Już wkrótce, za kilka tygodni, to symboliczne zdjęcie poniżej będzie nieaktualne. Prężący się przed ministrem porucznicy, sierżanci, kapitanowie, chorążowie wkrótce zostaną awansowani na wyższe stopnie.
Wojskowym biuralistom ręce już mdleją od wypisywania wniosków awansowych, które z okazji Święta Niepodległości pan minister gęstwą rozsypie nad armią. Będzie ich co najmniej trzy tysiące, a mówi się że może być jeszcze więcej. Mówi się tak, bo legendą obrosła już ostatnia wizyta pana ministra pośród żołnierzy pełniących służbę w Afganistanie. Podobno ledwo wygrzebywali się spod góry ministerialnej łaskawości wyrażanej właśnie odznaczeniami i awansami…
Pan minister udowadnia czarno na białym, że wieloletnia praca jego poprzedników, starających się odwrócić żołnierską piramidę była psu na budę warta. Przez lata słyszeliśmy o chorej strukturze armii, w której o wiele więcej było wodzów niż Indian, a admirałów więcej niż okrętów. Onyszkiewicz, Komorowski, Szmajdziński głowili się jak temu zaradzić, jak postawić armię z głowy na nogi, wprowadzali pragmatykę służbową, limity wiekowe… A pan Macierewicz śmieje się w kułak z tych starań. Niczym z rogu obfitości sypie prezentami jak leci, w ilościach hurtowych…
Zastanawia się niejeden, jak to możliwe, że panowie żołnierze i panowie oficerowie, ludzie przecież ogładzeni, a nawet wykształceni, bez mrugnięcia powieką czytają „apele smoleńskie”, milczą wobec największych nawet głupstw wypowiadanych przez ich ministra i jego kolegów. Teraz wszystko się powoli wyjaśnia… Bliższa koszula ciału niż sukmana, bliższy medal i awans niż „poległ”, czy „zginął”.
{loadposition social}
{loadposition zobacz_takze}