8 listopada 2024

loader

Niedziela będzie dla nas…

Cytat z zapomnianej dawno piosenki „Niebiesko Czarnych” przyszedł mi do głowy w związku z jubileuszowym finałem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

W nowej Polsce Orkiestra była jednym z tych zjawisk, które nadawały koloryt zmianom zachodzącym wokół. W chwili, kiedy łatwo o zamieszanie w pojęciach, w widzeniu świata, w kierunkach marszu – nadała sens istnienia wielu ludziom nie pozwalając im się zagubić w chaosie, z którego wyłaniała się nowa rzeczywistość.
Pozwalała ludziom uwierzyć we własne możliwości i w sens wspólnego działania, była dowodem na to, że wspólnota nie jest pustym słowem opisującym zbiór przypadkowych osób przymusowo zamieszkujących jakieś ograniczone geografią terytorium.
Przez całe lata wydobywała z ludzi wszystko, co w nich było najlepszego.
A przecież w każdym człowieku jest coś dobrego. Tak przynajmniej twierdzą transplantolodzy.
Orkiestra miała jeszcze jedno niezwykłe oblicze. Oblicze całkowicie apolityczne. Wychodząc z oczywistego założenia, że ból, cierpienie, choroba nie mają barw partyjnych i nie są pochodnymi poglądów politycznych, Orkiestra świadomie i konsekwentnie unikała wszystkiego, co mogło ją kojarzyć z polityką i jej nie zawsze elegancką codziennością.
Polityka ma jednak to do siebie, że nawet, jeśli się nią nie zajmujemy, nie zawsze potrafi odwdzięczyć się tym samym i pozostawić nas w spokoju.
Ruszyła na Owsiaka sztormowa fala prawicowych oszołomów (nie mylić z ludźmi o prawicowych poglądach) i wykorzystując polskie pawlakowo – kargulowe podglebie kulturowe obwiniła go o wszystkie możliwe grzechy z wywołaniem trzeciej wojny światowej włącznie.
Jeśli dziś z obrzydzeniem, a i zdumieniem patrzymy na „lud smoleński”, który zwyczajnie nie przyjmuje do wiadomości oczywistych faktów, nawet takich, że 2×2=4, to należy zauważyć, że jego umysł kształtował się właśnie w tej polsko owsiakowej wojnie.
Tak, to wtedy uparcie twierdzono, że Owsiak kradnie, żyje z darów, sprzeniewierza powierzone pieniądze pomimo dostępnych w Internecie rozliczeń i tysiąca sprawozdań wszystkich chyba możliwych państwowych służb kontrolnych, które nigdy i w żadnej sprawie nie zarzuciły Orkiestrze niczego.
Przeciwnicy Owsiaka wtedy nauczyli się, że można bez skrępowania ignorować fakty, bo zawsze znajdą się ludzie, którzy uwierzą im, a nie jemu.
Wielu wierzy do dziś, bardzo wielu.
Dziś, kiedy szeroko otwieramy oczy patrząc na niezwykłe zjawisko jakim jest przyrodnicza osobliwość – plemię PiS-Hutu, powinniśmy pamiętać, że nie wzięło się ono znikąd. 25 lat ćwiczeń, musztry i demózgizacji zrobiło swoje. Dzisiaj to zwarte, karne szeregi, których nie zmyli jakieś tam 2×2=4.
Jakże inaczej mogliby spokojnie słuchać ministra spraw zagranicznych, który nawiązuje stosunki z nieistniejącym państwem San Escobar? Nie istnieje? No i co z tego? Stosunki nawiążemy i już! Bo tak!
Wprawdzie plotka głosi, że ministrowi pomyliły się państwa i chodziło raczej o San Domierz, San Ok, ew. San Epid, ale to przecież tylko nieistotne szczegóły.
Chodzi o to, że on może powiedzieć cokolwiek i nie ma to dla nich żadnego znaczenia. Z doświadczenia wiem, że oni często nawet już nie słuchają swoich wodzów. To zdumiewające zjawisko odnotowałem osobiście, a jednak wciąż trudno mi uwierzyć w jego istnienie. Wierzą nie słuchając, przyznają rację in blanco.
Niewykluczone, że takie zjawisko ukształtowało się na bazie polskiego katolicyzmu stanowiącego osobliwą odmianę chrześcijaństwa, a charakteryzującego się wiarą bez znajomości czegokolwiek. Z Ewangelią na czele.
Jeżeli posła tego plemienia wyrzucono kiedyś z wojska za kradzież, co potwierdzają świadkowie uczestniczący w sądzie nad nim, a obecne kierownictwo MON interpretuje to jako „represje za postawę niepodległościową”, to o czym tu rozmawiać. I jak?
Jeśli dokumenty mówią jedno, a ich interpretacja co innego, to tylko zatwardziały lewak posługujący się nie wiadomo po co rozumem może twierdzić, że tej postawy nie dostrzega.
A jeśli na dodatek znajdzie się ktoś, kto potrafi te szeregi zagospodarować, dać im cel i kierunek, pokazać wroga – szczęście tych ludzi jest absolutne. A o cóż w końcu człowiekowi chodzi na tym łez padole, jeśli nie o żywot szczęśliwy i mający jakiś sens? Jakikolwiek.
Nie wolno tego nie doceniać, to prawdziwa siła.
Dzięki Owsiakowi polski Kościół odzyskał przygaszoną nieco w pierwszym okresie budowy nowej Polski żywotność. Orkiestra była impulsem do „nowej ewangelizacji”, nieco odmiennej od „starej”, bo opartej na nienawiści, zazdrości, dawaniu fałszywego świadectwa, czyli nieco innym wariancie Dekalogu, który przekazała nam historia, ale równie przydatnym w powożeniu narodowym zaprzęgiem, zawierającym i bat i lejce, a przede wszystkim wędzidło.
Dobry pasterz dba o owce, z których żyje. Zgodnie z tą logiką Kościół polski powinien odprawiać nieustające modły za Owsiaka i jego zdegenerowaną bandę, która pozwoliła mu stać się znowu pełnym życia graczem na polskiej scenie politycznej.
Niestety, wdzięczność, to chyba ostatnia rzec, jakiej możemy spodziewać się po tej instytucji.
Nie jestem aż tak naiwny, by niedawny gest Caritasu pod adresem Orkiestry brać za dobrą monetę. Po prostu ktoś doszedł do wniosku, że ciągłe antagonizowanie wiernych (z których duża część wspomaga Owsiaka regularnie) nie leży w jego interesie. Jak najbardziej dosłownie rozumianym.
Kolejny wygłup pary Szydło – Macierewicz ze zbiórką na Caritas w przeddzień 15 Finału Orkiestry jest już zbyt żenujący nawet dla ludzi z Caritasu, co może odstręczać potencjalnych darczyńców, to wszystko.[…]
Jeśli pomimo kłód rzucanych jej pod nogi z każdej strony „dobrej zmiany” Orkiestra osiągnie w tym roku kolejny rekordowy wynik, to nie znam na dziś lepszej odpowiedzi wszystkim tym, którzy uważają nas za gorszy sort, komunistów i złodziei, zdrajców i sługi szatana. I blondynów.
Dziesięć demonstracji pod sejmem nie da takiego efektu jak kolejny sukces Orkiestry. Będzie też sprawdzianem naszych własnych możliwości, da nadzieję wielu wątpiącym, którzy nie wierzą już w pokonanie szalejących na polskiej łące troglodytów. […]

trybuna.info

Poprzedni

Dominacja Stocha

Następny

Bez triumfu na mecie