KSENOFOBIA. Kolejną ofiarą gorliwych polskich miłośników własnej ojczyzny padł 35-letni obywatel Ukrainy Andrej Prygon. Doznał ciężkich obrażeń, poturbowany został również jego kolega.
Do zdarzenia doszło na zakopiańskich Krupówkach. Andrej, wraz z kolegą, wyszedł z domu około godz. 22. Jak opowiedział dziennikarzom „Gazety Krakowskiej” – po papierosy. Nagle, na turystycznym deptaku w centrum miasta, podeszła do nich grupa czterech mężczyzn. Zaczęli ich popychać i obrażać. Andrej próbował ich uspokoić, lecz gdy atmosfera się zagęszczała obaj podjęli próbę ucieczki. Andrej miał mniej szczęścia – szybko został uderzony w głowę. Niestety, niczego innego nie pamięta, gdyż stracił przytomność. Obudził się obolały, zakrwawiony i zmarznięty. Pobiegł do domu szukać kolegi. Szczęśliwie, odnalazł go tam.
Obaj mężczyźni byli śmiertelnie przerażeni. Nie wychodzili z domu do minionej niedzieli (5 lutego), choć sam incydent wydarzył się tydzień wcześniej – 27 stycznia. Do rozmowy z dziennikarzami na temat tej ksenofobicznej napaści namówili Andreja jego koledzy z pracy – dyskontu Biedronka.
Opowieść jest przerażająca nie tylko ze względu na skalę przemocy. Poszkodowani próbowali uzyskać pomoc medyczną w tamtejszym szpitalu. Obrażenia były bardzo dotkliwe. Oprócz wybitych zębów u Andreja ujawniono bardzo poważną ranę, która wymagała interwencji chirurgicznej. Szybko się jednak okazało, że dokładniejszej obdukcji nie można wykonać, gdyż pośrednik, który zatrudnia go w Biedronce, nie wykupił stosownych ubezpieczeń. Samo zaszycie wspomnianej rany kosztowało więc Prygona 400 zł. – Dla nas to majątek – mówi. Sam zarabia 1,2 tys. zł „na rękę”. Ukrainiec padł więc ofiarą wszystkich możliwych patologii polskiego kapitalizmu – przemocy fizycznej i ekonomicznej.
Zakopiańska straż miejska twierdzi, że kamery monitoringu nie zarejestrowały bójki, a policja rozkłada ręce, gdyż nie dostała żadnego oficjalnego zgłoszenia o pobiciu.
Na policję nie pójdę, bo i tak mi nie pomogą. Ten incydent tylko mi udowodnił, że w Polsce jestem nikim – powiedział Prygon dziennikarzom „Gazety Krakowskiej”.