9 grudnia 2024

loader

Niech obywatele decydują

Demokracja nie zaczyna się i nie kończy na wielotysięcznych manifestacjach na warszawskich ulicach i przed Sejmem. Dla bardzo wielu ważniejsze jest to, co dzieje się bliżej: w ich miastach i osiedlach.

To nieprawda, że w tym roku i w następnym nie ma żadnych wyborów. Dwa tygodnie temu zakończyły się wybory w Koszalinie. Wzięło w nich udział 6000 mieszkańców. Oznacza to, że frekwencja wyborcza wyniosła tam 6 proc. To i tak lepiej niż we Wrocławiu, gdzie w ostatnich wyborach brało udział 3,8 proc. wrocławian. Za kilka miesięcy we Wrocławiu odbędą się kolejne wybory. I nic nie zapowiada, że tym razem będzie lepiej. Mowa oczywiście o wyborach do rad dzielnic i osiedli, które w różnych miastach odbywają się w różnych terminach.

Sołtys w mieście

Sołtysa we wsi znają wszyscy. O przewodniczącym zarządu osiedla lub zarządu dzielnicy w naszym miejscu zamieszkania z reguły wiemy niewiele, albo i nic. A przecież jest on odpowiednikiem sołtysa i rady sołeckiej działającej w gminach wiejskich. Obie rady działają w ramach tak zwanych jednostek pomocniczych gminy i na podstawie ustawy o samorządzie gminnym. Jednak ustawa tylko w kilku lakonicznych zdaniach otwiera furtkę do tworzenia na terenie gmin sołectw, dzielnic i osiedli – reszta jest w rękach władz gminy. Rady dzielnicowe i osiedlowe powoływane są uchwałą rad miejskich, a zasady ich funkcjonowania zapisane są w statucie.
W Warszawie powołanie rad dzielnicy jest obligatoryjne, gdyż wynika z ustawy warszawskiej. W pozostałych miastach to radni miejscy decydują, czy w dzielnicach i osiedlach powstaną rady. W Białymstoku, na przykład, w latach 2006 – 2016 nie było żadnej rady osiedla. Po dziesięcioletniej przerwie, wybory przeprowadzono w czerwcu tego roku i to tylko w tych osiedlach, w których mieszkańcy sobie tego życzyli. Mieszkańcy musieli bowiem złożyć wniosek o powołanie rady osiedla poparty podpisami 3 proc. mieszkańców. Wybory odbyły się w 16 spośród 28 osiedli. Ale ostatecznie powstało jedynie 11 rad osiedlowych, bo drugą barierę do pokonania był próg frekwencyjny ustawiony na poziomie 3 proc.
Zdecydowanie łatwiej jest zostać radnym osiedlowym we Wrocławiu. Wystarczy, że liczba zgłoszonych kandydatów w danym okręgu jest nie mniejsza niż liczba mandatów przypadających na ten okręg. Progu frekwencji wyborczej nie ma, więc jeśli kandydatów jest tylu, ile mandatów, stają się oni automatycznie radnymi osiedlowymi – bez przeprowadzania głosowania. W ten sposób w 2012 roku – bez przeprowadzania wyborów – powstała co czwarta rada osiedlowa we Wrocławiu. Jak będzie na wiosnę, w kolejnych wyborach – nie wiadomo. Mówi się o zmianach, o tym, że wniosek o powołanie nowej rady osiedla będzie musiało poprzeć co najmniej 10 proc. uprawnionych do głosowania mieszkańców, a w wyborach kandydatów będzie musiało być więcej niż mandatów radnych.

Reanimacja trupa?

Przed ostatnimi wyborami do rad osiedli jeden z prawicowych wrocławskich radnych miejskich stwierdził, że „rady osiedli są trupem”. To bardzo krzywdząca opinia dla kilkudziesięciu tysięcy radnych rad osiedli i dzielnic. Oczywiście w każdym mieście są rady, w których panuje marazm, ale są też takie, które na miarę swoich możliwości starają się działać aktywnie. Problem w tym, że władze miast nie palą się do dzielenia się z radami osiedlowymi swoimi kompetencjami, do przekazywania im w zarząd mienia komunalnego i co najważniejsze: do szczodrego finansowania działalności rad osiedlowych z własnych budżetów. Z budżetu Wrocławia 48 rad osiedli otrzymuje w ciągu roku na swoją działalność łącznie 2,5 mln złotych. Stanowi to 0,06 procenta wydatków miasta!
Lewica nie może mieć najmniejszych wątpliwości, że rady osiedli powinny działać i rozwijać się. Są bowiem ważnym elementem społeczeństwa obywatelskiego. Odsetek Polaków należących do różnego rodzaju organizacji i działających aktywnie w życiu publicznym, jest jednym z najniższych w Europie. Według „Diagnozy Społecznej 2015” profesora Czapińskiego jedynie 1 na 15 Polaków pełni lub kiedykolwiek pełnił jakąś funkcję z wyboru. Jakże inaczej wyglądałoby doświadczenie wielu polityków z „wielkiej polityki”, gdyby zawsze zaczynali swoje kariery od działalności na rzecz lokalnych społeczności. Zresztą od jakiegoś czasu coraz większą sympatią wyborców cieszą się różnego rodzaju ruchy miejskie, niebędące agendami krajowych partii. Wydaje się, że rady dzielnic i rady osiedli mogłyby być doskonałymi ośrodkami aktywności dla działaczy takich ruchów. Warunek jest jeden: rady osiedli trzeba wyposażyć w konkretne narzędzia do działania.

