2 maja 2024

loader

(PO)Szołmen

Ostrzyżony jak stróż w Boże ciało, w przyciasnym garniturku, jak z młodszego brata, lider Platformy Obywatelskiej, pan Grzegorz Schetyna, zaprezentował onegdaj plany polityczne PO. Nam to jest całkowicie obojętne, ale na miejscu członków PO spalilibyśmy się ze wstydu. Nic takiego jednak się nie stało. Zarówno pani premier Kopacz, jak i pan minister Siemoniak, pan Trzaskowski i inne znane panie i znani panowie nie oblali się rumieńcem. A przecież byłaby to normalna reakcja porządnych ludzi, gdy usłyszeli np., że celem PO jest obecnie zlikwidowanie IPN i CBA…

KAROLINA MISZTAL POLSKA PRESS DZIENNIK BALTYCKI

fot. KAROLINA MISZTAL POLSKA PRESS DZIENNIK BALTYCKI

 

Z Krzysztofem Janikiem rozmawia Marek Barański

Nas zatkało. A pana? Co pan sobie myślał słuchając przewodniczącego Schetyny, który ogłaszał 148, „ganz neue” program Platformy Obywatelskiej?

Krzysztof Janik – były szef SLD, były poseł tej partii, były minister spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Leszka Millera: – Przykro tylko, że kolega Schetyna i jego partia dochodzą do wniosków, które dla nas były oczywiste lat temu 20! Przypomnę, że Instytut Pamięci Narodowej został początkowo wymyślony, jako proste urządzenie do eliminacji lewicy, do eliminacji zwłaszcza lewicy post pezetpeerowskiej.
Potem, kiedy wyszło „na nasze” i okazało się, że to jest instrument walk wewnątrz obozu solidarnościowego, liczyliśmy na opamiętanie, na to, że ileś propozycji, które formułowaliśmy, dotyczących ograniczenia zadań prokuratorskich Instytutu, skoncentrowania się na badaniach naukowych – zostanie wzięte pod uwagę. Nic z tego – Platforma wszystko konsekwentnie odrzucała. Koledzy więc sami wyhodowali tego kuraka i muszą sobie teraz z nim jakoś poradzić. Przy czym wydaje mi się, że postulat likwidacji IPN został dość luźno sformułowany. Nie wierzę, żeby Platforma złożyła projekt ustawy w tej sprawie.

To miał być młot na „komuchów’, ale gdy okazało się, że to jest młot również na „solidaruchów”, to ta zabawka przestała się im podobać… Ale może w jakiś półoficjalny, półprywatny sposób próbowaliście dotrzeć do tych zabetonowanych głów? Przecież spotykaliście się na kawach, w restauracjach sejmowych, „przy choince”…

Owszem – próbowaliśmy kolegom uświadomić, jaką niebywałą piwnicę próbują otworzyć, w której wcześniej czy później znajdą się różni ludzie. Także ci, którzy całe życie poświęcili walce o demokratyczną Polskę, ale na starość będą musieli płacić za błędy młodości. To docierało do części. Muszę powiedzieć, że rozumiała to spora część polityków z Unii Wolności. Ba, odbyłem nawet kiedyś dosyć przytomną rozmowę z kolegą Rokitą, znanym dziś sympatykiem prawicy. Natomiast mam wrażenie, że tam zadziałał jakiś taki mechanizm powiedziałbym historyczno-politycznego determinizmu. To mi przypominało znane już z historii błędy partii komunistycznych, które nie musiały wielu rzeczy robić, ale robiły je dla zrealizowania założeń doktrynalnych. I oni też mieli taki twardy punkt swojej „doktryny” pod tytułem wyeliminujemy agentów. Bez znaczenia było, czy to szkodziło Polsce czy nie.
Pierwsze otrzeźwienie nastąpiło, kiedy ta doktryna zbliżała się do prozy życia – ich życia, kiedy dotykała znanych postaci z ich grona. A mimo to, rzeczywiście jak starzy rewolucjoniści wierzyli, że tak trzeba – „dla sprawy”.

Byli zbiorowym Wiaczesławem Mołotowem, który pełnił wysokie funkcje przy Stalinie, godząc się jednocześnie z tym, że jego żona wylądowała w łagrze.

