1 grudnia 2024

loader

Nieco historii w politycznych rozmowach…

Jurij Andropow i Jaruzelski

„Historyk pisze o historii. Polityk ją tworzy, musi więc rozważać warianty oraz ich następstwa”.
gen. Wojciech Jaruzelski

Zainteresowanie Państwa Czytelników tekstem „Konstytucja 3 Maja i stan wojenny”- serdecznie dziękuję za słowa uznania – a głównie zgłaszane sugestie i oczekiwania, skrótowo ujmuję pytaniem – czy Generał korzystał z faktów, przykładów historycznych w rozmowach z politykami. Tak, i to wielokrotnie, stosownie do okoliczności i rozmówcy.

Kontynuując problematykę podejmowaną w poprzednich tekstach, zatrzymam Państwa uwagę na kilku przykładach historycznych, podanych podczas rozmów z radzieckimi. Było ich wiele w latach 1980-81, pisałem wcześniej, m.in. o „tajemniczej podróży” Generała i Stanisława Kani do Brześcia (tekst, „Ostateczne posunięcie”, z 7-8 kwietnia 2021). Wspomnę tylko niejako nawiasem, że przed udaniem się „tę podróż”, rozmawiał z Mieczysławem Rakowskim na balkonie gmachu URM. Po latach, w 2008 r. zanotowałem kilka osobistych refleksji Generała. „Wiesz Mieczysławie, że moja Żona ma swój koloryt charakteru, to dobra osoba, trzeba ją rozumieć i zrozumieć. Córka Monika – moje jedyne dziecko, to dobra, mądra dziewczyna, prawie panienka. Proszę Ciebie, aby nic im się nie stało, zaopiekuj się nimi gdybym musiał zostać na dłużej. Znasz atmosferę w kraju >po Bydgoszczy<, staraj się nie dopuścić do bratniego rozlewu krwi, między nami Polakami. Wszystko, nawet duże ustępstwa, aby tylko nie doszło do bijatyki. Teraz jest chwilowe uspokojenie po 4-ro godzinnym strajku. To solidarnościowi radykałowie >nabierają siły< do dalszej walki z władzą, rozmawialiśmy kilka razy, znasz moje zdanie … podobnie myśli Stanisław”… W Brześciu … historia Na Okęciu wsiadali do radzieckiego samolotu, bez żadnych oznakowań. Tajemnica ta dawała wiele do myślenia. Przy trapie stał gen. Gribkow, zasalutował i stał! Generał rzekł – „może byście mnie wprowadzili na pokład”, co powoli, flegmatycznie uczynił.

Generał odczytał jako zapowiedź losu, jakiego? Na pokładzie poddał się zadumie. Co za los, 40 lat temu, tyle że w czerwcu, w bydlęcym wagonie z Matką i siostrą jako 18-letni młodzieniec (Ojciec jechał osobno), jechał na Syberię. Wiedział z rodzinnych pamiątek, że tą samą trasą jechał przez Szadryńsk, a faktycznie szedł, choć jako szlachcicowi przysługiwała tzw. kibitka – dziadek Wojciech, ukarany 12-letnim zesłaniem za udział w Powstaniu Styczniowym. „Jeśli będę musiał u nich >zostać na dłużej<, poproszę o Bijsk, tu spoczywa mój Ojciec … jako Sybirakowi i frontowemu żołnierzowi, chyba nie odmówią aż takiej >przysługi<, ale to wspomnienie osobiste” … Obaj, ze Stanisławem Kanią lecieli w milczeniu, pogrążeni w swoich myślach. Główne tematy rozmowy w Brześciu z Jurijem Andropowem i Dmitrijem Ustinowem w salonce wagonu kolejowego- sytuacja gospodarcza i stan wojenny. Po wysłuchaniu wstępnych wypowiedzi i pytań, Generał rozpoczął swoją wypowiedź od dłuższego wywodu. „Polacy są specyficznym narodem, emocje biorą często górę nad rozumem. Kilka dni temu rozmawiałem z Prymasem. To mądry kapłan, patriota – realista, nie romantyk. Powiedział mi- >Jeżeli człowiek stoi w jakimś pomieszczeniu , to nie może jednocześnie opierać się o dwie przeciwległe ściany. Kraj nasz znajduje się jak gdyby między dwiema ścianami- słowiańską i germańską. Polska w tej sytuacji powinna opierać się o ścianę słowiańską<. Tak realistycznie myśli nasz Prymas i część biskupów, nie mówię, że wszyscy. Taka ocena stosunków ze wschodnim sąsiadem (Prymas nie używał określenia ZSRR) dla władzy jest obecnie bardzo ważna, choć duża część duchownych wspiera Solidarność.

