Michał Syska, publicysta portalu Trybuna.eu przypomina o jednej z fundamentalnych zalet, które cechować powinny polityków skutecznych – o umiejętności czekania. Wykazuje się nią, zdaniem Syski, lider PO, Grzegorz Schetyna.
Przekreślony i okrzyknięty politycznym nudziarzem przeczekał rozbłyśnięcie gwiazdy Ryszarda Petru, aż zgasła w morzu, gdzieś w okolicach Portugalii. Przeczekał fajerwerki nad głową lidera KOD-u Mateusza Kijowskiego, aż został z nich tylko dymiący smrodem knot. I doczekał chwili, gdy jako lider całej opozycji przy aplauzie tłumów zgromadzonych na marszu wolności ogłosił projekt utworzenia wspólnego bloku wyborczego i wspólnych list wszystkich ugrupowań opozycyjnych.
Co prawda, schody zaczną się przy tworzeniu tych list, gdy pan Schetyna przekona się, ilu jest geniuszy z PSL, Nowoczesnej i z KOD-u, którym bezwzględnie należą się pierwsze miejsca na tych listach, ale to będzie potem. Przekona się też, ilu wybitnych kreatorów polityki o całkowicie nieznanych nazwiskach, w zakamarkach różnych partyjek i stowarzyszeń oczekuje na zajęcie pozostałych tzw. miejsc biorących. No i ilu we własnych szeregach ma fochów, które trzeba ukoić, kompleksów, które trzeba uleczyć, najlepiej oczywiście dobrym miejscem na liście. Dobrym, czyli dającym realne szanse na dostanie się do Sejmu. Uśmiecham się więc, kiedy słyszę ten entuzjazm i wolę dokopania kaczorom. Droga do tego jest długa i wyboista.
A przecież pan Schetyna i PO obiecują nie tylko dokopanie kaczorom, ale też ukaranie tych z nich, którzy łamią prawo. To po prostu Himalaje hipokryzji, obłudy i kłamstwa! Już raz Platforma Obywatelska miała sprawców ludzkich nieszczęść na wyciągnięcie palca w stronę przycisku na tak. Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej w poprzednim Sejmie, w którym to PO i PSL były PiS-em i miały większość, debatowała nas postawieniem przed Trybunałem Stanu Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobrę za śmierć Barbary Blidy. Jarosława Kaczyńskiego wymiksowano z tego postępowania wcześniej. Może za jego dobre serce?
Przypominam sobie, że – jak mówiono – troszczył się o to, żeby pani Blidzie nie zakładać kajdanek podczas aresztowania. O losie Ziobry miało zdecydować głosowanie w Sejmie. Do przegłosowania wniosku Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej zabrakło jednak pięciu głosów. Ziobrę uratowali posłowie PO, którzy w liczbie dziewięciu nie stawili się w określonym dniu i czasie na sali obrad. W głosowaniu nie wzięli udziału m.in. Radosław Sikorski, dziś czołowy bojownik z reżimem PiS, i premier Ewa Kopacz, odważnie maszerująca w pierwszym szeregu oburzonych bezprawiem, jakie m.in. Ziobro dziś uprawia. Nie głosowali również inni oburzeni posłowie PSL. Aż 7 ludowców dało nogę. Gdy więc słyszę gromkie zapewniania „pociągniemy do odpowiedzialności”, to ogarnia mnie śmiech przez łzy, bo wszystkim się upiekło, tylko pani Blidzie nie.
Do rozpuku natomiast doprowadza mnie widok maszerujących obok PO zgnojonych przez PiS emerytów SB, MO, UOP i Policji. Na co oni liczą, nie rozumiem. Ile razy jeszcze muszą dostać po łbie, żeby do nich dotarło, że PiS tylko udoskonala represje, które jako pierwsza zastosowała wobec nich koalicja PO i PSL?
Red. Michał Syska ma chyba rację przewidując, że morze mundurowej głupoty jest tak rozległe i na tyle głębokie, że panowie oficerowie, zamiast wzmocnić swoimi głosami tych, którzy jako jedyni ich bronią, czyli SLD, po raz kolejny zagłosują na swych prześladowców. Tym bardziej – i to już moje dopowiedzenie – że z trybuny marszu wolności przemawiał do nich wypożyczony na okoliczność łączenia senator niezależny Marek Borowski. Kiedyś jeden z liderów SLD, potem założyciel i lider SDPL, partii-widmo, która udanie spełniła historyczną rolę torpedy i wyrwała dziurę w kadłubie SLD, posyłając go na dno. Pan Borowski na trybunce marszu wolności oczywiście żadną torpedą już nie był. Ot, dawno zapomnianą na dnie kosmetyczki szminką zaledwie. Do pokolorowania pana Schetyny ciut na czerwono.