Wszyscy cieszą się jak prosiątka w deszcz z trzydniowej wizyty księżnej Katarzyny i księcia Wilhelma w Polsce (według oficjalnej nomenklatury tak właśnie brzmią poprawnie spolszczone imiona książęcej pary).
Kiedy przyjeżdża jakiś premier, często nawet PAP leni się napisać o tym niusa. Kiedy do Warszawy przyjechał numer trzy chińskiej polityki i siedział tu prawie tydzień, jakoś specjalnie nie kwapiono się relacjonować tej ważnej przecież strategicznie wizyty krok po kroku i minuta po minucie.
Ale od wczoraj wszystkie media, począwszy od kolorowych plotkarskich, skończywszy na poważnych analitycznych – trąbią w głębokiej ekscytacji, że oto do Polski zawita Plastikowa Para. PiS cieszy się, bo dla polskiego rządu oznacza to kolejne rozpoznawalne nazwiska na liście gości Anno Domini 2017. Przy okazji Plastikowi stanowią żywy dowód na to, że ktoś z nami jednak chce utrzymywać stosunki dyplomatyczne, w związku z tym niech się Komisja Wenecka z innym UNESCO wypcha serdecznie.
Opozycja cieszy się, bo Plastikowi mają w planach uściśnięcie dłoni Lecha Wałęsy. A to punkt dla opozycji, który należy zanotować w kajeciku.
Prasa kolorowa cieszy się, bo gawiedź fascynuje się wszystkim, co dotyczy Plastikowych. Elektryzujące niusy o tym, w jakiej kreacji wystąpi księżna, który projektant ją ubrał i za ile; wstrząsające doniesienia o tym, że mała księżniczka Charlotte ma już wszystkie mleczne zęby – to doskonale nadaje się na sezon ogórkowy, w którym brak ciekawych tematów stanowi zawsze wakacyjne wyzwanie.
Plastikowi wezmą udział w przyjęciu z okazji urodzin królowej Elżbiety. Tak, przyjęcia wydanego w Polsce z okazji urodzin brytyjskiej królowej. Spróbują Goldwasser – gdańskiej wódki z płatkami złota. Krzysztof Szczerski zapewnia, że nawet Belweder przeszedł „mały lifting” po to, aby mogła odpocząć w nim Plastikowa Para. Bo przecież chcemy, żeby Plastikowi „czuli się w Warszawie jak w domu”. I nikt jakoś nie odnotował, że książęca para prosto z Polski ma udać się do Berlina na umówione wcześniej spotkanie z Angelą Merkel. Znamienne?
Dlaczego wciąż jest w nas to pragnienie, żeby być „domem” klasy próżniaczej? Dlaczego wciąż wydaje się nam, że władza królewska pochodzi od Boga, a monarchowie i skoligacona z nimi szlachta sika płynnym złotem oraz robi kupę ze szmaragdów i diamentów? Dlaczego przy każdej takiej okazji budzą się w nas niezdrowe resentymenty do pańskich dworków, gdzie setki ludzi ponad siły pracowały na wieczne wakacje elitarnej grupki przekonanej, że należy jej się to z racji urodzenia? Dlaczego tak bardzo elektryzują nas plotki o Plastikowych, pozbawionych realnego znaczenia politycznego angielskich respektowych pannach? Z bajek czas już wyrosnąć – a jeśli nie potrafimy, sięgnijmy chociaż po Grimmów zamiast po Disneya.