Rząd PiS miał być tym, który uratuje polskie górnictwo i być może to właśnie te obietnice zdecydowały o jego sukcesie wyborczym. Teraz górników zaskakują informacje o planach likwidacji kolejnych kopalń.
Od początku tego miesiąca trwają rozmowy przedstawicieli Ministerstwa Energii z działaczami górniczych związków zawodowych. Na razie dotyczą one ewentualnej likwidacji dwóch śląskich kopalń: KWK Sośnica (w Gliwicach) i KWK Kurpiński (w Suszcu). Obie kopalnie przynoszą straty, a więc powinny zostać zrestrukturyzowane, co oznacza, że mogą zakończyć swój żywot. Dla górników – i w ogóle mieszkańców Górnego Śląska – oznacza to po prostu likwidację tysięcy miejsc pracy. Co gorsza, nieoficjalnie mówi się też o zbliżających się zamknięciach kolejnych kopalń.
Rząd swoje, górnicy swoje
Wiceminister energii, Grzegorz Tobiszowski poinformował oficjalnie, że dopiero rozpoczęły się prace oraz rozmowy na temat sposobów ratowania zagrożonych likwidacją kopalń. Zaznaczył, że konieczne są dokładne analizy ekonomiczno-techniczne, a także porozumienie ze stroną społeczną, czyli ze związkowcami. Strona rządowa starała się też demontować coraz powszechniejsze wśród górników pogłoski o tym, iż likwidacja czeka kolejne kopalnie. Z oficjalnych informacji wynika, że nie dojdzie do zamknięcia połączonych kopalń w Rudzie Śląskiej, utworzonych przed miesiącem z połączenia trzech zakładów: Halemba-Wirek, Bielszowice oraz Pokój. Część ich majątku została przekazana do Polskiej Grupy Górniczej – spółki, która została powołana 1 maja jako następczyni zagrożonej upadkiem Kompanii Węglowej. Jednak inna część ich majątku trafiła już do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, o której sami górnicy mówią, że jest to „umieralnia” ich zakładów pracy. Spółka ta została bowiem stworzona przez poprzedni rząd w celu zagospodarowywania majątku po skazanych na likwidację kopalniach. Jeśli któraś z nich zostaje przekazana do SPR, pracownicy mogą mieć pewność, że wkrótce stracą pracę, bo taka decyzja jest odbierana jako wyrok śmierci na kopalnię.
Tymczasem odpowiedzialny za funkcjonowanie branży górniczej resort utrzymuje, że nie przewiduje likwidacji kopalń, a jedynie ich usprawnienie i wdrożenie programu naprawczego. Polega on m.in. na tym, że wybiera się po kawałku pewne części dotychczasowych kopalń i je likwiduje, bądź łączy z innymi. W celu optymalizacji kosztów, oczywiście.
Wrze wśród górników
Pojawiają się jednak informacje o tym, iż Ministerstwo Energii już wytypowało sześć kopalń do likwidacji. Mają to być: KWK Sośnica, KWK Rydułtowy-Anna, KWK Pokój, Halemba-Wirek, KWK Wujek oraz KWK Krupiński. Jeśli faktycznie zostaną one zlikwidowane, pracę straci kilkanaście tysięcy ludzi. Nic więc dziwnego, że wśród górników zawrzało. Owo wrzenie dotyczy również górniczych struktur „Solidarności”, która wspierała PiS w czasie kampanii wyborczej, choć jej Region Śląsko-Dąbrowski był raczej sceptyczny wobec takich deklaracji politycznych. Nie można wykluczyć, że na tle działań obecnego rządu w stosunku do górnictwa w nieodległej przyszłości dojdzie do rozłamu w tej jednej z największych central związkowych w Polsce.
– Taki podział jest coraz wyraźniejszy, nasi ludzie rozmawiają z członkami górniczej „Solidarności” i widzą, co się tam dzieje. Oni nie chcą się bawić w politykę, tylko bronią swoich miejsc pracy. Jak przyjdzie co do czego, to staną w obronie kopalni, a nie po stronie rządu. To przecież normalne – mówi nam jeden z górniczych związkowców.
Górnicy oceniają, że w ostatnim czasie zostali oszukani zarówno przez PO, jak i przez PiS. Jak mówią, składane im obietnice zarówno przez poprzednio, jak i obecnie rządzących były podyktowane ich doraźnym interesem politycznym. Ubiegły rok upłynął bowiem pod znakiem kampanii wyborczych, kiedy ludziom obiecuje się wszystko, byle tylko zyskać ich głosy, a przynajmniej – chwilowo uspokoić ich gniew. – W zeszłym roku wszyscy nas zapewniali, jak bardzo zależy im na górnictwie, jak mocno będą zabiegać o utrzymanie miejsc pracy i że węgiel ma przyszłość. Po wyborach robią jednak to samo, co robili poprzednicy, a co zapoczątkował jeszcze rząd Buzka, który masowo likwidował kopalnie – słyszymy od jednego z działaczy górniczych związków zawodowych.