Przestrzega nas przed rozlewem bratniej krwi. Słyszałem od waszych przyjaciół, jak dotkliwie przeżyliście >dni Budapesztu<, rozlew bratniej krwi i rozpacz Węgrów (tu Generał zwrócił się do Andropowa, w 1956 r. był ambasadorem ZSRR). Nie chcę – podobnie jak wy- przeżywać >dni Warszawy<. Widziałem ją we wrześniu 1944 r., zapamiętałem swąd spalenizny i rozpacz ocalałych ludzi. Wy znacie ból i rozpacz Węgrów, cierpienie rodzin tam poległych żołnierzy radzieckich. Wiecie doskonale jaki te wydarzenia mają wpływ na obecne stosunki ZSRR-Węgry. Wysiłek Janosa Kadara – sami wiecie jak ogromny- pozwolił zabliźnić rany. Ból rodzin węgierskich przeżywamy na swój, niemal rodzinny sposób. U nas jest znane powiedzenie, >Polak- Węgier, dwa bratanki<. Przyjaźń polsko – węgierska liczy już sześć wieków. Węgierka, Jadwiga Andegaweńska, żona króla Władysława Jagiełły, ma u nas laur świętej. Ucząc się z literatury języka rosyjskiego na Syberii, usłyszałem taką opowiastkę o rosyjskich carach. Mikołaj powiedział, że Polska miała dwóch głupich królów, którzy uratowali Habsburgów. To Jan III Sobieski i on. W 1848 r. podczas powstania węgierskiego, wysłał na Węgry Korpus gen. Iwana Paskiewicza.

Za tę pomoc, podczas wojny krymskiej w 1853 r., Austria przyłączyła się do przeciwników Rosji. Car nie spodziewał się, że Habsburgowie zadziwią świat taką bezczelną niewdzięcznością. My, Polacy pamiętamy, że wraz z carską Rosją wzięli udział w dwóch rozbiorach Polski. Ale chcemy mieć dobre stosunki i z dawną Rosją, dziś ZSRR i naszymi sąsiadami na południu i zachodzie”. Dalej – Generał zwrócił się do marsz. Dmitrija Ustinowa. „Mówiąc o incydencie w Bydgoszczy, przekonujecie mnie i tow. Stanisława do zgody na zwiększenie ilości waszych wojsk w Polsce. Uważam to za chybiony wniosek. Miał rację tow. Andropow, gdy zdecydował, żeby radzieckie dywizje wyszły z Budapesztu, w 1956 r. (wtrącenie – ale musiały wrócić). Tak, wróciły, ale na prośbę samych Węgrów. Postawmy pytanie – jako kto? Sojusznicy, rozjemcy, którzy mają jeden cel – rozdzielić bijących się Węgrów. Wasi żołnierze wrócili, przyszli do Węgrów z wyciągniętą ręką – nieśli pomoc w uspokojeniu sytuacji i opanowaniu ich wzajemnej wrogości. To się w większości udało, broni używali w ostateczności. Wam tow. marszałku powiem szczerze (pa duszam)- byłem przerażony, gdy dowiedziałem się o próbach zaczepiania waszych żołnierzy przez osoby cywilne, że grupy cywili demonstracyjnie pojawiały się przed waszymi koszarami podczas ćwiczenia Sojuz-81. Zaleciłem tow. Milewskiemu, by milicja nie zbliżała się do nich, by nie doszło do pobicia, ofiar śmiertelnych. Żeby zajęła się nimi SB i usunęła bez użycia siły. Na szczęście to się udało.

