20 września 2024

loader

Polityka na plaży

Politycy powinni być zawsze blisko ludzi. Ale nie na plaży.

Na plażach w Kołobrzegu, Rowach, Władysławowie i Darłowie pojawiły się nowe flagi. Niebieskie! Plażowicze byli zdezorientowani. Dotychczas znali trzy kolory: biały, czerwony i czarny. Czy przy niebieskiej można się kąpać?
Wyobrażacie sobie Państwo następujący obrazek? Wdrapujecie się z mozołem z Zakopanego na Czerwone Wierchy. A tam, z czerwonymi flagami SLD, czekają na Was: Czarzasty z Elsnerem. By 2000 metrów nad poziomem morza, porozmawiać o nizinach polskiej polityki. Ale reakcja wielu wycieczkowiczów mogłaby być impulsywna.
Znacznie łatwiej niż wspinać się po górach, jest dojechać służbową limuzyną nad morze. I tak właśnie zrobili politycy Platformy Obywatelskiej, rozwieszając swoje niebieskie flagi wśród opalających się wczasowiczów. „Infantylna opozycja” – wyśmiewają się z plażujących polityków PO rządzący. I coś w tym jest. Bo plaża zawsze była świetna, ale do budowania zamków. Z piasku!

Czerwone busy SLD

Wraz z posłankami i posłami Sojuszu Lewicy Demokratycznej też byłem nad morzem w 2015 roku, przed wyborami parlamentarnymi. Czerwonymi busami z logiem SLD zjechaliśmy całe polskie wybrzeże: od Trójmiasta do Szczecina. Spotykaliśmy się z wypoczywającymi w dużych i mniejszych nadmorskich kurortach. W centrach miasteczek, na rynkach, na deptakach. Kto chciał, zatrzymywał się i rozmawiał. Kto nie, mijał nas obojętnie. Na plaży nie byliśmy ani razu.
Tę prywatność wypoczywających naruszyli politycy Grzegorza Schetyny. W podzielonym społeczeństwie, plaża na szczęście pozostała pluralistyczna. Tylko tego brakuje, aby po występach Platformy Obywatelskiej, przy wejściu na plażę pojawiły się tablice: lewica opala się na lewo, prawica na prawo.
A poza tym, pracę i działalność polityczną należy jasno oddzielić od wypoczynku. Plażowicze nie mają z tym problemu. Ich wyjazd nad polskie morze jest znacznym obciążeniem domowego budżetu. Ciekawe, jak wyglądają rachunki bawiących na plaży polityków PO? Czy za morskie atrakcje płacą z własnej, czy z kieszeni podatników?

Temu Panu dziękujemy

Zadziwiające słowa padają z ust polityków Platformy Obywatelskiej po zawetowaniu przez prezydenta Dudę ustaw o Sądzie Najwyższym i KRS. „My deklarujemy wolę udziału, pomocy w naprawianiu systemu sprawiedliwości” – powiedział poseł Jan Grabiec (w telewizji Polsat, nie na plaży). Pierwsze pytanie nasuwa się samo: a dlaczegóż to PO nie zajęła się naprawą wadliwie funkcjonującego systemu sprawiedliwości w czasie swoich 8-letnich rządów. Drugie jest krótkie: Jak?
Jak Grzegorz Schetyna wyobraża sobie wspólne z politykami Prawa i Sprawiedliwości pisanie poprawionych ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa? Że oddeleguje do pałacu prezydenckiego kilku swoich doradców, którzy chwilowo będą doradzać również pisowskiemu prezydentowi? To pomysł rodem z piaskownicy, nie z realnej polityki.
O kulisach tej realnej polityki dowiadujemy się coraz więcej. Po serii wywiadów Zbigniewa Ziobry z mijającego tygodnia przekonujemy się, że trwa wojna dawnych kolegów, Zbyszka i Andrzeja. „Kiedyś był czas, kiedy byłem szefem Andrzeja Dudy” – wspomina w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” minister sprawiedliwości. Stawka tej wojny jest wysoka, „czyj” będzie PiS po Kaczyńskim.
Dziękowałem prezydentowi Dudzie tydzień temu za dwa weta. Mam nadzieję, że i w przyszłości powstrzyma najbardziej destrukcyjne dla demokratycznej Polski zapędy rządzących. Ale jedyną drogą przywrócenia normalności, jest pozbawienie w najbliższych wyborach władzy polityków PiS-u. Wszystkich! Andrzeja Dudy również.

