Słowo na środę (i czwartek też): Pan eurodeputowany Jacek Saryusz-Wolski doczekał się gejzeru pochwał, pochlebstw nawet, z licznych ust liderów Prawa i Sprawiedliwości. Nawet z tych najważniejszych Ust, skorelowanych z „Uchem Prezesa”.
Okazało się, że mamy Polaka, który ma w jednym palcu rozwiązanie wszystkich zawiłych problemów Unii Europejskiej. Fachowca, który merytorycznie, moralnie i patriotycznie bije na głowę dotychczasowego przewodniczącego Rady Europejskiej, tego Donalda Tuska.
Ale liderzy Prawa i Sprawiedliwości, prezentując litanię zalet pana euro deputowanego Jacka Saryusza-Wolskiego, nie wspomnieli o jednej z jego minionych zasług.
Był on aktywnym członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Towarzyszem Jackiem Saryuszem-Wolskim.
Był członkiem tej samej partii, z której, jeśli wierzyć publicznym deklaracjom pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego i pana wicemarszałka Sejmu RP Joachima Brudzińskiego, „cała Polska dziś się śmieje”.
Pani doktor Magdalena Ogórek nie była członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Miała tylko 11 lat, kiedy towarzysz Mietek Rakowski zarządził wyprowadzenie sztandaru tej partii.
Ale całej jej dotychczasowe życie polityczne upłynęło w środowisku byłych członków PZPR. Niektórzy, jak choćby Rysio Kalisz, byli jej mentorami politycznymi. Całkiem niedawno złożony z byłych członków PZPR zarząd SLD rekomendował ją jako kandydatkę postkomunistycznej lewicy na prezydenta RP.
Teraz pani doktor Ogórek jest twarzą PiS-owskiej, partyjno-narodowej TVP. A w wywiadzie dla prawicowego tygodnika „Do Rzeczy” podtrzymuje tezę o geniuszu politycznym pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego, drwi też z obecnej opozycji i ze swoich, byłych postkomuszych promotorów politycznych.
Patrząc na powyższe, oszałamiające wręcz, kariery, chylę czoła przed Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą i Sojuszem Lewicy Demokratycznej.
Jakże kadrotwórczą była PZPR, jakże taką teraz jest SLD.
Jakże niezwykle zdolni ludzie nosili legitymacje tych partii!
Zauważcie też, że pan prezes Jarosław Kaczyński ma szczególny pociąg do byłych „komuchów”. Werbalnie gardzi nimi, ale wielu z nich przyciąga do siebie. Taki polityczny masochizm uprawia.
Jeśli wierzyć dialektyce marksistowskiej zakładającej, że w życiu społecznym duża ilość takich samych ludzi, na przykład byłych członków PZPR zgromadzonych w jednej instytucji, może dać jej nową polityczną jakość, to ciekaw jestem czy doczekam nowych czasów. Kiedy kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości będzie się zwracało do siebie per „Towarzyszko” i ”Towarzyszu”.
„Towarzysz pan prezes Jarosław Kaczyński”, już ćwiczę prawidłową wymowę.