Imponująca była nieprzejednana i waleczna postawa Iwony Hartwich, liderki sejmowego protestu matek niepełnosprawnych osób dorosłych w czasie rozmowy z pisowskimi notablami. Na tle tej postawy zachowanie Mateusza Morawieckiego i Elżbiety Rafalskiej podczas piątkowego spotkania z protestującymi zarysowało się dość żałośnie i po raz pierwszy tak wyraźnie zdemaskowało polityczne korzenie pisowskiego programu socjalnego.
Jak na ironię, protest matek niepełnosprawnych dorosłych w Sejmie zaczął się zaledwie kilka dni po ogłoszeniu przez PiS, lekką ręką, „osłonowych” politycznie nowych obietnic socjalnych, tzw. „piątki Morawieckiego”, a na dokładkę jeszcze „ósemki” Beaty Szydło (m.in. „mama plus”). Nagły protest, który spadł jak grom z jasnego nieba, zabrzmiał jak słowa: „Mówisz, masz” – matki powiedziały „sprawdzam” i PiS znalazło się w pułapce własnej pychy, propagandy sukcesu, trąbienia wszem i wobec od przeszło dwóch lat, jak to dzięki jego polityce w Polsce „byczo jest” i w ogóle i w finansach państwa. Zbieżność ogłoszenia zamiaru wypłacenia powszechnej wyprawki szkolnej (po równo dla milionerów i dla biednych) z kompletnym „zapomnieniem” o jednej z grup prawdziwie i pilnie potrzebujących pomocy finansowej państwa, jest dla PiS szczególnie kłopotliwa i kompromitująca. W sposób wyjaskrawiony objawia się w tym hipokryzja retoryki władzy, głoszącej wszem i wobec, jak to bardzo obecne rządy „pochylają się nad najbardziej potrzebującymi i najsłabszymi”. Okazuje się, że chętniej pochylają się nad tymi, których głosy mogą zdobyć. Rodziców dzieci, które otrzymają 300 złotych wyprawki są setki tysięcy. Rodziców (na ogół matek) dzieci i dorosłych niepełnosprawnych jest relatywnie niewielu.
Morawiecki – „król lodu”
Pierwsza konfrontacja premiera Morawieckiego podczas piątkowego spotkania z protestującymi wypadła dla niego fatalnie z „piarowego” punktu widzenia. Rozmowa z pozbawionym daru zauważalnej empatii byłym prezesem banku przebiegała jak kontakt z zaprogramowanym robotem i pod tym względem Andrzej Duda, który wcześniej rozmawiał z protestującymi, wypadł nieporównanie lepiej, podobnie jak minister pracy Elżbieta Rafalska. Ale słupek rtęci spadł poniżej zera w momencie, gdy Morawiecki wypalił przed matkami ze swoim pomysłem „daniny solidarnościowej od najbogatszych”. Jego rozmówczynie przyjęły ten pomysł jak próbę gry na czas i odwlekania decyzji, jako obietnicę „na święty nigdy”, a także jako forme upokorzenia ich, więc zareagowały na nią negatywnie, zwłaszcza, że Morawiecki zarysował „połowę maja” jako termin przygotowania stosownej ustawy poprawiającej sytuację rodzin, które protestujący reprezentują. To wywołało reakcję Rafalskiej, która stwierdziła, że taką ustawę trzeba przygotować „porządnie, nie na kolanie”, co z kolei wywołało nieco szyderczą reakcję, że „potrafiliście trudniejsze ustawy uchwalać w jedną noc”. Tak więc próba potraktowania protestujących jako „ciemnego ludu, który to kupi”, nie powiodła się. Protestujący obstają przy szybkiej realizacji swoich postulatów, nie na „święty Nigdy” i nie dają się zaprosić na negocjacje do Centrum Dialogu Społecznego. Tym bardziej nie wiążą żadnej nadziei z Andrzejem Dudą, który co prawda sprawiał wrażenie osoby bardziej empatycznej niż Morawiecki, ale on z kolei znany jest z łatwości składnia dowolnych obietnic no i nie ma w ręku odpowiednich narzędzi.