Kilka dni temu telefonicznie rozmawiałem z gen. Zarudinem, dziękowałem za spokojne, opanowane działanie. Że nie reagowaliście na zaczepki chuliganów. Wam tow. marszałku także otwarcie dziękuję. Wracam do Budapesztu. Gdyby wasze wojska nie wyszły, to grupy rozwydrzonych, uzbrojonych opozycjonistów, by was atakowały. Wtedy bylibyście – rozmawiamy szczerze, jak frontowi oficerowie – bylibyście dla nich wrogami. Każdy atak na wasze koszary, węgierscy opozycjoniści traktowaliby jako czyn patriotyczny. To samo byłoby w Legnicy, chuligani staliby się patriotami. Dlatego miał racje tow. Andropow, wyprowadzając wasze wojska. Wróciły po kilku dniach, ale jako przyjaciele, niosący pomoc rozjemcy. Oto mądrość decyzji politycznej i wojskowej. Proszę was towarzysze, zechciejcie wziąć od uwagę emocjonalność naszych narodów. Polacy są bardzo uczuleni na tym tle. Uczucia czasami mają wymiar patriotyczny. Gdy byłem uczniem gimnazjum u księży Marianów w Warszawie, uczyłem się o Powstaniu Listopadowym. Nauczyciel historii, mówił o sile polskiego patriotyzmu, podawał przykład uczuć Joanny Grudzińskiej i Wielkiego Księcia Konstantego. Przekonała przyszłego męża do ślubu w obrządku katolickim, co uchodziło za skandal, że Polka poślubiła Rosjanina. Miała dobroczynny wpływ na męża, z czasem mówił, że czuje się Polakiem, choć Wielki Książę Konstanty, nie jest dobrze oceniany w naszej historii”.

