Jacek M. nie stanie przed sądem, bo wstawiono się za nim na samym szczycie prokuratury. Wycofanie aktu oskarżenia w sprawie wezwań do „walki z lewactwem, żydostwem i z komunizmem” nakazał zastępca ministra sprawiedliwości.
„Gazeta Wyborcza” dowiedziała się, że wycofanie aktu oskarżenia w sprawie Jacka M. „w celu uzupełnienia materiału dowodowego” polecił osobiście Krzysztof Sierak, zastępca ministra sprawiedliwości. To absolutnie wyjątkowa sytuacja. Z reguły o podobne uzupełnienia występuje prokurator okręgowy lub regionalny. Jednym z zarzutów Sieraka pod adresem gotowego aktu było to, że brakowało w nim dokładnych cytatów z wypowiedzi Jacka M. Niby logiczne, tyle, że cytaty były w pierwszej wersji dokumentu, a prokurator nadzorujący z Wydziału Organizacyjnego Prokuratury Okręgowej kazał je wykreślić.
Były duchowny przemawiał 11 listopada ubiegłego roku, wzywając do walki z „lewactwem, żydostwem i komunizmem, które wciąż panoszą się w naszej ojczyźnie”, mówiąc o „zalewających Polskę banderowcach”. Według Sieraka te wypowiedzi – zdawałoby się, oczywiste w swojej wymowie – wymagają bardziej szczegółowej analizy. Dlatego zastępca Ziobry zarzucił autorom aktu oskarżenia to, że nie powołali biegłych historyków, politologów i językoznawców. Chciałby również, by powtórnie przesłuchano reprezentantów żyjących w Polsce społeczności żydowskiej oraz ukraińskiej. Czy oczekuje, że stwierdzą, że wcale nie czują się obrażeni, zasmuceni, zagrożeni?
Wiadomo za to doskonale, jak czuje się Jacek M. Na swoich portalach w mediach społecznościowych świętuje wycofanie aktu oskarżenia, jak zwykle bałamutnie twierdząc, że miał być ścigany za „miłość do Ojczyzny”.