Niemal co drugi Polak popiera rządzącą prawicę. Kto powstrzyma Kaczyńskiego?
Prawo i Sprawiedliwość jest już o włos od pokonania rekordu poparcia sondażowego ustanowionego przez Sojusz Lewicy Demokratycznej. W połowie 2001 roku, na krótko przed wyborami parlamentarnymi, sondażownie dawały SLD ponad pięćdziesięcioprocentowe poparcie. W tym samym czasie raczkująca partia braci Kaczyńskich cieszyła się z przekroczenia progu wyborczego. Dzisiaj sytuacja jest lustrzanym odbiciem tamtej, sprzed siedemnastu lat.
8 proc. dla SLD
W końcówce ubiegłego roku prasę obiegła sensacyjna wiadomość. „Fakt” opublikował wyniki sondażu, w którym Prawo i Sprawiedliwość osiągnęło 50 proc. poparcia. Co prawda sensacja była nieco na wyrost, a wynik podrasowany. Zwykle jeden ze słupków w sondażu przypisywany jest osobom niedecydowanym. Bywały takie badania, w których niezdecydowani zgarniali po kilkanaście procent. Stanowiąc „trzecią siłę polityczną”. Średnio, niezdecydowanych jest około 10 proc. respondentów. Zabieg „Faktu” polegał na pominięciu tej grupy badanych, co podpompowało wynik PiS-u.
Sojusz Lewicy Demokratycznej odnotowuje z satysfakcją rosnące poparcie dla lewicy. I lokowanie się w coraz bezpieczniejszej odległości od 5 proc. progu wyborczego. Sondaż IBRiS-u z wtorku „wycenił” SLD na 7,2 proc., zapewniając lewicy trzecie miejsce. Jeśli zastosujemy ten sam manewr co „Fakt”, pomijając niezdecydowanych wyborców, poparcie dla Sojuszu deklaruje niemal 8 proc. wyborców. Jednak w prawdziwych wyborach, ci „niezdecydowani” też głosują. Warto więc wiedzieć więcej, kim są.
Średniacy
Nie miejmy pretensji do wyborców, że nie są zdecydowani, na kogo zagłosują w najbliższych wyborach. To raczej wina polityków, że nie potrafią zainteresować swoimi działaniami większej liczby Polaków. To, co dzieje się w Sejmie i gabinetach ministrów podnosi adrenalinę tylko nielicznym. Przez wszystkie lata III RP, wyniki badań są podobne. Średnio tylko 1 na 30 Polaków szczegółowo śledzi, co dzieje się w polityce. Gdyby zainteresowanie polityką przyrównać do zainteresowania rodaków piłką nożną, to polityka przegrywa jak Armenia w meczu eliminacyjnym przed Mundialem.
Od lat dominują średniacy. Prawie połowa wyborców określa swoje zainteresowanie polityką jako średnie. W praktyce oznacza to orientację jedynie w głównych tematach politycznych. Partie lewicowe z pewnością ucieszy fakt, że wyborcy lewicowi uważnie śledzą wydarzenia polityczne częściej niż inni. Ale nadal jest to zaledwie kilka procent Polaków.
Dla decydentów partyjnych wniosek jest oczywisty. Przygotowywanie grubych ksiąg programów wyborczych nie zapewni sukcesu. Przeciętnego wyborcę mogą zainteresować co najwyżej dwie, trzy sprawy – głośno i jasno wyłożone przez polityków na spotkaniach i w mediach. Prawo i Sprawiedliwość przećwiczyło to w 2015 roku niezwykle skutecznie.
Lewica na wsi
Niejednokrotnie partie lewicowe oddają wyborców mieszkających na wsi walkowerem. Elektorat wiejski to domena PSL-u – można usłyszeć. Nic bardziej błędnego. Badania CBOS przeprowadzone przed wyborami parlamentarnymi w 2015 roku pokazały, że ponad jedna trzecia niedecydowanych wyborców (37 proc.) mieszkała na wsi.
