hdr
Barwy walki z uciskiem i wyzyskiem
Polskie umysły obrabiają do spółki rzecznicy tradycjonalizmu narodowo-katolickiego i liberalni piewcy wolności. Do tych dwóch nurtów ograniczają się i media, i szkoła. Bogatsza natomiast jest oferta polityczna, odkąd lewicowe formacje powróciły do parlamentu. Ale w jakim sensie i w jakim stopniu to wciąż lewica?
Jej główne oblicze, które przyciąga młodych ma charakter progresywny. Chciała by ona dokończyć projekt nowoczesności – obdarzyć jednostkę kolejnymi prawami w życiu publicznym. Do wolności religijnych, obywatelskich, politycznych dodać te, które wiążą się z płcią, reprodukcją, rasą. Słowem, to tzw. lewica kulturowa, zajadle zwalczana przez tradycjonalistów jako neomarksizm, „tęczowa zaraza”. Brakuje cierpliwości i zdrowia, by opisać bełkot biskupich kazań, niby-myśli przykruchtowych publicystów na łamach „narodowych” czasopism i portali, intelektualną mizerię ministra Czarnka czy słowotok toruńskiej dyspozytorni. Dlatego stanie przy dyskryminowanych, artykułowanie ich potrzeb i odpowiadanie nań inicjatywami ustawodawczymi – jest rzeczą chwalebną. Wymaga jak zawsze od człowieka lewicy odwagi cywilnej, osobistej, niezależności intelektualnej i zacięcia społecznikowskiego. Kto to lekceważy, ten nigdy nie zajrzał do polskiej „studni czasu” w strefie wolnej od LGBT.
Jednak w polskich realiach to prace zlecone, zlecone przez konformistycznych nadwiślańskich liberałów. Naprawdę miłują oni tylko wolność robienia interesów na modłę swoich zaoceanicznych przewodników. Udają, że nie znają biologii człowieka. Nawet Europejczyków i światowców mamy na naszą polską miarę. Ale przynależność do lewicowej formacji wymaga znacznie więcej. W największym skrócie wymaga aprobaty celu głównego, jakim jest dążenie do zastąpienia społeczeństwa rynkowego, społeczeństwa poddanego logice akumulacji kapitału, wspólnotą życia i pracy. Taka wspólnota zaspokaja materialne potrzeby swoich członków w harmonii z przyrodą. Wówczas gospodarka przypomina obwarzanek, zdaniem angielskiej ekologicznej ekonomistki Kate Raworth. Jedną jego krawędź wyznaczają możliwości planety, a drugą – pula dóbr konieczna do dobrostanu wszystkich mieszkańców Ziemi. Taka wspólnota ma dla każdego ofertę pracy bądź zajęć, ma szeroką sferę beztowarowego zaspokajania bytowych i społecznych potrzeb: edukacji, zdrowia, zabezpieczenia starości, ma tani i wygodny zbiorowy transport, zapewnia każdemu własny kąt do życia itd. Dlatego w lewicowej perspektywie procesy, których efekty określają losy klas pracowniczych (stagnacji płac, elastycznych warunków zatrudnienia, konkurencji z pracownikami i pracowniczkami globalnego Południa) nie są zrządzeniem bezosobowych mechanizmów gospodarczych, tzw. rynku. W ich centrum znajdujemy zawsze interesy klasowe, walkę o ich realizację, władzę fabrykanta, rentiera, prezesa wielkiej korporacji, polityka tworzącego im wszystkim instytucjonalne warunki przechwytywania społecznego bogactwa. Po drugiej stronie stoi wyzuty z kwalifikacji pracownik nowoczesnej fabryki w centrum, szwaczka w fabryce potu w Bangladeszu czy nastolatek w Katandze, „zatrudniony” w kopalni kobaltu. Dlatego pierwsze, podstawowe kryterium dotyczy stosunku do kapitalizmu jako sytemu społeczno-ekonomicznego. W szkolnym i medialnym szumie informacyjnym, utrwalającym poczucie bezalternatywności Systemu– nie przebija się wiedza o jego naturze. Wiadomo tylko na pewno, że dwa największe zbrodnicze systemy to totalitaryzm nazistowski i komunistyczny. Kapitalizm jest poza wszelkim podejrzeniem?