Rozkrok Sądu Najwyższego

Jak zgubne jest wikłanie się w wojnę domową Prawa i Sprawiedliwości, przekonali nas sędziowie Sądu Najwyższego. To prawda, Andrzej Duda swoimi wetami uratował im skórę. A teraz, to oni odpłacili się prezydentowi tym samym. Korzystając z kruczków prawnych, uchylili się od rozpatrzenia sprawy kasacyjnej Mariusza Kamińskiego i jego współpracowników. Uzależniając dalsze działanie od tego, co powie Trybunał Konstytucyjny o sporze kompetencyjnym pomiędzy Sądem Najwyższym a prezydentem. Co powie – można się domyślać.
Nie robiąc uniku, Sąd Najwyższy musiałby potwierdzić to, co już zawarł w uchwale z maja tego roku. Że prezydent Duda nie miał prawa zastosować prawa łaski wobec nieprawomocnie skazanych. I sprawa byłego szefa CBA najpewniej wróciłaby na wokandę.
Znaczna część prawicy i tak nie szczędzi słów krytyki swojemu prezydentowi. Uważając, że weta były, jak się wyraził Kaczyński, bardzo poważnym błędem. Można sobie wyobrazić, jakie gromy spadłyby na głowę prezydenta, gdyby okazało się, że Mariusz Kamiński z powrotem staje przed sądem. A akt ułaskawienia to nic nie warty świstek papieru.
Konstytucjonalista, prof. UW Marcin Matczak twierdzi, że wyłącznym celem rzekomego sporu kompetencyjnego jest ochrona interesu jednego człowieka – uniknięcie odpowiedzialności przez Mariusza Kamińskiego. Decyzja sędziów Sądu Najwyższego spowodowała, że minister Kamiński może spać spokojnie. Prezydent Duda również.
Pewien kłopot mogą mieć tylko niedawno protestujący w obronie sądów. „Ludzie broniący sądów potrzebują mądrych i odważnych sędziów, którzy nie będą się obawiać rozpoznania wilka w owczej skórze” – podsumowuje całą sprawę prof. Matczak.

Jasnowidz z Człuchowa

W styczniu tego roku słynny polski jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski, twierdził, że w tym roku PiS-owi będzie groził wewnętrzny podział, a prezes Kaczyński „zaniknie”. Pal sześć wróżbitę, nie wypada politykowi wierzyć w proroctwa. Ale nawet bez daru jasnowidzenia, widać doskonale widmo podziału, wiszące nad partią rządzącą. A Kaczyński?
Będąc posłem, spotkałem się z uczniami jednego z warszawskich liceów. Na moje pytanie o najważniejszego dla nich polityka, padła zaskakująca odpowiedź: Jarosław Kaczyński! Dlaczego – zapytałem zdumiony. „Bo to taki silny, zdecydowany człowiek. Po prostu szeryf” – odpowiedzieli warszawscy nastolatkowie, którzy w 2015 roku pierwszy raz brali udział w wyborach.
Dzisiaj jest inaczej. Histeryczna reakcja i pamiętne słowa o „zdradzieckich mordach” i „kanaliach” bardziej pasują do bezradnego, schorowanego człowieka, niż szeryfa. Tak, bezradnego. Pamiętamy, jak Macierewicz grał Kaczyńskiemu na nosie Misiewiczem. Teraz Ziobro ma gdzieś jego zalecenia, aby zaprzestać krytyki prezydenta Dudy. Kaczyński „zanika”, jak to eufemistycznie wyraził się jasnowidz.
Kto dzisiaj jest politykiem postrzeganym jako silny i zdecydowany? Odpowiedź prawicy może być tylko jedna. Zbigniew Ziobro!