Jeszcze ciekawsze wyniki dało badanie tej samej sondażowni wykonane w połowie ubiegłego roku, a dotyczące wyłącznie elektoratu lewicy. Spośród 5-6 milionów obywatelek i obywateli deklarujących poglądy lewicowe, aż 1,5 miliona jest mieszkańcami wsi. Przy 50 proc. frekwencji – to 750 tysięcy wyborców. Można zrobić zupełnie teoretyczne wyliczenie. Gdyby wszyscy lewicowi mieszkańcy wsi zagłosowali na lewicę, byliby w stanie bez pomocy „mieszczuchów” przekroczyć 5 proc. próg wyborczy. Zwłaszcza że spośród wszystkich grup społeczno-zawodowych, to najczęściej rolnicy (26 proc.) uskarżają się na brak politycznego przedstawicielstwa!
To kolejna wskazówka dla działaczy partii lewicowych. Ważna szczególnie przed tegorocznymi wyborami samorządowymi. Należy zerwać ze stereotypem: ludowcy na wsi, lewica w mieście. Jeśli dotychczas lewica przegrywała w środowiskach wiejskich, to główną przyczyną było przywiązywanie zbyt małej wagi do kampanii prowadzonych w tych środowiskach.
Praca u podstaw
Partyjni buchalterzy lubią porządek. Wyobrażając sobie wyborców poupychanych w czymś na kształt wielkiej szafy. Ci z półek po lewej stronie pójdą głosować na lewicę, z półek po prawej – na prawicę. A największa grupa, ze środka „szafy”, zagłosuje na partie centrowe. Badania sondażowe burzą ten piękny porządek. Okazuje się, że nawet co czwarty wyborca wchodzący do lokalu wyborczego, jeszcze nie podjął ostatecznej decyzji, na jaką siłę polityczną odda swój głos. Ta chwiejność wyborców wynika przede wszystkim z braku jednoznacznych poglądów.
Mówią, że nie można „być trochę w ciąży”. Z poglądami politycznymi jest dokładnie odwrotnie. Można trochę popierać lewicę, trochę prawicę, a trochę… nie wiadomo kogo. Badanie CBOS sprzed wyborów parlamentarnych w 2015 roku pokazało, że prawie połowa niezdecydowanych wyborców (42 proc.) nie potrafiła równocześnie dać odpowiedzi na pytanie o swoje poglądy polityczne.
Konieczna jest praca u podstaw środowisk lewicowych, szczególnie w gronie ludzi młodych. To prawda, dzisiejsza młodzież jest zafascynowana prawicą. W grupie wyborców w wieku od 18 do 24 lat, ponad 30 proc. określa swoje poglądy jako prawicowe. Jako lewicowe – poniżej 10 proc. Ale oprócz nich, jest olbrzymia grupa młodych ludzi o niesprecyzowanych poglądach. Nikt nie rodzi się „korwinowcem”, „kukizowcem” ani „narodowcem”. I nikt nie powinien być przez lewicę spisywany na straty.
Rozczarowani PO
W partyjnych gremiach pokutuje przekonanie, że nie warto zaprzątać sobie głowy niezdecydowanymi wyborcami, bo oni i tak, koniec końców, do lokali wyborczych nie pójdą. To teza zasadniczo fałszywa, zwłaszcza w obliczu ewidentnej słabości opozycji pozaparlamentarnej. CBOS zapytał niezdecydowanych respondentów o to, czy brali udział w ostatnich wyborach parlamentarnych w 2015 roku. I tu zaskoczenie. Aż 78 proc. odpowiedziało, że tak.
Kolejne pytanie dotyczyło partii, na którą głosowali dzisiejsi niezdecydowani wyborcy. Tym razem bez niespodzianki. Ponad jedna trzecia niezdecydowanych wyborców (34 proc.), to są byli wyborcy Platformy Obywatelskiej. To kolejne potwierdzenie, że spadek notowań PO nie jest przypadkowy. A rozczarowani Platformą wyborcy zasilają tymczasowo grupę niezdecydowanych.