„Jeśli chce ktoś przyjść i zamknąć KWK Wujek nie ma problemu. My, górnicy z Wujka, razem z zamordowaną dziewiątką [w czasie stanu wojennego – przyp. MO] naszych braci czekamy na was pod krzyżem” – napisali związkowcy z kopalni Wujek na jednym z portali społecznościowych.
W komentarzach górników dominuje rozgoryczenie i rozczarowanie. Nie tylko ci zrzeszeni w „Solidarności” czują się oszukani i wykorzystani na potrzeby niedawnej kampanii wyborczej. Największe rozgoryczenie powodują informacje o planach likwidacji kopalni Wujek i przekształcenia jej w muzeum. Wszak odegrała swoją rolę symboliczną i historyczną. Górnicy podkreślają jednak w swoich komentarzach, że jest to nie tylko symboliczna kopalnia, ale też wciąż mająca społeczny potencjał buntu.
Chcemy wiedzieć, jak wygrać
Odnosząc się do rządowych zapowiedzi likwidacji ich kopalni, jeden z górników Wujka napisał: – Niech lepiej ten polityk mi odpowie, dlaczego od stycznia na rynku światowym cena węgla systematycznie wzrasta, a kopalnie dalej sprzedawać muszą po dużo, dużo niższych cenach? Dlaczego w dalszym ciągu ten polityk toleruje import obcego węgla i na koniec niech nam wszystkim powie, czy to prawda, że ten węgiel, który mamy jeszcze w ścianach, już dawno został sprzedany a pieniędzy nie ma?
Górnicy zapowiadają walkę o swoje zakłady pracy podkreślając, że nie wierzą w twierdzenia tzw. ekspertów o tym, iż część kopalń musi zostać zamknięta ze względu na kończące się w nich złoża węgla bądź pogarszające się warunki wydobycia. Nie kryją również swojego oburzenia faktem, że część ludzi nie tylko nie rozumie ich sytuacji, ale wręcz wyrażają satysfakcję, że górnicy mogą wkrótce podzielić los innych pracowników z masowo zamykanych zakładów pracy.
– Zniechęcając ludzi do działania, metoda była banalnie prosta: zastraszyć tak, aby żaden nie był pewien swego zatrudnienia. Psychoza rozrosła się do takich rozmiarów, że ludzie, aby utrzymać miejsce pracy, nie widzieli innego sposobu jak donoszenie na innych. Doszło nawet do takich przypadków, że wymyślano kłamstwa na kolegę z pracy o rzekomo jego zaangażowaniu w ruch oporu na zakładzie – przypomina jeden z górników atmosferę lat 90. XX w. – Wystarczyło po jednym takim przykładzie na każdym zakładzie pracy, aby pozostali jak baranki spokojnie i nieświadomie, mamieni do samego końca wizją ocalenia właśnie ich zakładu pracy, szli na rzeź. Więc niech nikt nie oczekuje od górnika, że będzie kapował czy donosił na kolegę, z którym przez tyle lat narażał swe życie i że ma jeszcze siłę po tylu latach upokorzeń znowu podnieść głowę i powiedzieć władzy: „NIE!” – zastrzega.
– Nie podawajcie nam przykładu ludzkich porażek, proszę was, podawajcie nam przykłady jak mamy walczyć, by wygrać, nie przegrać. Pokazujcie nam przykłady waszych sukcesów, a nie porażek. My nie zazdrościmy sąsiadowi ani samochodu ani wynagrodzenia, staramy się z nim rozmawiać jak człowiek z człowiekiem – apeluje górnik z kopalni Wujek.
Wygląda, niestety, na to, iż kolejny rząd, odwołujący się do dziedzictwa pierwszej „Solidarności” zlikwiduje kolejny z symboli tego ruchu społecznego. Wiele lat temu umarła Stocznia Gdańska, uznawana za kolebkę „Solidarności”. Przez kilka lat od rozpoczęcia przemian kapitalistycznych nadzieje jej pracowników podtrzymywali funkcjonariusze kościoła katolickiego, tacy jak prałat Henryk Jankowski czy ojciec Tadeusz Ryzyk, który nawet prowadził publiczną zbiórkę pieniędzy na jej uratowanie. Z wiadomym skutkiem. W ostatnich latach przedstawiciele kościoła katolickiego stracili jakoś zainteresowanie problemami ludzi pracy, o których tak się troszczyli jeszcze 20-30 lat temu. Co najwyżej pojawią się oni podczas inauguracji przekształconej w muzeum kopalni Wujek. Tyle że przekształcane w muzea kolejne kopalnie nie zapewnią tylu miejsc pracy i godnego życia pracownikom, ile dawały czynne kopalnie.