Mamy niedługo, my przyszli emeryci, a jest nas około 19 milionów, otrzymać listy, których treścią będą wariantowe wyliczenia wysokości naszej przyszłej emerytury.
Problem w tym, że ten kto w ZUS podjął decyzję o tej gigantycznej i kosztownej operacji nie użył, jak się zdaje, mózgu. Oto ZUS wyliczył wszystkie emerytury na podstawie obecnej ustawy, czyli tej, którą wprowadziła w 2013 roku koalicja PO-PSL, podwyższając limit wieku emerytalnego. Tymczasem jak wiadomo, 1 października, czyli raptem za trzy miesiące wejdzie w życie ustawa PiS, przywracająca, w ramach dobrej zmiany (tym razem bez cudzysłowu) poprzedni wiek emerytalny, ten sprzed 2013 roku, czyli 65 lat dla mężczyzn i 60 lat dla kobiet. Oznacza to, że informacje, które znajdą się w liście, będą nieaktualne, mylące, nieprzydatne. Nie pierwsza to co prawda fałszywa informacja, jaką otrzymujemy od władzy, rzecz jednak w tym, że ten nonsens staje się po stokroć piramidalny dlatego, że ta wysyłka kosztować będzie ZUS czyli w końcu także nas, krociową sumę. Wystarczy przemnożyć 19 milionów razy jeden złoty, to już mamy 19 milionów złotych, a każda przesyłka bez wątpienia będzie kosztować może dwa, może trzy razy więcej, nie licząc kosztów papieru. Jaką wysokość miałaby piramida ułożona z 19 milionów listów?
Nie pozostaje nic innego, jak zaapelować do kierownictwa ZUS, by zawiesiło tę decyzje i poczekało do wejścia w życie nowej ustawy. Wtedy taka przesyłka będzie miał sens. Dziś byłoby to – dosłownie – wrzucenie w błoto krociowej sumy i ton papieru. Czyżby w tym celu Szyszko tak wściekle wycina lasy?