Komisja Europejska dyskutowała nad projektem przyszłego budżetu. Z tej okazji media wygrzebały list eurodeputowanych PiS, którzy napisali do Jean-Claude’a Junckera, aby Unia wzięła na siebie większą część kosztów programu 500 plus, bo „stanowi on znaczne obciążenie dla budżetu”.
Gdy o tym usłyszałam, w mojej głowie zaczął migotać wielki podświetlany napis: „To jest złe na tak wielu poziomach!”.
Po pierwsze – i nie wiem czy nie najważniejsze – naprawdę poszlibyście po prośbie do kogoś, kto „gwałci waszą suwerenność”, tłamsi i okupuje, jest zepsutym lewackim agresorem, do którego biegają z donosami tylko „zdrajcy” i „szmalcownicy”? Wyciągnęlibyście rękę w geście „dej” do kogoś, kto wam „pluje w twarz”, nabiwszy wcześniej piany przy pomocy odwołań do honoru i chrześcijańskich korzeni?
To przecież tak, jak gdyby Janusz Korwin-Mikke szukał wsparcia w Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej Piotra Ikonowicza i jeszcze rozliczał go z socjalizmu.
Jeszcze inny sęk tkwi w tym, że program 500+ w tej formie, w jakiej funkcjonuje obecnie, jest (jeszcze tysiąc razy będziecie mnie za to palić na stosie, a ja tysiąc razy powtórzę to samo) programem realizującym politykę prorodzinną według skrajnie konserwatywnego sznytu – minister Rafalska przy każdej okazji podkreśla „potencjał opiekuńczy” kobiet-beneficjentek. Wciąż, przy niewątpliwie płynących z niego korzyściach, pozostawia samym sobie pracujące samodzielne matki jednego dziecka, wciąż dzieli dzieciaki na te warte i mniej warte zachodu, wciąż promuje i nagradza bardzo konkretną, tradycyjną i patriarchalną wizję rodziny.
Daj pieniążka!
Nie widzę powodu, dlaczego Unia Europejska miałaby akurat taką wizję wspierać, państwu eurodeputowanym umknęło bowiem najwyraźniej, że Europa XXI wieku zdążyła już poszerzyć definicję rodziny o związki nieheteronormatywne, zapewnić takim parom możliwość zawarcia małżeństwa i wychowania dzieci, kobietom gwarantuje zaś samodzielne decydowanie o swojej rozrodczości, a bezpłodnym parom procedury in vitro. Dzieciom daje możliwość uzyskania rzetelnej edukacji seksualnej. Chroni przed przemocą domową za pomocą międzynarodowych konwencji. Otwiera się na uchodźców. Żadnego z powyższych punktów Polska wspierać nie tylko nie ma zamiaru, ale jest jeszcze z tego niezmiernie dumna. Nie jest w stanie nic zaproponować Junckerowi nawet „na przynętę” na zasadzie: „my przyjmiemy uchodźców/ przeznaczymy tyle i tyle na edukację seksualną w szkołach – a wy się nam dołożycie do świadczenia”.
Gdyby jeszcze chociaż obiecali, że w zamian obejmą nim wszystkie dzieci, bez wyjątku. Nie, politycy PiS nawet nie zająknęli się o tym, by zaoferować od siebie cokolwiek. Postanowili wspaniałomyślnie dać unijnej Sodomie i Gomorze szansę pokazania, że „rzeczywiście popiera programy prorodzinne”. To mogłoby się udać. Mogłoby. Ale na pewno nie na zasadzie „należy nam się, bo nam się budżet nie spina”.
Zwłaszcza, że po wyciętych przez Szyszkę lasach niosą się echa uruchomienia artykułu 7. Jeszcze harwestery na dobre nie wyjechały z Puszczy Białowieskiej. Jeszcze Trybunał Konstytucyjny nie zdążył wziąć na tapetę „aborcji eugenicznej”, jeszcze nie okrzepł nowy minister zdrowia, który publicznie twierdzi, że prawo do używania „organów stanowiących sacrum w ludzkim ciele” mają tylko osoby związane sakramentem małżeństwa. A PiS oczekuje, że z jakiegoś powodu rzucą w niego kasą kraje reprezentujące biegunowo odmienne rozumienie podstawowej komórki społecznej, tożsamości, płciowości.
Bo jak nie…
Nijaka, oględna odpowiedź komisarz Marianne Thyssen raczej nie pozostawia złudzeń. „UE chce wspierać prosocjalne inicjatywy swoich członków, ale ważne jest inwestowanie w programy, które są odpowiednie, zrównoważone i efektywne”. Szykujcie się na kolejny odcinek serialu o złej Unii, co poskąpiła na polskie dziatki. Za chwilę, w roku wyborczym, a może i wcześniej, kiedy rząd przestanie sobie radzić (jak widać po planach budżetowych na 2018 zeszłoroczny marzyciel Morawiecki nieco zszedł na ziemię) usłyszymy o tym, że to przez chciwych urzędasów z Niemiec nie damy na wszystkie dzieci, albo że możemy dać tylko 450. I że to przez nich polska rodzina dalej musi wstawać z kolan.
Najlepszy komentarz do tej sprawy przeczytałam na profilu Piotra Matejczyka: „Nasraj na wycieraczkę i poproś właściciela mieszkania o papier”.