8 listopada 2024

loader

„Ostatnia rodzina”

Wszyscy w „rodzinie” jesteśmy szczęśliwi – mówi Andrzej Seweryn, laureat nagrody za najlepszą rolę męską pierwszoplanową w filmie „Ostatnia rodzina”.

Czym dla Pana jest ta nagroda?…

– Zwieńczeniem wielu lat pracy z taką piękną przygodą z Beksińskim, Matuszyńskim, Bolesto, Ogrodnikiem, Konieczną i innymi osobami. Wszyscy w „rodzinie” jesteśmy szczęśliwi.

„Ostatnia rodzina” to dla Pana film wyjątkowy?

– Mógłbym uniknąć odpowiedzi, twierdząc, że na każdym etapie mojego życia każdy mój film i moja sztuka teatralna, nad którą pracuję, jest najważniejsza. I to też byłaby jakaś prawda. Ale rola Beksińskiego jest, po pierwsze, bardzo dużą rolą. Miałem 32 dni zdjęciowe na 35 dla całego filmu. Po drugie, granie osoby tak znanej, kontrowersyjnej, o tak dramatycznym życiu na pewno zwraca większą uwagę publiczności, niż gdybym grał kogoś nieznanego. Wreszcie po trzecie, taka rola w moim wieku, daje szansę na pokazanie tego wszystkiego, czego mnie nauczyło życie w tym zawodzie. Zwłaszcza, że ta rola obejmuje prawie 30 lat z życia Zdzisława Beksińskiego. Miałem więc szansę na pokazanie szerokiej palety aktorskich środków wyrazu.

Czy podczas realizacji tego filmu miał Pan świadomość, że robicie w gruncie rzeczy film nie tylko o Beksińskich, ale uniwersalny film o rodzinie?

– Przypominam sobie pracę nad filmem „Ziemia obiecana”. I wtedy, podczas tamtych zdjęć, nie miałem zielonego pojęcia, jakie ten film będzie mieć znaczenie dla polskiego kina. Wiedziałem, z kim pracuję i że na pewno będzie to świetny film, ponieważ robiony jest przez Andrzeja Wajdę. Ale z wagi tematu nie zdawałem sobie sprawy. W przeciwieństwie do innego filmu „Na srebrnym globie” Andrzeja Żuławskiego. Wówczas zdawałem sobie sprawę, że robimy coś niezwykłego, jedynego, uniwersalnego. I kiedy wczoraj obejrzałem ten film, pomyślałem, że Andrzej Żuławski wyprzedził swoją epokę.

A „Ostatnia rodzina”? Wiedział Pan na planie, jaki to film?

– Nie, nie miałem pojęcia, że robimy film tak uniwersalny i tak ważny. Ale tak to jest, świadomość aktora nie jest świadomością doskonałą.

Pracował Pan z wieloma wybitnymi reżyserami. A tutaj nagle debiutant, nikomu nieznany.

– Być może właśnie paradoksalnie dlatego, że pracowałem z tak różnymi reżyserami, w ogóle nie przyszło mi do głowy, żeby sobie stawiać pytanie – czy ja z tym młodym człowiekiem powinienem pracować, czy nie? Takiego pytanie sobie nie zadałem. Od pierwszej rozmowy wiedziałem, że mam do czynienia z niezwykle wrażliwym i inteligentnym twórcą. Obejrzałem jego film dokumentalny „Deep Love”, który mnie absolutnie poraził. I byłem szczęśliwy, że za kilka miesięcy prawdopodobnie będę grał u niego rolę Beksińskiego.

trybuna.info

Poprzedni

Licha ta ekstraklasa

Następny

Powołani przez Nawałkę