8 grudnia 2024

loader

Nam korzystać nie kazano?

Trybuna rozmawia z posłem do Parlamentu Europejskiego, prof. Bogusławem Liberadzkim

Cóż takiego sią stało, że frakcja Socjalistów i Demokratów Parlamentu Europejskiego postanowiła zorganizować konferencję w sprawie wyzwań gospodarczych i społecznych w Unii Europejskiej. Na dodatek na swoistej „sesji wyjazdowej” w Polsce?

Prof. Bogusław Liberadzki: – Powody naszego przyjazdu są dwa. Po pierwsze, to zgromadzeniem pod sejmem w sprawie sytuacji kobiet w Polsce. Brała w nim udział pięcioosobowa delegacja frakcji politycznej Socjalistów i Demokratów. Byli to posłowie z Niemiec, Austrii, Belgii i oczywiście z Polski. Przypomnę, że w środę w PE odbędzie się debata na ten temat. Nasza delegacja miała więc misję, żeby ustalić, jak naprawdę sprawy tu wyglądają. W środę zaprezentujemy swoje stanowisko.
Druga rzecz zamyka się w głównym haśle naszej konferencji, czyli socjaldemokracja europejska wobec współczesnych wyzwań stojących przed Unią Europejską. Realizujemy cykl czterech konferencji w różnych częściach Polski – za każdym razem dla czterech województw. Zapraszamy przedstawicieli samorządów – tych, które są bliskie naszym wartościom, zapraszamy partnerów społecznych typu Unia Pracy, czy Odrodzenie Gospodarcze im. Edwarda Gierka, organizacje pozarządowe. Chodzi o to, żeby wiedzieć, w jakim stanie – gospodarczo rzecz biorąc – jest Unia Europejska. To ważne, bo – przypomnijmy – że tzw. „plan Morawieckiego” nawiązuje bardzo konkretnie, to możliwości finansowych Brukseli. My zaś – socjaliści – jesteśmy tam po to, żeby doglądać w tym wszystkim interesów zwykłych ludzi.
Dyskusja rozpoczęła się od pewnej retrospekcji historycznej związanej z Polską po II Wojnie Światowej. Jaki wówczas osiągnęliśmy poziom uprzemysłowienia. A potem III RP – czy polityka prywatyzacyjna, to dobrodziejstwo, czy zło? Czy więcej było pozytywów, czy negatywów – przecież nie można zapominać, że przyniosła ona jednak wiele szkody, między innymi spowodowane sprzedażą zakładów, które kupowano po to tylko, żeby je zamknąć.

To przykład całej polskiej elektroniki, która była na niezłym, czy w niektórych przypadkach – na wręcz doskonałym poziomie.

– Okazuje się, że to była sytuacja złożona, bo były takie firmy, które nie były w stanie z nikim konkurować, ale były też takie, które były zdolne takie produkty proponować, lecz nie dano im szansy. Złożono je w prezencie innym.
Myślą przewodnią była więc pewna korekta polityki historycznej – taka, która pokazywałaby, że okres 1945-1989 nie był czasem straconym, jeśli chodzi o rozwój gospodarki.

Ale wróćmy do „planu Morawieckiego”…

– Kończy się otóż czas pokazywania slajdów, obrazków, zaczyna się czas prawdy – co tam jest naprawdę. Ten czas „co tam jest naprawdę” rodzi coraz więcej pytań i powodów do zaniepokojenia.
Na przykład – „plan Morawickiego” zakłada, że 50 proc. środków inwestycyjnych na realizację jego programu ma pochodzić z Unii Europejskiej. Jeżeli tak, to oznacza, że mamy zamiar pozyskać 80 mld. euro w funduszach strukturalnych, społecznych, itp. z lat 2014-2020. Tymczasem poziom zaawansowania, absorbcji tych środków wynosi zaledwie kilka procent. To jest parę miliardów z tych 80. A przypominam – mamy już rok 2016…
Jest też pytanie, na co konkretnie przeznaczymy te 80 mld. euro? Czy to będą „inwestycje”, czy to będą pieniądze „wydatkowane”. Czy więc zbudujemy coś, czy po prostu wydamy te pieniądze powiedziałbym banalnie, żeby statystycznie dobrze to wyglądało. Przypominam – 80 mld. euro, a więc jeszcze daleko do tego, co sobie premier zakłada.
Kolejna sprawa. Tydzień temu Jean Cloud Juncker złożył oświadczenie – że z 315 mld. euro, które przewidziano z tzw. planu Junckera na inwestycje w krajach Unii Europejskiej rozdzielono dotąd 116 miliardów. Na Polskę wypadło na razie… 60 mln. euro.

To znaczy, że o tyle na razie wystąpiliśmy?

– Tak. Dlaczego nie o 5 – 6 miliardów, żeby chociaż jakieś proporcje między powagą kraju a oczekiwanym zasileniem zachować, tylko ledwie 60 milionów?
Mało tego – Juncker zakomunikował, że 315 mld. o jakich mówimy, będzie zwiększone do 500 mld. euro! Polska na razie oświadczyła, że skorzysta z tej puli na poziomie ok. 700 mln. euro… A limit jest – przypominam 500 mld. Czyli wystąpiliśmy o jedną tysięczną, mniej więcej. Po prostu – zamiast slajdów trzeba przygotowywać projekty inwestycyjne…

Skoro różnice między realiami a możliwościami są tak dramatyczne, to może my po prostu nie potrafimy planować, obliczyć własnych potrzeb, może jesteśmy jakimś biednym kraikiem, który nie ma żadnych możliwości, żeby zaplanować swój własny rozwój?

– Może rządzący nie umieją tego robić, albo po prostu nie potrzebują? Może uważają, że lepiej młodzież wysyłać za granicę niż uprzemysławiać własne państwo.

Tylko, że i z wykształceniem mogą być niejakie problemy, bo – jak się okazuje, lekcje przyrody i nauki ścisłe, mają być w nowych planach nauczania ograniczone na rzecz historii.

– To będzie kolejny błąd, bo polityka historyczna nie zastąpi polityki gospodarczej – jeśli oczywiście chcemy osiągnąć jakiś przyzwoity poziom dobrobytu.

Nie pierwszy raz dzwoni pan na trwogę, że nie wykorzystujemy funduszy unijnych. Czy to odnosi skutek, czy ktoś się tym przejmuje, pyta o coś, czegoś chce?

– Nie, na razie ani ciekawości ani nerwowości w rządzie nie widać. Rząd spokojnie snuje swoje plany.

To nie jest krzepiąca perspektywa.

– Tak ale wciąż jest wystarczająco wcześnie, żeby to zmienić. Dlatego trzeba o tym mówić.

Dziękujemy za rozmowę.

MORAWIECKI 4

trybuna.info

Poprzedni

Przebudzenie potentatów

Następny

Real Madryt boi się kibiców Legii