Dlaczego postkapitalizm– sprawdzian z teorii
Skąd się biorą dary Rynkowego Pana, kto je wytwarza w procesach produkcji, jakim kosztem społecznym i ekologicznym? Kapitalizm ma marną przyszłość, ale bogatą przeszłość, częściowo już opisaną (A. Hochschild, D. Olsuoga, S. Federici). Na dobrodziejstwo inwentarza składa się: eksploatacja ziemi ludów nie znających Pana, którzy ją „opuścili” (90% tubylczej ludności Nowego Świata zabił wirus ospy prawdziwej przywleczony przez konkwistadorów), handel niewolnikami w atlantyckim trójkącie i eksploatacja ich pracy (około 12 mln wywiezionych), kilkadziesiąt milionów ofiar monsunów w Indiach. Kapryśnej przyrodzie pomogli Anglicy. Tak zreformowali rolnictwo, że tysiące ubogich „rajotów” pozbawili nawet skrawka ziemi. 15 mln zmarło podczas Wielkiego Głodu w latach 1876-78. Ludobójstwo „kauczukowe” w państwie belgijskiego władcy Leopolda II w Dolinie Konga (10-12 mln). Dalej, milionowe ofiary wojen opiumowych w Chinach, bo Anglicy nie mieli czym opłacać eksportu herbaty, a przecież nie mogło jej zabraknąć w porządnym domu o piątej po południu. Dalej, szeroko opisywane grodzenie ziem wspólnych w Anglii, by mieć w mieście taniego robotnika. Do tego dwie wojny światowe.
To wszystko ofiary pogoni za akumulacją kapitału, która wciągnęła w orbitę europejskiej gospodarki stopniowo całą ekumenę, odkąd komunikację na odległość ułatwił telegraf a transport kolej i parostatek. To co jest podstawą społeczeństwa urządzonego na potrzeby mnożenia kapitału, to podporządkowanie pracy, przyrody, nauki, państwa i prawa, by akumulację móc wzmóc. W tym celu przedsiębiorczy inaczej mógł skorzystać z taniej pracy, z taniej energii i surowców, z taniej żywności, z taniego życia niewolników i imigrantów, i przede wszystkim z niepłatnej pracy opiekuńczej kobiet. Np. obecnie napędzająca maszynerię zysku ropa naftowa równa się codziennej pracy miliardów energetycznych niewolników (R. Ayres, B. Warr). W Polsce takie wyliczenia sporządzał Stanisław Albinowski, piszący dla Trybuny. Dlatego „historia kapitalizmu płynie przez wyspy produkcji dóbr, wyrosłe na oceanie niepłatnej pracy i energii” (J. W. Moore). I dlatego opodatkowanie jest konieczne, by chociaż kolejne pokolenie mogło skonsumować dobrobyt, obiecywany przez propagandę obywatelskiego społeczeństwa, na poziomie wolnym od codziennych trosk, głównie teraz o spłatę kredytu.
Dlatego Karol Marks wciąż naszym przyjacielem jest. Nikt bowiem celniej nie odsłonił za pomocą analitycznych narzędzi i bystrego oka bijącego serca Systemu. A jest nim możliwość przejmowania przez właściciela kapitału bez własnej pracy – wartości, która powstaje dzięki darom przyrody (obecnie paliwa kopalne), pracy innych ludzi, i nauki (techniki). Przejmowana wartość przybiera postać różnorakich rent: zysku, dywidendy, odsetek, czynszu, opłat licencyjnych itd. Ta wartość reinwestowana prowadzi do majątku produkcyjnego, handlowego, akcyjnego. Z niej żywi się sektor finansowy i drużyna specjalistów. Akumulowany kapitał łatwo przekształcić na wpływy polityczne i hegemonię kulturową dzięki sponsorowaniu fundacji, katedr ekonomii i „instytutów badawczych” w rodzaju Forum Obywatelskiego Rozwoju. Pozwala też według własnego widzimisię wybierać kierunki inwestowania zgromadzonego kapitału: może samochody elektryczne, może biotechnologie, skoro budżety coraz więcej przeznaczają na ochronę zdrowia, może podróże na Marsa lub chociaż w kosmos? W rezultacie, jak podaje Oxfam. org, 1% najbogatszych na ziemi posiada dwa razy więcej bogactwa niż niemal siedem miliardów mieszkańców planety (6,9 miliarda). Co w perspektywie świata pracy znaczy, że połowa mieszkańców ziemi, żyje za mniej niż 5,5 dolara dziennie. Oto kapitalizm właśnie.