Pozwólcie Państwo na uzupełnienie tego wspomnienia Generała, o czym w Brześciu nie mówił. Otóż, Joanna Grudzińska, ur. w 1791 r., była doskonałą tancerkę i urodną panną. Na jednym z balów poznał ją Wielki Książę Konstanty. Miał żonę Julię, niemiecką księżniczkę sasko-Koburską, którą poślubił na żądanie babki, carycy Katarzyny. Nie darzył jej uczuciem i znęcał się do tego stopnia, że opuściła Petersburg. W Warszawie miał syna z kochanką, aktorką Józefiną Meciar, którą po kilku latach oddalił. Konstanty poprosił brata, cara Aleksandra o zgodę na rozwód i ślub, za cenę jego rezygnacji z korony i jego dzieci, na rzecz brata Mikołaja I. Przekonał do ślubu matkę, carycę Marię Fiodorowną. Romans trwał kilka lat, zakończony ślubem 24 maja 1820 r. w Warszawie (Joanna miała 29 lat). Uchodziło to za skandal – poddana żoną carskiego brata, Polka i Rosjanin! Najpierw była uroczystość cywila, potem ślub w obrządku prawosławnym oraz katolickim. Car Aleksander I nadał bratowej dobra łowickie i tytuł książęcy, później na jej cześć nazwał statek „Księżna Łowicka”. Joanna miała dobroczynny wpływ na męża, z czasem mówił, że czuje się Polakiem. W szklanej szkatułce, Konstanty przechowywał ślubne rękawiczki żony, chusteczkę z jej monogramem i świecę. Na jej życzenie w Belwederze wybudowano kaplicę (jest do dziś). Konstanty zmarł na cholerę wiosną 1831 r. Żona boleśnie przeżyła jego śmierć, włożyła do trumny pukiel włosów. Zmarła 29 listopada 1831 r. i spoczęła obok męża w Carskim Siole, w podziemiach katolickiego kościoła. W 1929 r. za zgodą władz ZSRR, rodzina przeprowadziła ekshumację zwłok Joanny i przeniosła je do Rąbina (niedaleko Śremu) – rodowej miejscowości Chłapowskich i spoczęła na cmentarzu przy Kościele Św. Piotra i Pawła. Starszą siostrą Joanny była Antonina- żona gen. Dezyderego Chłapowskiego. Powieść Wacława Gąsiorowskiego „Księżna Łowicka”, posłużyła za kanwę do filmu o tym tytule. Został wyemitowany w 1932 r. (Joanna – rola Jadwigi Smosarskiej, Konstanty – Stefan Jaracz, muzyka do walca „Nie trzeba wcale słów”). I drugie, krótkie uzupełnienie. Wiemy ze szkolnych lekcji historii, że Wiedeń przyniósł Janowi Sobieskiemu nieśmiertelną sławę – jednego z najwybitniejszych dowódców kawalerii. Jej szarżę poprzedził ogień artyleryjski, rozpoznawcze uderzenie piechoty o czym zapomniał Napoleon pod Waterloo (podziwiał to Carl Clausewitz). W 100 lat później Jan Matejko ofiarował papieżowi Leonowi XIII obraz „Bitwa pod Wiedniem”. Wyprawa króla pod Wiedeń była też skutkiem przekupienia polskich magnatów przez Austrię, którzy grozili rokoszem na Sejmie w 1678 r. (była obroną królewskiej korony). Wieczysty pokój zawarty z Rosją w 1686 r. zakładał oddanie Rosji lewobrzeżnej Ukrainy z Kijowem, który Rosja miała zwrócić po 2 latach (nie oddała) oraz prawo opieki cara nad prawosławnymi na terenie Polski (to pozwalało Rosji mieszać się w wewnętrzne sprawy, co wykorzystał car Piotr I, pisałem w„Konstytucji 3 Maja” ). Król od cara otrzymał 140 tys. rubli na wyposażenie wojska i militarne wsparcie Moskwy. Wracam do historycznych refleksji Generała. Dalej mówił radzieckim rozmówcom. „Tak w Polsce jak i w ZSRR panowanie carów, mimo niektórych pozytywnych faktów jest oceniane bardzo krytycznie. U nas niewielu pamięta, że pieśń, modlitwa „Boh hrani caria” dała początek pieśni >Boże coś Polskę<. Pamiętam, jak w 1968 r. przewodniczyłem polskiej delegacji podczas pogrzebu marsz. Konstantego Rokossowskiego. Podprowadzono do nas Kaganowicza – mówiąc mu, że to polska delegacja. Chwilę się zamyślił po czym mówi- >A Poliaki, Zdrowaś Maryja<. My, w Polsce, patrząc na stosunki z ZSRR, odczucia obywateli naszych krajów musimy brać pod uwagę. Wielu ma w pamięci wdzięczność okazywaną zesłańcom, którą po ludzku pamiętamy. Musimy wspólnie jeszcze wiele uczynić, by umacniać tę ludzką dobroć, wspomóżcie nasze wysiłki”. Tematu Sybiru dalej Generał „nie ciągnął”- na tym tle radzieccy byli mocno uczuleni, jak mi po latach powiedział.

