcy i to właśnie z takich państw? Może potrzebna mu jest wewnętrzna wojna, konflikt, strach polskich obywateli, bo wtedy lepiej mu rządzić, bo wtedy łatwiej będzie mu wygrać wybory. Musimy jak najszybciej go odsunąć od władzy, żeby uniknąć tego niebezpieczeństwa. Ono się naprawdę czai za rogiem.”
Ta nagła zmiana retoryki skutkowała nie tylko krytyką od strony innych partii i powszechnym śmiechem z infantylnej zmienności Tuska. Skrytykowały ją nawet środowiska dotychczas wspierające PO oraz niemieckie media. Na przykład 7 lipca na stronie inicjatywy Grupa Granica na Facebooku – nawołującej do przyjmowania migrantów – pojawił się wpis, w którym znalazły się takie słowa (fragmenty wpisu): „W październiku ubiegłego roku, z nadzieją, choć nie bez sceptycyzmu wynikającego z trzeźwego spojrzenia na krajobraz polskiej polityki, słuchałyśmy słów Donalda Tuska. […] Nie minął nawet rok, a już ten sam polityk, tak wcześniej oburzony nieludzkim traktowaniem uchodźczyń i uchodźców na granicy polsko-białoruskiej, sam przyczynia się do utrwalania narracji, w której to nieludzkie traktowanie ma źródło. […] Okrutna polityka polskiego rządu bierze się właśnie z takich przekonań, z takiego podejścia do ludzi innego wyznania, z podsycania lęków. […] Nawet jeżeli Donald Tusk swoją wypowiedzią zamierzał wykazać kłamstwa i hipokryzję prawicowej władzy, to środki do tego użyte zaczerpnął wprost z jej narracji. […] Dla nas, osób rozumiejących nieuchronność wędrówek ludzi, słowa Tuska są groźną zapowiedzią kontynuacji łamania praw człowieka przez nasz kraj.”
PO nie jest nawet u władzy, a już pojawiają się grupy zawiedzionych. W tym wypadku są zwolennicy masowego przyjmowania migrantów, dla których partia Tuska była główną nadzieją na zmiany. A przypomnę, że PO już rządziła i takich zawiedzionych było wtedy też sporo. Zwykle zażenowanie działalnością PO wynikało z bezczynności jej polityków, którzy przed wyborami obiecywali jakieś zmiany, zadbanie o jakąś grupę społeczną, czy rozliczenie polityków z innych partii za ich nadużycia. Po wyborach natomiast nie działo się nic, a nierealizowanie postulatów usprawiedliwiane było naiwnymi wymówkami pokroju „to nie jest czas na takie zmiany”. Teraz jest jeszcze gorzej, bo już nawet na etapie postulatów i obietnic, pojawia się masa wzajemnie wykluczających się elementów.
„Żałuję, że głosowałem na PO” – tego rodzaju zdania słyszałem nie raz. Ze strony jakiej grupy społecznej tym razem będą padać takie słowa najczęściej? Kogo jeszcze i kogo najbardziej zawiedzie PO? Nie można likwidować świadczeń socjalnych takich jak 500 Plus i jednocześnie je rozszerzać. Albo jedno, albo drugie. Nie da się przeprowadzić rozdziału Kościoła od państwa i jednocześnie bardziej nasycać Kościołem polską politykę. Nie jest też możliwe chronić Polskę przed masowym napływem migrantów, jednocześnie całkowicie otwierając dla nich granicę. Jeżeli głosi się dwie sprzeczne rzeczy, to co najmniej jedna musi być kłamstwem! Pewne jest za to jedno. Ktoś, kto świadomie kłamie, choć w jednej takiej kwestii, jest oszustem – a to znaczy, że będzie kłamać dalej i prędzej czy później jacyś wyborcy się na takim polityku mocno zawiodą.