Diapazon stosunku do realnego kapitalizmu jest szeroki: od poszukiwania kapitalizmu z ludzką twarzą w stylu Tony Blaira czy Leszka Millera do radykalnej lewicy. Zdaniem ostatnich kapitalizm współczesny tkwi w strukturalnym kryzysie, dociera do ekologicznych i społecznych granic. Zatkały się rynki zbytu, bo spadł popyt w wyniku obniżki płac, na dodatek płace w sektorze usługowym są niskie. Bliski jest nie koniec pracy, tylko koniec dobrej pracy, także wskutek dekwalifikacji siły roboczej. Współczesny kapitalizm składa się z centrum i peryferii. W centrum dominuje kapitalizm monopolistyczno-finansowy, kapitalizm firm-wydmuszek, do których płynie strumień nadwyżki. Np. koszty chińskiej robocizny przy produkcji gadżetów Apple`a wyniosły w 2009 roku jedynie 3,6% ceny końcowej, za to globalna marża tej „technologicznej” firmy wynosiła 63%. Zachodnie centrum projektująco-zarządzające sprzężone jest z długimi łańcuchami pracy i wartości na peryferiach. Dopiero one mają konkurencyjny charakter. Dostawcy i poddostawcy pracy i komponentów zawzięcie muszą konkurować o zlecenia. Peryferyjny status ma też polska gospodarka, jej specjalność bowiem to tania praca i niskie podatki. Dobre płace oferuje tylko wysokokwalifikowanym specjalistom. Dostarczają oni wynalazków, patentów, poszerzają krąg konsumentów, umacniają markę itd. To przyboczna świta, która nie pracuje za „miskę ryżu”, tyko jak pełniący funkcję premiera M. Morawiecki – zarabiają na kolejne inwestycje w nieruchomości i akcje na giełdach świata.
Podatki i strefa bezpłatności – sprawdzian z wiedzy praktycznej
Skoro tak to zgromadzonym bogactwem, dzięki też optymalizacji podatkowej, emigracji zysków do rajów podatkowych rentierzy-kapitaliści powinni się dzielić. Jakież to gadżety by stworzył Steve Jobs na Haiti – gdzie nie ma wynalazków poczętych w sektorze publicznym, giełdy, rzesz potencjalnych konsumentów, klastrów itd. Dlatego trzeba się podzielić i dochodem firmy, i osobistym, podzielić dorobkiem życia ze wspólnotą, z której zasobów się skorzystało. Ktoś przecież pracownika urodził, wychował, wyposażył w kulturę, kwalifikacje. Kapitalista chciałby zapłacić tylko za te kilka prostych czynności wykonywanych monotonnie przez kilka godzin. Dlatego odczarowanie mitologii antypodatkowej, tak sprytnie preparowanej przez liberałów i Konfederatów, jest pilnym zadaniem lewicowych formacji. Przecież nawet prezydent Biden zrywa z zakłamaniem wielkich i małych misiów, a także wolnych strzelców z sektora informatycznego. Oni mogą zaoszczędzić tysiące, nawet miliony, kiedy szarak zaledwie dziesiątki. Jeden kupi kolejną nieruchomość jak prezes Obajtek, drugi – dodatkowy los na loterii. Tym bardziej, że ekonomiści głównego nurtu mówią, że przedsiębiorca jest wynagradzany za ryzyko, kreatywność, wiedzę. Dlaczego więc relacja między przeciętną płacą a płacą menedżera wynosiła w japońskim keiretsu jak 1 do 5, w USA w latach siedemdziesiątych jak 1-25? Obecnie – jak 1 do 185. A może, zgodnie z Marksem, liczy się tu układ sił między kapitałem (jego właścicielami, zarządcami, operatorami finansowymi) a zatrudnianymi pracownikami. Dostęp do taniego pracownika chińskiego czy polskiego wiele zmienił. Osłabła społeczna wartość siły roboczej – bez umów zbiorowych, reprezentacji związkowej. Czyżby nie