Zwrócił uwagę na groźbę bratobójczej walki, co radzieccy mocno podkreślali. „Macie własne, bolesne doświadczenia bratobójczych walk z lat rewolucji. Nie możemy dopuścić do walk między nami, Polakami. Stan wojenny traktujemy jako ostateczność, ale najpierw musimy wykorzystać wszystkie inne możliwości. Zechciejcie nas zrozumieć. Na pierwszym miejscu wasza pomoc gospodarcza ma najwyższą wartość, choć Solidarność tego nie zauważa”. Dalej rozmowy koncentrowały się na aktualnej sytuacji w Polsce. Na zakończenie rozmowy Andropow powiedział – „No, niech będzie. Nie wprowadzajcie stanu wojennego, ale też nie spóźnijcie się z decyzją. To też kosztuje”. Co Państwo myślicie? Generał pisze o tej rozmowie w książce „Stan wojenny. Dlaczego”, rozdział „Lot i lądowanie”. Kilka dni później, 9 kwietnia, na posiedzeniu BP KPZR, relacjonując „brzeskie spotkanie”, marsz. Dmitrij Ustnow, mimo krytycznych uwag m.in. ocenił – „trzeba nam tę dwójkę, Kanię i Jaruzelskiego utrzymać i umocnić więź między nimi … Obecnie bardzo ważne jest utrzymanie prawidłowego tonu w stosunkach z naszymi przyjaciółmi. Z jednej strony nie trzeba ich przyhamowywać bez potrzeby, nie potęgować nerwowości, aby nie opadały im ręce. A z drugiej – wywierać ciągłą presję, taktownie zwracać uwagę na błędy i słabości ich polityki, w towarzyskim duchu doradzać, co należy zrobić”. Andropow i Ustinow usłyszeli podziękowanie, że „odbyli bardzo pożyteczne spotkanie z Kanią i Jaruzelskim”(pisałem, tekst „Ostateczność”). Historia w „krymskich rozmowach”. Podczas rozmów Generała i Stanisława Kani na Krymie, 14 sierpnia 1981 r., Breżniew uważał Solidarność za organizację na wskroś wrogą Polsce, naciskał by tę kwestię „rozwiązać” (czytaj zlikwidować Solidarność) jak najszybciej. Mówił wprost- „nada wziat’ za mordu, my pamożem”(po latach wspominał Generał, że te słowa często dźwięczą Mu w uszach). „Racje, które już wyłożyłem i częściowo powtórzyłem, nie trafiły do niego”- pamiętał Generał. Jak mi mówił – „byłem bezradny, nic sensownego nie przychodziło do głowy. Wreszcie, nie mając nic innego, sięgnąłem do naszej historii. Opowiedziałem Breżniewowi o liście biskupów polskich do niemieckich. Z tego powodu przez Polskę, przez PZPR, przeszła fala krytyki Kościoła, duchowieństwa, a biskupów i Prymasa w szczególności. Wówczas na jednym ze spotkań aktywu partyjnego, Władysław Gomułka stanął w obronie biskupów, m.in. mówiąc, >nie można ich posądzać o najgorsze, biskupi też są patriotami, list napisali w trosce o przyszłość Polski, która leży im na sercu” (przypomniał ten fakt Andrzej Werblan w książce „Polska Ludowa”). Dalej Generał przypomniał, że Stefana Wyszyńskiego uwięziono, lekceważąc radę Ławrientija Berii. W rozmowie z Jakubem Bermanem, żalącym się na problemy z Kościołem, odradzał stanowcze kroki wobec Prymasa (miał powiedzieć -„po co wam wojna z Kościołem, macie inne problemy”). Prymas został uwięziony w dwa tygodnie po straceniu Berii. Po tym wywodzie – Generał, usłyszał: „No, No”, wreszcie trafiło, mógł podjąć >temat Solidarności< Mówił więc, że część działaczy terenowych i Kierownictwa oraz podstawowe środowiska członkowskie to ludzie pracy, też są patriotami i to w najlepszym rozumieniu tego słowa. Chcą Polski gospodarnej, nie politykierskiej, rozumieją sojusz ze Związkiem Radzieckim, pamiętają i cenią pomoc (tu podał znane fakty z okresu wojny i późniejsze, które Breżniew bardzo lubił słuchać, a wiedział to Generał z poprzednich rozmów). Potwierdził słowa Breżniewa, które wcześniej padły – są grupy, ogniska ekstremalne, które coraz bardziej nadają ton, są głośne, trzeba przyznać – narzucają sposób myślenia i działania w Związku, opartego głównie na żądaniach i strajkach. Każda krytyka postępowania władzy z ich strony pada na podatny grunt, ludzie chcą tego słuchać, dla nich to nowość, ma smak sensacji, wcześniej tego nie było. Tych ludzi trzeba zrozumieć, trzeba rozmawiać, wyjaśniać im. Wcześniej wydawało się Kierownictwu Partii, że klasa robotnicza jest uświadomiona. To było chciejstwo, dalekie od rzeczywistości. Powiedział, że w Solidarności są członkowie, aktywiści partii, którzy rozumiejąc emocjonalne podejście ludzi do krytyki, starają się tłumaczyć złożoność naszej sytuacji gospodarczej – o tym pisałem wcześniej kilka razy. Pytania i refleksje Nasuwa się podstawowe pytanie- czy radzieccy tylko słuchali, czy też wyciągali wnioski. Że słuchali to fakt, Generał widział, pamiętał ich reakcje np. mimiką twarzy. Odnośnie wniosków – na krótki czas, zapewne tak. Świadczy np ich powyższa „reakcja” po rozmowach w Brześciu.