Giertych w Platformie
Na poparcie znacznej liczby niezdecydowanych wyborców może liczyć lewica. Wspomniane już badanie CBOS z połowy ubiegłego roku pokazało dużą sympatię wyborców lewicowych dla partii Grzegorza Schetyny. Aż 38 proc. osób o poglądach lewicowych deklarowało wówczas chęć zagłosowania w najbliższych wyborach na PO.
Na szczęście politycy PO starają się ludziom lewicy wybić z głowy to niczym nieuzasadnione poparcie dla ich partii. Kilka tygodni temu zadecydowali o odrzuceniu obywatelskiego projektu „Ratujmy Kobiety”. Teraz dowiadujemy się z mediów, że na listach wyborczych PO ma znaleźć się Roman Giertych. Twórca Młodzieży Wszechpolskiej, lider Ligii Polskich Rodzin i minister w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. To powinno ostatecznie przekonać ludzi o poglądach lewicowych, że lewica nie może pomagać takim ludziom w powrocie do Sejmu.
Zresztą już w ubiegłym roku można było wyczytać z badań, że prawie co piątemu potencjalnemu wyborcy PO, bliżej jest do innych ugrupowań niż do Platformy.
Najtwardszy elektorat
Spośród wszystkich polskich partii politycznych, najtwardszy elektorat ma Sojusz Lewicy Demokratycznej. CBOS, badając pół roku temu reprezentatywność polskiej sceny politycznej, napisał: „co dwudziesty badany jest silnie emocjonalnie związany z SLD”. To dobrze. I źle. Dobrze, że Sojusz może liczyć na 750 tysięcy głosów „na bank”. Źle, bo za mało, by wrócić do wielkiej polityki, a nie wyłącznie zająć skrawek sali sejmowej.
O lewicowych niezdecydowanych wyborców zabiegają, oprócz SLD, inni. Partia Razem – osiągająca w sondażach wynik poniżej progu wyborczego. A także Inicjatywa Polska Barbary Nowackiej. Nowacka stara się budować swoją pozycję polityczną walką o liberalizację przepisów aborcyjnych. Myślę, że będzie jej trudno trafić do szerszego grona niezdecydowanych wyborców.
Aborcja bez zmian
To znamienny wynik badania sondażowego z listopada ubiegłego roku. „Czarny protest” poparło 94 proc. wyborców SLD, 86 proc. wyborców PO i 85 proc. wyborców Nowoczesnej. Ale była to przede wszystkim reakcja na zapowiedź zaostrzenia prawa aborcyjnego. Bo złagodzenie przepisów aborcyjnych popiera już tylko 42 proc. wyborców Nowoczesnej, 41 proc. wyborców SLD i jedynie… 24 proc. wyborców PO.
Jako zwolennik ułatwienia kobietom dostępności aborcji – ubolewam nad takim osądem rodaków. Jako polityk – przyjmuję go do wiadomości. I wyciągam wnioski. Zabiegając o wyborców niezdecydowanych i tych rozczarowanych Platformą Obywatelską – lewica musi twardo stać na obu nogach. Socjalnej. I światopoglądowej. W imię populizmu nie może „zamiatać pod dywan” takich spraw jak aborcja czy legalizacja związków partnerskich. Pamiętając wszakże, że dla wielu niezdecydowanych wyborców najważniejsze sprawy, to postulaty o charakterze społeczno-socjalnym. Zdrowie. Mieszkanie. Warunki pracy. Dostępne i najlepiej bezpłatne żłobki i przedszkola.
Wokół SLD
Zbliżają się wybory. Dzisiejsi niezdecydowani będą musieli podjąć decyzję. W jakiejś mierze również oni będą decydowali o kształcie przyszłej sceny politycznej. Tak widzi ją profesor Norbert Maliszewski, psycholog społeczny, publicysta i specjalista ds. marketingu politycznego. W wywiadzie dla prawicowego portalu wPolityce.pl powiedział dwa tygodnie temu: „na opozycji powstaną dwa bloki: wokół Platformy i wokół SLD”. Zgadzam się z Panem Profesorem!