dlatego obecnie Jeff Bezos tak zwalcza związki zawodowe w swoim imperium? Przedsiębiorcy korzystają z wynalazków powstałych w sektorze publicznym, korzystają z infrastruktury, nieopłaconej pracy reprodukcyjnej kobiet, z kwalifikacji uzyskiwanych w publicznych szkołach i uczelniach. Polscy błogosławieni tworzący miejsca pracy „inwestują”, ale głównie na Cyprze czy Luksemburgu. Dlatego w lewicowej agendzie na czołowym miejscu powinny znaleźć się takie postulaty jak: trzeci próg dochodowy, podatki od majątków i spadków, globalne podatki od gigantów cyfrowych, sektora finansowego, handlu wielkopowierzchniowego czy likwidacja rajów podatkowych. Dlatego dużo wysiłku czeka lewicę, by uodpornić klasy pracownicze na antypodatkową histerię przedsiębiorców i ich medialnych najmitów. Nawet na łamach Trybuny ich przedstawiciele leją krokodyle łzy nad „wyzyskiem” podatkowym, co dowodzi ich niezwykłej siły przebicia i słabości ideowej redaktorów.
Wraca państwo i planowanie, dlatego przedwojennych pułkowników sanacji nie mogą zastępować pisowscy pałkownicy
Liberałowie zohydzili państwo jako instrument racjonalności ogólnospołecznej. Teraz robią to skutecznie najemnicy Prezesa. Demokracja w pełnym znaczeniu słowa nie może być tylko demokracją liberalną, pozostawiającą poza zasięgiem decyzji zbiorowych sferę regulacji własności i stosunków pracy, redystrybucji bogactwa społecznego i sposobów wykorzystywania majątku produkcyjnego wspólnoty. Dlatego zwolennik lewicy nie walczy z państwem, tylko o lepsze państwo. Stara się odpowiedzialnie wytypować reprezentantów swoich interesów klasowych, ogólnospołecznych, europejskich i globalnych. By dalej ci reprezentanci kierowali sprawną administracją, choć ta zawsze ma dużą swobodę działania. Problem jej kontroli, problem agencji, jest zawsze trudnym wyzwaniem praktycznym.
Polak, ale losy Amazonii nie są mu obce
Kapitalizm wzrostu gospodarczego i masowej konsumpcji spowodował kryzys planetarny. Nie żyjemy w antropocenie tylko kapitałocenie. Nie pomoże zielona maska elekromobilności, kapitalizmu kognitywnego, cyfrowego, rewolucji przemysłowej 4.0 i wielu innych monideł przyszłości. Gospodarka stoi atomami, a nie bitami. Tymi można nakarmić pustą głowę, a nie pusty żołądek. Kto tak uważa popiera działania w różnych organizacyjnych formach, by poddać regulacjom wykorzystywanie minerałów, nośników energii, poziomu szkodliwych emisji. Łatwiej kształtować własny styl życia, wzbogacać go konsumpcją dóbr duchowych i siecią relacji z innymi. Symboliczna konsumpcja jest jałowa duchowo, nie rozwija żadnych dyspozycji poza niezdrową zawiścią i chęcią naśladownictwa. Taką wrażliwość powinna rozwijać rodzina, szkoła, media. Przedsiębiorcami może być 2,3 na sto uczennic i uczniów. Po co uczyć na studiach ochrony własności przemysłowej czy intelektualnej albo neoklasycznej ekonomii. Jej historyczny czas minął. Człowiek lewicy chce pozostać Polakiem, ale musi też być członkiem ogólnoludzkiej wspólnoty podzielonej na lokalne cywilizacje, wyznawców różnych religii, obywateli narodowych państw. Wszyscy żyjemy w jednym, globalnym ekosystemie. Dlatego lewica popiera inną niż obecna formę globalnego zarządzania. Obecna, pełniona przez jednostronne organizacje wielostronne jak WTO czy MFW, także stała się anachroniczna.