„Baba rycerzy konfunduje”
Fiasko piątkowego spotkania protestujących z Morawieckim wzmocniło żądanie spotkania z prezesem PiS, jako „osobą najbardziej decyzyjną”. Trochę nieopatrznie Rafalska przedstawiła Kaczyńskiego jako „człowieka o wyjątkowej wrażliwości”, co jest kompletną bzdurą, ale „słowo się rzekło, kobyłka u płota”. Z tym jednak będzie problem, bo prezes PiS jest ostatnim człowiekiem nadającym się do takich rozmów. Po pierwsze nie ma kwalifikacji emocjonalnych do „duszoczczipatielnych” rozmówek z matkami. Po drugie, w odróżnieniu od Morawieckiego i Rafalskiej nie ma specjalistycznej wiedzy dotyczącej dystrybucji finansów budżetowych. Do tego prezes, szachista w rozmowach konfidencjonalnych w ramach partii, źle czuje się w sytuacjach dialogu publicznego, o ile nie przemawia z trybuny czy drabinki. A jak pisał pewien XVI-wieczny publicysta – „baba rycerzy konfunduje”. Impetyczna liderka Iwona Hartwich łacno może zirytować impulsywnego prezesa i jego otoczenie raczej mu będzie przyjście do protestujących odradzać jako ruch zbyt ryzykowny. Jednak cztery lata temu ten sam prezes PiS, jako szef partii opozycyjnej, spotkał się w Sejmie z protestującymi w tej samej sprawie (po części z tymi samymi osobami) i to nieco utrudnia prostą rezygnację z powtórzenia tego w nowej roli.
„Puszka z Pandorą”, czyli w pułapce własnej chełpliwości
Jako się rzekło i co coraz częściej pojawia się w komentarzach, przed PiS coraz mocniej rysuje się niebezpieczeństwo wpadnięcia we własną pułapkę. To pułapka chełpliwej propagandy sukcesu, jaka przez dwa lata wylewała się ze strony pisowskich polityków i pisowskich mediów. PiS stało się zakładnikiem buńczucznego sloganu Beaty Szydło: „Wystarczy nie kraść”, ogłoszenia końca „im posybilizmu państwa” oraz hasła „my, jako pierwsi, dotrzymujemy wyborczych obietnic” W tym samym czasie, gdy matki i ich niepełnosprawne dzieci siedziały na sejmowym korytarzu, w sobotę, pod siedzibą MEN odbył się protest nauczycieli. PiS obawia się, że ustąpienie przed protestem sejmowym spowoduje, że ruszy lawina – skądinąd całkowicie uzasadnionych – żądań płacowych licznych grup zawodowych Niektóre już się zresztą tlą. Do tego dochodzą i robią bardzo złe wrażenie potężne finansowe afery z hojnym szafowaniem przez pisowską Fundację Narodową milionami na absurdalny, mrożkowski rejs oceaniczny Kusznierewicza oraz blamaż ze 100 milionami euro wydanymi na niekonieczny zakup kolekcji malarskiej nienawistnego arystokraty, księcia Czartoryskiego, milionami szybko zresztą wyprowadzonymi do Lichtensteinu. Doprawdy, PiS cechuje niesamowita dezynwoltura szastania publicznymi pieniędzmi.
Godek traci na wadze
Treść społeczna protestu matek niepełnosprawnych dorosłych w Sejmie paradoksalnie wzmocni w PiS frakcję (do której należy sam prezes) przeciwną zaostrzaniu ustawy antyaborcyjnej poprzez eliminację z niej tzw. przesłanek eugeniczno-medycznych uprawniających do przerwania ciąży. Opozycja i ruch na rzecz praw kobiet może uzyskać silne wzmocnienie w postaci argumentu: „Nie potraficie pomóc osobom niepełnosprawnym od urodzenia, a chcecie zmuszać do rodzenia takich dzieci?”. Kaja Godek, liderka ruchu antyaborcyjnego, która jeszcze przed protestem spotkała się z rekuzą ze strony rzeczniczki PiS i wicemarszałkini Sejmu Beaty Mazurek („Nie będzie nam pani Godek ustawiała kalendarza prac sejmowych”) może więc zacząć się żegnać z nadziejami na przeforsowanie swojej inicjatywy „Stop aborcji”. Hasło „Aborcja jest okej” prowadzi aktualnie jeden do zera.
