Neonazistowski smród roznoszący się po Polsce dotarł, za sprawą dziennikarzy, do nosów władzy. Do tej pory władza udawała, że smrodu nie ma. Wybryki narodowców, szowinistów i neonazistów na licznych marszach uznawane były jedynie za incydenty pojedynczych osób albo uznawano, że pewne grupy opozycyjne są przeczulone na punkcie odmian patriotyzmu popieranych przez PiS.
Prokuratura pobłażliwie traktowała donosy o skandalicznych zachowaniach osób siejących nienawiść, rasizm i bijących kobiety na manifestacjach. Kościół przyjmował na mszach zorganizowane grupy narodowców i kibiców oraz modlił się za nich. Wicemarszałkini Sejmu Beata Mazurek rozumiała zachowanie narodowców polegające na pobiciu demonstrantów KOD. Prokurator z Białegostoku uznał swastykę za symbol pokoju czy czegoś tam. I tam można bez końca wymieniać zaniechania i zarazem przyzwalające gesty władzy względem narodowców i neonazistów, bo to elektorat PiS-u przecież.
Policja i prokuratura, zamiast likwidować i karać zwyrodnialców, ochrania demonstracje organizowane przez władzę. Aktualnie kilkaset osób w kraju oskarżonych jest o zakłócanie porządku na demonstracjach, bo nieśli nieodpowiednie transparenty albo używali tub nagłaśniających. Oczywiście, nie dotyczy to narodowców. Takie właśnie zachowanie władzy pokazuje jak bardzo sprzyja ona narodowcom, szowinistom i neonazistom itp.
Kiedy to nie policja i prokuratura, ale dziennikarze pokazali jak mają się sprawy, nagle PiS-owscy urzędnicy urzędowo uznali, bo przecież nie sami z siebie, że nie ma przyzwolenia na takie praktyki. Mówili to pewnie przez zaciśnięte usta. Do tej pory narodowego i nazistowskiego smrodu nie czuli, a nawet uznawali, że wydają oni zapachy. Teraz władza mówi, że zrobi z tą gangreną porządek, ale ja jej nie wierzę.