Tusk już rzucił coś deweloperom i bankierom pod ukradzionym ruchowi lokatorskiemu hasłem „Mieszkanie prawem, nie towarem”, a teraz zajął się kolejną kategorią, na której szczególnie PO zależy. Tusk teraz jeździ po kraju i przedstawia „Program dla przedsiębiorców”.
Donald Tusk oznajmił w Poznaniu „Wszędzie spotykamy przedsiębiorców, przedsiębiorczynie, którzy mają głębokie poczucie krzywdy oraz marnowania wysiłku i nadziei ludzi, z którymi na co dzień współpracują”.
„To wy utrzymujecie państwo, a nie odwrotnie” – oznajmił lider PO, zwracając się do przedsiębiorców.
Pracownicy wycięci z przemówień prawicy
Sól ziemi, to oni sami pracują, sami wszystko utrzymują, sami dźwigają na barkach ten kraj. O milionach pracowników i pracownic, które faktycznie wykonują ciężką robotę ani słowa. W Polskiej debacie politycznej nie ma takiej kategorii, jak pracownik, o robotniku nawet nie wspominając. U nas liczy się tylko kapitalista, landlord, ksiądz i polityk. Wokół nich wszystko tutaj się kręci, to oni są jedyną siłą sprawczą i tylko im się należy. Wszystko im się należy.
To jest jakaś specyfika Europy Wschodniej, że praktycznie wycięto całe miliony ludzi nawet z przemówień politycznych. Na Zachodzie, owszem mamy dominację kapitału, ale jako że tam jeszcze pamiętają i trochę się obawiają siły zorganizowanego świata pracy, oprócz „klasy średniej” i „przedsiębiorców”, pojawia się dość często pojęcie „working class”. U nas natomiast taka kategoria nie istnieje. Firmy działają przecież wyłącznie dzięki sile woli „przedsiębiorców”, czyli ludzi, którzy czerpią zysk z pracy tych, których zatrudniają.
Nie ma kasjerki, nie ma budowlańca, nie ma pracownika magazynu, nie ma kurierów, nie ma osób sprzątających, nie ma osób zajmujących się pracą opiekuńczą, nie ma żadnej innej kategorii poza wyłącznie jakąś zupełnie abstrakcyjną „klasą średnią”, której nawet porządnie nie potrafią zdefiniować.
Strach przed klasą pracującą
Moim zdaniem u polityków prawicy istnieje jakieś głębokie wyparcie, bardzo boją się nawet wspomnieć o pracownikach, żeby czasem sama klasa pracująca nie przypomniała sobie o swojej sile. Oraz ciąży na nich być może jakieś nieuświadomione poczucie winy, że to wszystko, co mają, do czego doszli, osiągnęli dzięki zaprzedaniu interesów pracowniczych, dzięki wyrzuceniu do kosza programu Samorządnej Rzeczpospolitej, dzięki klęsce robotników zaangażowanych w Solidarność, na której, niczym na nawozie, wyrosły kariery większości obecnych czołowych polityków.
Te miliony wciąż targa gniew, a PiS, choć przecież współodpowiedzialny za budowę III RP, tym gniewem próbuje zarządzać. Próbuje kokietować delikatnie środowiska pracownicze, ale jak co do czego przyjdzie to też zawsze podwija ogon przed biznesem.
Wszystko jednak cała ta nasza „debata publiczna” jest oparta na fałszu, na kłamstwie, na maskowaniu rzeczywistości, na pomijaniu interesów większości ludzi mieszkających i pracujących w tym kraju. Tarcze „antykryzysowe” pokazywały najdobitniej w czyim interesie tutaj wszystko się obraca, kto dostał z worki z kasą, a kto kopa w tyłek. I tak kolejne już dziesięciolecie. Ile jeszcze lat ludzie dają się w ten sposób pomijać, wycinać i poniżać?