Trzeszczenie w posadach
W czasie, gdy na korytarzu sejmowym (dosłownie) będą się rozstrzygać ważne kwestie społeczne i być może formować niektóre wektory polityki PiS, w pisowskich think-tankach wre praca myślowa. I trzeba przyznać, że jej przejawy wskazują na spore materii pomieszanie. Pod tym względem najciekawszy jest tygodnik „Gazeta Polska”, organ najtwardszego z twardych segmentów elektoratu PiS czyli „Klubów Gazety Polskiej” i z tego powodu ważny jako instrument formowania postaw.
„Trzy miesiące temu PiS zaczął łagodzić swój wizerunek, idąc w stronę Unii Wolności. Dziś w tę stronę poszły wyniki sondaży. Gdy mamy twardą politykę PiS wobec UE i Izraela – sondaże idą w górę. Miękka polityka wobec zagranicy – sondaże idą w dół. Jedyną codziennie masakrowaną grupą od pół roku jest twardy elektorat PiS. Obóz dobrej zmiany trzeszczy w posadach. Na pewno jest podzielony. Na twitterze banują się ludzie o naprawdę zbliżonych poglądach. Mordor cieszy się rozłamem obozu patriotycznego. Czy wybory otrzeźwią zwolenników IV RP na tyle, by uzyskali samodzielną większość? (…) Jeśli politycy obozu patriotycznego będą bronić PRL i III RP, nie da się zachować jego jedności” – napisał w „GW” Robert Tekieli. Zabrzmiało to ja pomruk pogróżki. Mistyczny, uduchowiony fan „dobrej zmiany” dodaje, odnosząc się do nowego pakietu socjalnego: „To dobre posunięcia. Ale to za mało. Bo najważniejsza jest jednocząca, porywająca idea. PiS nie będzie rządził jako partia ciepłej wody w kranie. Tą ideą jest Trzecia Niepodległa. Zerwanie ciągłości państwowej z PRL/III RP. Nowa konstytucja. Nowe Państwo”.
O smętnym falseciku
Piotr Lisiewicz, który wyjątkowo nie lubi Andrzeja Dudy i nazywa go „prezydencikiem” nie owija już w bawełnę: „Dudaczewski postanowił w rocznicę Smoleńska udawać polskiego prezydenta. I zamazywać w ten sposób fakt, który kompromituje go na resztę życia, czyli zawetowanie degradacji Jaruzela i Kiszczaka. Dudaczewski liczy, że znowu będzie hipnotyzował na swoimi wzniosłymi słowami. I będziemy się przy nich wzruszać. (…) W momencie gdy Dudaczewski smętnym falsecikiem uzasadnił, dlaczego wetuje reformę sądów spowodował, że jego głodne kawałki budzą jedynie agresję. Te same słowa, które wzruszały, budzą wściekłość. Wprost proporcjonalną do dawnego wzruszenia”.
Koko spoko czyli optymizm
I tylko dyrektor TVP2 Marcin Wolski jest w dobrym, spokojnym nastroju: „Słuchając trójgłosu Kaczyński-Morawiecki-Szydło czułem po raz kolejny że sprawy polskie znalazły się w dobrych rękach. Widziałem zespół mówiący jednym głosem. Elektorat nie oddaje nikomu władzy raz na zawsze, jest kapryśny, łatwo nudzi się hasłami i twarzami. Ma krótką pamięć. Przemawiają do niego konkrety. Własne interesy. W ostatecznym wyborze, którego efekt poznamy przy urnach, zdecydują bilans obietnic i osiągnięć, oraz kalkulacja czego można spodziewać się po zjednoczonej prawicy i po opozycji, które program sprowadza się do jałowej nienawiści. Dlatego jestem spokojny. A od minionej soboty jeszcze spokojniejszy”.
Jednak Wolski to pisarz specjalizujący się w gatunku powieści political-fiction, a poza tym jemu nie wypada nie wierzyć w skuteczność produktu jego własnej firmy, czyli głównych „Wiadomości” Jedynki i siłę perswazji ich „północnokoreańskiego” tercetu: Holecka – Adamczyk – Ziemiec.