Temat uchodźców nie może przesłonić miejsca globalnego Południa w gospodarce centrum. Ile energii zużywa Zachód, a ile biedne kraje! Dlatego nie mogą one jako pierwsze ponosić skutków zmian klimatu. Zachód nie tylko z powodu solidarności musi przebudować i własne rolnictwo (kwestia subwencjonowania), i zmienić reguły handlu. Inaczej nie da się zahamować przyrostu naturalnego, wylesiania wskutek nadmiernego wypasu, emigracji zarobkowej, w końcu wojen żywnościowych (np. o wykorzystanie wód Nilu) i klimatycznych.
Nie będziesz wzdychał do Ameryki
Można cenić pragmatyzm Amerykanów, lubić popkulturę made in Hollywood, ale nie można naśladować modelu społeczeństwa, który stworzyli. Kto źle wybierze rodzinę, ten może żyć jak w kraju Trzeciego Świata, mimo oszałamiającego dochodu per capita. W lewicowej perspektywie ważniejszy jest ład, który amerykańskie państwo stworzyło w dekadzie lat 80. To popularna globalizacja, ale w istocie poddanie reżimowi akumulacji państw narodowych, pracy, bogactwa przyrody, w końcu samego życia – jak nie konsumujesz, to cię nie ma. Powstała cała instytucjonalno-prawna rama przechwytywania nadwyżki ekonomicznej: WTO, IPC, TRIPS, standardowe rachunki kosztów, normy produkcji ISO, reguły handlu (traktat waszyngtoński), ochrona inwestycji zagranicznych w praktyce przed polityką gospodarczą państwa (osławione ISDS), szeroko rozumiana ochron praw własności intelektualnej w interesie korporacji. Światowa nauka wprzęgnięta została w służbę korporacyjnej innowacyjności. Uniwersytet w Polsce po reformie Gowina ma być przedsiębiorczy, humanistyka ma radzić, jak być kreatywnym, zarządzać sobą jako jednostkowym przedsiębiorstwem. Można teraz patentować organizmy żywe, fragmenty DNA – zysk ci wszystko wybaczy. Dzięki rezerwowej walucie jaką jest dolar, gospodarka amerykańska stała się Globalnym Minotaurem, według określenia Yanisa Varoufakisa. Przerabia oszczędności świata na amerykańskie obligacje i produkty finansowe. Dzięki temu prezydent Biden może pozwolić sobie na kosztowne programy interwencyjne. To „keynesizm imperialistyczny” (A. Smith). Największy konsument energii, minerałów chciałby dalej prosperować dzięki swoistemu trollingowi patentowemu. Mieć u siebie firmy-wydmuszki posiadające patenty i wiedzę, natomiast własną działalność biznesową ograniczyć do tworzenia łańcuchów pracy i wartości. Stąd psująca się atmosfera współpracy międzynarodowej nad tworzeniem nowego wielobiegunowego ładu. Inną przeszkodą są zbrojenia. Niezależnie od nasycania gospodarki nowymi technologiami, rosną współczesne piramidy wszelkiego żelastwa, rośnie zarazem zagrożenie pokoju. W nowej sytuacji historycznej NATO tak, ale jako sojusz obronny, podporządkowany UE. Dlatego zwolennik lewicy może jedynie sympatyzować z lewicą partii Demokratycznej, z jej ideą nowego zielonego ładu, z ekosocjalizmem Alexandrii Ocasio-Cortez. Pewne nadzieje lewica może też pokładać w amerykańskim młodym pokoleniu. Ceni ono coraz bardziej skandynawski model gospodarki i społeczeństwa, społeczeństwa szerokiej indywidualnej wolności, ale zarazem solidarnego.