Maszyna wyborcza ruszyła już z kopyta. Worek z obietnicami otwarty. To, że strategia PiS-u nazywa się „Po nas będzie potop”, raczej nie stanowi zaskoczenia. Najpoważniejszy rywal partii rządzącej wybrał, jak się wydaje, ryzykowną strategię. Przystępuje do licytacji z PiS-em na zaoferowane miliardy budżetowe. Do gry włącza się prezes Glapiński, przedstawiając pierwszą przymiarkę kosztów licytacji na obietnice.
Ciekawy materiał pracowników NPB przesłany w komunikacie zamieściły gazety, ograniczając na razie swoje komentarze. Można mieć oczywiście uwagi do materiału i przedstawionych obliczeń, ale przecież nie chodzi o miliard w tę czy w tamtą. Budżetowe koszty propozycji PiS-u oprócz zniesienia opłat za autostrady dotyczą przyszłego i kolejnych lat budżetowych. Koszt zwolnienia z opłat za przejazdy autostradami zarządzanymi przez GDDiA oszacowano na zaledwie 100 milionów w tym roku i 200 milionów w latach kolejnych. Koszty społeczne mogą być o wiele większe. Po pierwsze, pożytek ze zwolnienia odniosą ci, którzy dosyć często korzystają z autostrad, czyli raczej bogatsza ćwiartka społeczeństwa. Po drugie, przy wyjazdach okazjonalnych samochód stanie się jeszcze bardziej atrakcyjny od kolei, a zatem efekty ekologiczne będą ujemne. Tak samo ujemny będzie efekt solidarnościowy tej zmiany, o ile jeszcze jakaś solidarność w postsolidarności występuje.
Jak się okazało, ustawę poza PiS-em poparła też większość (115) posłów KO, wszyscy biorący udział w głosowaniu (42) posłowie Lewicy i wszyscy posłowie Koalicji Polskiej (24 głosy), Porozumienia (4 głosy), Kukiz15 (3 głosy), Lewicy Demokratycznej (3 głosy) i koła Polskie Sprawy (3 głosy) oraz większość (6 z 7) posłów niezrzeszonych. Przeciw była cała trójka posłów koła Wolnościowcy. Posłowie Konfederacji w większości wstrzymali się od głosu, głos przeciw oddał Stanisław Tyszka. Może dziwić, że „wolnościowcy” są przeciwni wolnemu przejazdowi autostradami. Wolą płacić? To, że ustawę poparła PO, nie dziwi. Lewica jednak moim zdaniem przegapiła okazję do tego, by nie brać udziału w głosowaniu. Jak zresztą, niestety, często przegapia.
Rewaloryzować
Pominę kwestię podniesienia wysokości świadczenia wychowawczego z 500 do 800 PLN, bo tu wszystkie partie poza Nową Nadzieją są zgodne. PiS co prawda woli obiecywać podwyżkę, niż dać od razu, ale tam znają sytuację budżetu państwa i wielkość narastającego zadłużenia. Opozycja pozna je dopiero, gdy przejmie władzę. Jeśli ją przejmie. Niemniej świadczenie powinno być rewaloryzowane, a byłoby jeszcze lepiej, gdyby zostało włączone w system świadczeń socjalnych.
Ciekawy jest pomysł przejęcia przez ZUS finansowania świadczenia chorobowego dla mikrofirm. Jednak bez zmiany systemu opodatkowania tych podmiotów ten rodzaj świadczenia znowu będzie powiększał różnice ekonomiczne. Środki na projekty finansowania kredytów mieszkaniowych nie są duże, choć i tak nieproporcjonalnie większe niż znaczenie tych programów. Ponieważ ani PiS, ani PO nie przejmują się oceną dotychczasowych porażek programów mających jakoby wspierać realizację potrzeb mieszkaniowych, być może nie mają zamiaru wprowadzać nowych propozycji w życie. Poniekąd tak byłoby nawet lepiej.
Zlikwidują PIT?
Najgroźniejsza jest jednak inna inicjatywa PO: podniesienie kwoty wolnej od podatku. To kolejny krok w kierunku likwidacji PIT. Niektórzy może się ucieszą, widząc tu ewentualne zrównanie szans z najbardziej uprzywilejowanymi, czyli wysoko uposażonymi „przedsiębiorcami” na kontraktach. Wszyscy opodatkowani według skali podatkowej zyskają nie więcej niż 3600 złotych, z tym że ci, którzy nie przekroczą podwyższonego progu kwoty wolnej (czyli zgodnie z propozycją 60000 PLN), nawet mniej. Straty samorządów, zwłaszcza tych mniejszych, będą natomiast olbrzymie. Nawet jeśli znajdzie się sposób rekompensaty, zwiększy on zależność samorządów od rządu oraz pogłębi różnice regionalne. To zapewne ma być posunięcie w ramach wspierania rozwoju demokracji lokalnych. Nie tylko PiS zdaje się dziś jeździć po bandzie bez hamulców.
Koszt zwolnienia z opłat za przejazdy autostradami zarządzanymi przez GDDiA oszacowano na zaledwie 100 milionów w tym roku i 200 milionów w latach kolejnych. Koszty społeczne mogą być o wiele większe. Po pierwsze, pożytek ze zwolnienia odniosą ci, którzy dosyć często korzystają z autostrad, czyli raczej bogatsza ćwiartka społeczeństwa. Po drugie, przy wyjazdach okazjonalnych samochód stanie się jeszcze bardziej atrakcyjny od kolei, a zatem efekty ekologiczne będą ujemne. Tak samo ujemny będzie efekt solidarnościowy tej zmiany, o ile jeszcze jakaś solidarność w postsolidarności występuje.