Osiedlowa – nie parafialna

Jest jeszcze jeden ważny aspekt działania rad osiedlowych. We Wrocławiu jest 48 osiedli i 70 parafii. W wielu wypadkach granice administracyjne w znacznej mierze pokrywają się – to zresztą nie dziwi. Ale niejednokrotnie, oględnie mówiąc, „stopień zażyłości” obu organizacji kłóci się z zasadami świeckiego państwa. Jako przykład mogę podać wrocławską Radę Osiedla Gądów-Popowice Płd., gdzie 14 na 21 radnych osiedlowych uzyskało mandat startując z komitetu o nazwie: „Komitet przy Parafiach: Miłosierdzia Bożego i Świętego Maksymiliana Marii Kolbego”. Warto więc, aby aktywność ogółu mieszkańców doprowadziła do tego, że wszystkie rady osiedli staną się autentycznym reprezentantem mieszkańców, a nie drugim wcieleniem rad parafialnych.

Budżet obywatelski

W wielu miastach zaczyna z powodzeniem funkcjonować budżet obywatelski. We Wrocławiu w połowie października zakończyło się głosowanie nad rozdysponowaniem 25 milionów złotych, z tego 21 milionów były to pieniądze przeznaczone na realizację projektów w 14 wyodrębnionych rejonach Wrocławia. Ale rady osiedli funkcjonujące w tych rejonach nie otrzymały od miasta ani żadnych szczególnych kompetencji, ani zadań związanych z budżetem obywatelskim. W większości wypadków ograniczyły się do publikacji na swoich stronach internetowych wykazu projektów z własnego terenu. Tymczasem to właśnie wokół rad osiedli powinna się koncentrować cała aktywność związana z przygotowaniem projektów lokalnych. To rady osiedla powinny być pierwszym miejscem, do którego trafiają projekty. To rady osiedli powinny organizować i przeprowadzać głosowania nad projektami dotyczącymi osiedla. Bo sytuacja, która miała miejsce we Wrocławiu, gdzie na projekt budowy placu zabaw na mojej ulicy, mogli głosować mieszkańcy z drugiego końca miasta – była raczej bez sensu. Zapewnienie radom osiedli szczególnej roli w rozdysponowywaniu pieniędzy w ramach budżetu obywatelskiego z pewnością odbije się pozytywnie na pozycji rad osiedlowych w lokalnych społecznościach.

Władza w ręce rad

Zadaniem rad osiedlowych jest opiniowanie zamierzeń władz miasta dotyczących osiedla. Szkopuł w tym, że uwagi i opinie wyrażane przez rady nie obligują władz miasta do niczego. I tak zrobią to, co będą uważały za stosowne. Jeśli chcemy traktować radnych osiedlowych poważnie, musimy dać im prawo do decydowania o sprawach dotyczących osiedli, którym zarządzają.
Przez Polskę przetacza się awantura związana z uchwaloną przez Sejm skandaliczną „ustawą dekomunizacyjną”. Wynika z niej, że niekiedy to wojewoda, będący przedstawicielem rządu RP, będzie decydował o nazwie osiedlowej ulicy. Tymczasem to właśnie do samorządu osiedla powinna należeć ostateczna decyzja o nazwach ulic, bo on najlepiej potrafi reprezentować mieszkańców tej ulicy. Bardzo wąski zakres realnej władzy, to na pewno jedna z kluczowych przyczyn małego zainteresowania radami osiedli. Po co nam rady, skoro i tak o niczym nie decydują. A na pewno jest możliwość przygotowania całej listy spraw, w których ostateczną decyzję mogą z powodzeniem podejmować – w imieniu mieszkańców – właśnie radni osiedla lub dzielnicy.

Inicjatywa uchwałodawcza

W niektórych miastach, jak na przykład w Poznaniu, rady osiedla otrzymały inicjatywę uchwałodawczą w radach swoich miast. Oznacza to, że radni w osiedlach tych miast przestali być petentami, mogącymi jedynie prosić, postulować i doradzać. Mając inicjatywę uchwałodawczą, mogą być autorami projektów uchwał, które potem będą musiały być rozpatrzone i przegłosowane przez rządzących miastem. Upowszechnienie tej ważnej kompetencji rady osiedla w innych miastach, byłoby kolejnym elementem budowania realnej pozycji i siły rady w społeczności lokalnej.

Wspólne wybory

Dramatycznie niska frekwencja podczas wyborów do rad osiedli i dzielnic, to również słaby mandat radnych osiedlowych. A gdyby tak wybory do rad osiedli i dzielnic odbywały się w jednym terminie z wyborami samorządowymi? Tam też frekwencja nie zachwyca, ale z reguły jest jednak kilkakrotnie wyższa.

Obywatele decydują

Wprowadzenie postulowanych przeze mnie kompetencji rad osiedlowych na pewno przekonałoby mieszkańców co do tego, że w wielu sprawach to oni, obywatelki i obywatele, decydują – a nie jakaś mityczna „góra”. Dlaczego rady osiedla nie miałyby pytać się obywateli o każdą istotną dla osiedla sprawę w internetowym referendum? Jak w Szwajcarii.
Tylko czy to wszystko da się zrealizować w obecnym stanie prawnym? Teoretycznie – tak. Praktycznie – nie. Bo oznaczałoby to konieczność podzielenia się z radami osiedlowymi częścią władzy przez obecnych włodarzy miast. A władzą nikt się dzielić nie lubi. Dlatego SLD, powinien zaproponować w swoim programie wprowadzenie takich zapisów do ustawy o samorządzie gminnym, które zapewniałyby wszystkim radom dzielnic i osiedli więcej realnej władzy.

trybuna.info

Poprzedni

Sukces Legii cudzoziemskiej

Następny

Pomogą emigrantom