To wówczas oznaczało „odłożenie” na pewien czas wykonania ich rad- likwidacji Solidarności. Tego nie chcą dostrzec ani historycy, ani eksperci Solidarności, przejawiający obiektywizm ocen tamtego czasu, w tym postępowania władzy przed stanem wojennym. Za swój koronny argument uważają-„tego nie ma w archiwalnych dokumentach”. Prawda, nie ma. A gdzie opisano duchową szamotaninę, rozdarcie polityka przed podjęciem decyzji, który właśnie „tworzy historię … musi więc rozważać warianty oraz ich następstwa”? Mało który historyk ocenia wpływ przykładów z przeszłości na podejmowane decyzje o znaczeniu państwowym, międzynarodowym. Swoiste echo analizy przykładu Węgier w Brześciu, zauważył Generał podczas rozmowy na Krymie. Istotę radzieckiego myślenia zawarł co w mowie obrończej przed Sądem, mówiąc – „Na Węgrzech i w Czechosłowacji były wydarzenia, które doprowadziły do zasadniczych zmian. Dzisiaj sytuacja w tych krajach jest dobra, ludzie żyją dostatnio. To najlepszy dowód, że kiedy w trudnej sytuacji zastosuje się siłę, to w konsekwencji naród, klasa robotnicza na tym zyskują”. Powtórzę – takie wnioski radzieccy wyciągali w 1981 r. z oglądu sytuacji u nas i działań w tych dwóch krajach w 1956 oraz 1968 r. Tu, z pewną dozą złośliwości mógłbym „doradzać” wszelkim krytykom Generała, władzy, reformatorów w Partii – oto macie dowód- Generał postąpił źle, błędnie. Powinien podczas „akcji Rulewskiego” w Bydgoszczy zastosować „wariant węgierski”, najpóźniej w maju po „marszach i blokadach”, a wtedy – jak mówili radzieccy – „sytuacja …byłaby… dobra, ludzie żyli dostatnio” w Polsce, może nawet już w 1982 roku! Jak się Państwu podobają takie „wnioski, rady i myślenie”? Nie róbcie kwaśnych min, powiedzcie różnym „lepiej wiedzącym” aktywistom Solidarności, że Generał z całą reformatorską częścią władzy słowem bronił Solidarności, że stan wojenny to najpierw była obrona „ludzi Solidarności” na czele z jej ekspertami, doradcami i całym Kierownictwem, przed cierpieniem i „zwiedzaniem Sybitu”. Takie, jeszcze dosłownie nie napisane refleksje nasuwa tekst Waldemara Stelmacha, „40 lat minęło”… (DT 24-26 września 2021), odniosę się oddzielnie. Oczywiście – radzieccy słuchając ocen i opinii polskich reformatorów, słuchali rad Pragi i Berlina, wzmacniali swoje wojska w Polsce, tworzyli „swoją, polską ekipę władzy”, o czym też wiedział Generał –napiszę niebawem. Tekst powyższy napisałem w oparciu o notatki z rozmów z Generałem. Zamierzał je wykorzystać w osobistym pamiętniku. Nie zdążył… czas i zdrowie zabierały procesy sądowe, siły opadały… Nie mniej, ten fragment pokazuje złożoność i różną wagę argumentów podczas rozmów. Proszę, aby Państwo wczuli się w tamtą sytuację Generała i Stanisława Kani oraz ich najbliższego otoczenia.

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Mutacje polskiego patriotyzmu

Następny

Polityczne porno PiS

Zostaw komentarz