Warszawa. 09.10.2021. Kongres Zjenoczeniowy Lewicy. Laczy nas Polska. Fot. Filip Błażejowski
Tak się nagle zachmurzyło. Nad niebem lewicowym widać czarne chmury. Wiatr sondażowych zmian przywiał strach, który zajrzał politykom w oczy. I słusznie. Jeśli zaczęli się bać, to dobrze. Wynik poniżej progu wyborczego i daleki od Konfederacji powinien dawać do myślenia. Trzeba coś zmienić.
Czym polityk lewicowy różni się, na pierwszy rzut oka, od tego z prawicy? Dobre pytanie. W zasadzie to niczym. Nie jest to tylko nasza przypadłość. Wszędzie na świecie politycy wyglądają podobnie. Czasami jedynie co wrażliwsze albo bardziej odważne jednostki decydują się na własny styl i wizerunek. Większość wybiera bezpieczną, casualową elegancję, bo tak się przyjęło. Na tym etapie polityk prawicowy i lewicowy są nierozróżnialni. Jeśli zatem nie wizją, należałoby się różnić fonią. Bo programów wyborczych i tak nikt nie czyta. Różnić się nie tylko na poziomie fleksji, ale przede wszystkim semantyki. Różnić się w tym, jakich środków wyrazu używa się w języku i do jakich symboli się odwołuje. I taki język i jego odpowiednia modyfikacja winna być przez polityków przyswajana docelowo, żeby wytworzyć u słuchacza, czyli wyborcy, długotrwałe wrażenie inności, ale także winna być podejmowana doraźnie, jeśli sprawy nie idą po naszej myśli. A obecnie ewidentnie nie idą.
Wyścig o wszystko
W czubie tabeli mamy dziś w wyścigu do Sejmu samą prawicę, ultraprawicę i zakamuflowaną opcję prawicową, czyli PiS, Konfederację, PO i Hołownię. Wszystkie one wymieniają Pana Boga, Ojczyznę, tradycję i rodzinę przez przypadki w większości swoich przekazów. Naród, Polacy, miliony Polaków, Dzień Flagi. I jak widać, to działa. Na tę narodową narrację obywatel, zwłaszcza w czasie wojny na wschodzie, daje się nabierać. Bo to bezpiecznie mieć oparcie w jakimś niemierzalnym acz niezawodnym abstrakcie. Abstrakt nigdy nie zawodzi, na abstrakt można liczyć albo wszystko nań zrzucić, jeśli się nie uda. Tymczasem lewica, miast machać drzewcem z biało-czerwoną, kurczowo dzierży w dłoni tęczowy proporzec. Mówi o praworządności w ramach Unii Europejskiej, kiedy PiS i reszta wali w nią jak w bęben, w związku ze skandalem korupcyjnym, od którego trzeba się stanowczo odcinać. Człowiek jednak ma dwie ręce. Prawica w jednej trzyma krzyż a w drugiej orzełka. Co stoi na przeszkodzie, żeby na lewicowych partaitagach zacząć machać dwiema flagami?
Samo machanie jednak nie wystarczy. Należy oprócz sztandarów uzbroić się w narodowy sztafaż pojęć i wyobrażeń; w patriotyczny know-how, ale po naszemu. Bo ich myślenie o patriotyzmie, to myślenie…moczarowskie. Tak właśnie. Prawica dziś, na wzór dawnych moczarowców, zawłaszczyła skutecznie historię, ojczyznę i naród. To PiS i jego ludzie piszą podręczniki, podsuwają do czczenia tłuszczy co i nowe święta i celebry. I tak ich trzeba przedstawiać i o nich mówić. Ich historia to moczaryzm.
Niech nas wyzywają
A przecież prawda o Polsce i jej dorobku nie urodziła się wczoraj. To Biały Orzeł, to Popiel od Myszy, Mieszko i szkoły tysiąclatki. To też dorobek PRL-u. Wystarczy popatrzeć na wielką płytę, bez której nawet pisowskie reformy mieszkalnictwa niewiele by zdziałały. I ta cała nie prawicowa historia jest do opowiedzenia. Trzeba zacząć ją wzruszać. Mówić o dumie z bycia Polakiem, który ma prawo do innego myślenia. Wzruszyć patriotyczny, dawno nieodkurzany podręcznik do obsługi Polaków. Ku naszemu zbawieniu, są w Polsce ludzie którzy potrafią to robić. Mowa o dawnych towarzyszach z ZMP, uczelnianych profesorach na emeryturze, lektorach ze szkół marksizmu-leninizmu. Przy całym szacunku dla nowego, młodego skrzydła, tak ja, jak i moi rówieśnicy i młodsi od nas, nie potrafią mówić takim językiem. Przynajmniej nie tak dobrze i tak przekonująco. A Ci którzy potrafią są wśród nas. Chcą działać. Na tyle, na ile pozwala im zdrowie. Mają sporo wolnego czasu. Tylko głupiec nie skorzystałby z ich doświadczenia. I to zupełnie za darmo.
Nazwą nas postkomuną. I dobrze. Lepsza taka postkomuna niż prawicowy Moczar. Wszystko jest lepsze niż Moczar i PiS, który mówi jego językiem. Siermiężnym, do tego z gracją enerdowskiego jazzmana.