– To było podobne podejście. Warto jednak dodać, że efektem takich właśnie „nacisków” – także i z naszej strony – było to, że pierwszym szefem IPN został Leon Kieres, nie historyk, tylko prawnik, bardzo umiarkowany – niechętny lewicy, ale umiarkowany, uczciwy. Pamiętam, jak przyszło mu mówić o agencie ulokowanym w Watykanie, bliskim współpracowniku ówczesnego papieża – z jakim robił to obrzydzeniem i jak mu było osobiście przykro. Mnie się wydawało, że to jest ten moment, kiedy prawica zrozumie, że otwiera dla siebie puszkę Pandory, i że główne ofiary będą po ich stronie. Ale okazało się, że nie. Poszły potem ustawy jeszcze bardziej zaostrzające lustrację i warto pamiętać, że Platforma głosowała w tej sprawie jak jeden mąż razem z kolegami z PiS-u

Takie więc ble, ble, ble przewodniczącego Schetyny mówiącego po latach, że „zlikwidujemy IPN”, jest tym bardziej paradne, bo on nie rozumie, że zlikwidować IPN, to po części zlikwidować ich samych. IPN nie wziął się znikąd.

– Oczywiście. W tej chwili, w moim przeświadczeniu, jeśliby PO myślała rozumnie, rozsądnie, to trzeba byłoby ulokować problemy lustracji w Prokuraturze Generalnej – jeśli oczywiście lustracja ma dziś dla kogoś jeszcze jakieś znaczenie… Aczkolwiek historia gen. Ścibor-Rylskiego pokazuje, że chętni do lustrowania choćby i stulatków, są.
A resztę dokumentów – do Archiwum Akt Nowych. Oddać to prawdziwym uczonym, a nie najemnikom historycznym.

Drugi „gwóźdź” z „programu” pana Schetyny – CBA. Pamiętam, jak krzyczeliście, żeby tego nie robić, bo to będzie policja polityczna. I też zostaliście przez Platformę odkopnięci.

– Ależ oczywiście. Trzeba pamiętać, że likwidacja WSI, powołanie CBA – bez poparcia Platformy, w ówczesnym układzie sił parlamentarnych, byłoby niemożliwe. Koledzy z PO z głęboką satysfakcją głosowali w obu sprawach „za”, w przeświadczeniu, że przecież, kogo, jak kogo, ale ich to nie dotknie. No to teraz zobaczą, co CBA znajdzie w Urzędach Marszałkowskich, bo przecież udało się tam nie w celach turystycznych. Zobaczymy, jak CBA zachowa się w przypadku afery reprywatyzacyjnej w Warszawie i w paru innych kwestiach. Z całym szacunkiem do oficerów CBA – spora ich część, to są porządni ludzie, dobrze wykształceni, kompetentni – ale trzeba powiedzieć, że idea takiej ekstra policji, poddanej wprost politycznemu rządowi, w państwach demokratycznych nie występuje. No jednak szef CBA ma inną pozycję niż na przykład szef policji, Straży Granicznej, czy innych formacji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo. Z tego wynikają pewne konsekwencje – w sposób naturalny bierze on udział w realizacji polityki rządu, a nie wykonuje samodzielnie postawione mu zadania, z których rząd go rozlicza. Nie wiem – chyba twórcy, a zwłaszcza koledzy z Platformy, nie do końca zdawali sobie sprawę, jaką instytucje powołują do życia.

I tak im zostało, powiedzmy na zakończenie. Pan Schetyna też chyba nie do końca zdawał sobie sprawę, co mówi postulując likwidację IPN i CBA. Co to dziś znaczy?

– Moim zdaniem jego w ogóle cechuje krótka pamięć. Pamiętam, jak przychodził do resortu po mnie i po Kaliszu, to mówił, że resort zostanie odpolityczniony, że nie będzie się w nim uprawiać polityki, w której wir następnie się rzucił z całym poświęceniem. Tak bardzo, że nie starczało mu czasu na sprawy resortowe

trybuna.info

Poprzedni

Tomek Kalita i inni chorzy czekają!

Następny

Wybrali tańszy hotel