Środowiska lewicowe opracowały projekt ustawy, która zakłada liberalizację obecnych przepisów antyaborcyjnych.
Nietrudno było jednak przewidzieć, że ten obywatelski projekt nie ma szans na zaistnienie w Sejmie w jego obecnym kształcie politycznym. Niemniej samą akcję należy traktować z szacunkiem, choćby z tego powodu, że firmowały ją nazwiska znane, w tym działaczki kobiece, a także zawsze oddani sprawie aktywiści licznych ugrupowań lewicowych, jak również czynne polityczki i czynni politycy, jak na przykład warszawska radna SLD, pani Paulina Piechna-Więckiewicz, czy były rzecznik Sojuszu, ale wciąż jego członek, Dariusz Joński.
Projekt zakładający liberalizację rygorystycznych przepisów antyaborcyjnych został złożony w Sejmie w czwartek. Inicjatorzy akcji, zrzeszeni w komitecie „Ratujmy kobiety” zebrali pod nim 215 tys. podpisów, a więc ponad dwa razy więcej niż wymagane 100 tys. w przypadku projektów obywatelskich. Opracowany głownie przez środowiska lewicowe i feministyczne projekt nowego prawa aborcyjnego jest ich odpowiedzią na podobną inicjatywę, tyle, że zmierzającą w przeciwnym kierunku – w stronę zaostrzenia dotychczasowych przepisów i wprowadzenia bezwzględnego zakazu aborcji. Niestety, nietrudno było przewidzieć, że w obecnej sytuacji politycznej liberalizacja ustawy antyaborcyjnej nie będzie miała szans poważne potraktowanie w parlamencie.
Więzienie za aborcję
Przypomnijmy, że w czerwcu do Sejmu trafił projekt ustawy, której celem jest wprowadzenie bezwzględnego zakazu aborcji. Wśród jego oficjalnych autorów wymienia się m.in. Fundację „Pro – Prawo do Życia” oraz prawnicze stowarzyszenie Ordo Iuris. Działacze tych organizacji, wywodzący się ze środowisk konserwatywnych i katolickich, chcą wprowadzenia w Polsce całkowitego zakazu aborcji, na wzór przepisów, które obowiązują w bardzo nielicznych krajach na świecie, m. in. w Salwadorze, o którym ostatnio głośno właśnie z powodu drastycznych ograniczeń praw kobiet – bezwzględny zakaz aborcji skazuje na długoletnie więzienie tysiące kobiet. Kara więzienie dotyczy nie tylko tych kobiet, które poddały się nielegalnemu zabiegowi przerwania ciąży, ale również tych, które po prostu poroniły, zwykle z przyczyn naturalnych.
Podobne rozwiązania przewidywał również projekt przygotowany przez polskie środowiska konserwatywne. Ma on nowelizować nie tylko obowiązującą od 1993 r. tzw. ustawę antyaborcyjną, ale również Kodeks karny, wprowadzając do niego nową definicję życia ludzkiego, które ma się zaczynać już w momencie poczęcia (a więc zanim jeszcze można mówić o ciąży). W praktyce oznaczałoby to, iż na celowniku stróżów prawa mogłyby znaleźć się wszystkie kobiety w wieku reprodukcyjnym, które potencjalnie mogłyby być w ciąży (nawet nie będąc tego świadomymi). Taką właśnie przyszłość chcą polskim kobietom zafundować organizacje, określające siebie mianem „obrońców życia”.
Odpowiedź
Odpowiedzią na tak drastyczny pomysł, zakazujący prawa do aborcji nawet w przypadku ciężkich wad płodu czy zagrożenia życia kobiety, miał być projekt zwiększający prawa kobiet do decydowania o sobie. Opracowana przez część środowisk lewicowych ustawa przewiduje nie tylko utrzymanie obecnie obowiązujących przepisów, które formalnie pozwalają kobiecie na legalną aborcję, jeśli jest ona wynikiem przestępstwa, zagraża jej życiu i zdrowiu, bądź, gdy badania prenatalne wykazały ciężkie i nieuleczalne wady płodu. Jej autorzy chcą, aby kobiety miały prawo do legalnych i bezpiecznych zabiegów aborcji do 12 tygodnia ciąży, niezależnie od okoliczności, a więc, aby to one samodzielnie decydowały, bez konieczności przeprowadzania pod tym kątem ani badań lekarskich, ani specjalnych dochodzeń, a więc aby nie musiały się przed nikim tłumaczyć ze swojej decyzji.
Co więcej, opracowany przez środowiska prokobiece projekt ustawy przewidywał również zagwarantowanie kobietom w ciąży opieki zdrowotnej oraz wprowadzenie edukacji seksualnej w szkołach (w tym wiedzy o nowoczesnych metodach antykoncepcji). W polskiej rzeczywistości można by ten projekt określić mianem postępowego, choć w większości cywilizowanych państw, zwłaszcza europejskich, takie rozwiązania obowiązują od kilkudziesięciu lat.
Bez szans
Niestety, działacze inicjatywy „Ratujmy kobiety!” zdali się nie uwzględnić faktu, że projekt liberalizujący obecne przepisy antyaborcyjne, nie ma szans na powodzenie w obecnym parlamencie. Nie zapominajmy bowiem, że każdy obywatelski projekt ustawy – bez względu na to, czy opowie się za nim 100 tys., czy kilka milionów obywateli – może zostać odrzucony przez Sejm. Taki los spotkał obywatelski projekt ustawy obniżającej wiek emerytalny z obecnych 67. lat (co wprowadziła koalicja PO-PSL) do poprzednich warunków. Mimo, iż podpisało się pod nim 2,5 mln obywateli, został on odrzucony przez ówczesną większość parlamentarną.
Podobny los czeka – najpewniej – również projekt liberalizujący przepisy antyaborcyjne. Wynika to ze składu politycznego Sejmu obecnej kadencji, zdominowanego przez prawicę. Posłowie PiS, PO oraz PSL od razu zadeklarowali, że są przeciwni liberalizacji obecnych przepisów. O dalszych losach projektu zdecydują konkretni posłowie, bowiem w klubach PO, PSL, Nowoczesna oraz Kukiz’15 ma nie być w tej sprawie dyscypliny podczas głosowania. Środowiska kobiece ze szczególnym rozczarowaniem odebrały postawę przedstawicieli Nowoczesnej, która okazała się w tej sprawie wcale nie tak nowoczesna, za jaką próbuje uchodzić.
Jednocześnie działacze PiS zastrzegli, że opowiedzą się za skierowaniem projektu do dalszych prac, powołując się na swoje obietnice, że parlament powinien rozpatrywać każdy projekt obywatelski. To samo dotyczy propozycji zaostrzenia prawa aborcyjnego.
Nie zapominajmy jednak, że równocześnie z propozycją liberalizacji ustawy antyaborcyjnej, trwa zbieranie podpisów pod inicjatywą ogłoszenia referendum w tej sprawie. Z taką inicjatywą wyszli działacze Sojuszu Lewicy Demokratycznej, którzy twierdzą, że to społeczeństwo samo powinno zdecydować w głosowaniu, za jakim rozwiązaniem się opowiada. Jeśli uda się doprowadzić do powszechnego referendum w tej sprawie, to sami obywatele o tym zdecydują, a nie parlament, którego skład nie do końca odzwierciedla poglądy i nastroje społeczne.