Miękka polityka

Czternaście lat minęło od słów „pan jest zerem”, skierowanych przez Leszka Millera do wówczas 33-letniego polityka. Czas biegnie nieubłaganie i Zbigniew Ziobro to dzisiaj człowiek prawie pięćdziesięcioletni. W jego wieku Aleksander Kwaśniewski rozpoczynał już drugą kadencję prezydentury. Teraz, albo nigdy – powtarza sobie Ziobro, stojąc przed lustrem. A „zero” zapamiętał dobrze. Zero demokracji. Zero skrupułów. Zero wątpliwości.
Jeden z politologów przestrzegał, aby opozycja nie liczyła, że pokona PiS jakąś, jak się wyraził, „miękką polityką”. Po PiS-ie może dojść do władzy ktoś jeszcze bardziej radykalny i groźny dla Polski. On myślał o narodowcach. Ja obawiam się też politycznych przyjaciół Ziobry z Solidarnej Polski, takich jak wiceminister Patryk Jaki, Beata Kempa, czy szef TV PiS, Jacek Kurski. Z nim, z Ziobrą – jako wodzem. Przy nich Kaczyński faktycznie pozostanie w pamięci demokratą.
Jeśli Borys Budka i inni politycy Grzegorza Schetyny sądzą, że zyskają w sondażach, kopiąc piłkę na plaży – są w błędzie. Jeśli sędziowie Sądu Najwyższego spodziewają się, że ochrona Mariusza Kamińskiego, ich samych ochroni – też są w błędzie. Jeśli lewica sądzi, że do Sejmu da się wrócić, turlając się na okrągłych obietnicach – też może się zawieść.

Liczy się konkret

Sojusz Lewicy Demokratycznej postawił sprawę jasno, jeśli chodzi o tak zwaną „ustawę deubekizacyjną”. Po powrocie do Sejmu uchyli przepisy dyskryminujące emerytów. Tak jasne stanowisko jest konieczne w każdej innej sprawie.
Wetując dwie ustawy, prezydent Duda podpisał ustawę o ustroju sądów powszechnych. Ustawę dającą ministrowi sprawiedliwości bezpośredni wpływ na obsadę prezesów sądów. Co proponujemy po PiS-ie? Powrót do dotychczasowej praktyki, jakieś zmiany, czy… Korzystając z nowych zapisów, zamienimy w sądach pisowców na „swoich”. Nie ukrywam – najgorsze rozwiązanie.
Na konkret liczą też rodzice dzieci idących za cztery tygodnie do zreformowanej przez PiS szkoły. Wyborcy lewicy nie chcą powrotu do systemu gimnazjalnego. Ale zapewnienie o dążeniu do usunięcia lekcji religii z murów szkolnych byłoby przez nich oczekiwane. Nawet kosztem wypowiedzenia konkordatu. I tym samym sprawienia przykrości tak lubianemu przez lewicę papieżowi Franciszkowi.
Pytań o konkrety jest multum. A czas nagli.

Wybory

Tylko w kalendarzu do najbliższych wyborów parlamentarnych pozostały ponad dwa lata. W głowach pisowskich wojowników – niekoniecznie. O przedterminowych wyborach mówiło się już w miesiąc po zaprzysiężeniu rządu Beaty Szydło. Moim zdaniem, nigdy nie były tak prawdopodobne, jak po wybuchu „wojny na górze”.
O miejscach na listach wyborczych decydują partyjni bossowie. Jeśli Kaczyński poczuje, że jego pozycja w partii słabnie, z pewnością zdecyduje się na „odnowienie” składu swoich parlamentarzystów. By w wyniku tej „dobrej zmiany” z ław sejmowych zniknęli jego polityczni wrogowie. Trudno odmówić logiki takiemu myśleniu przyszłego autokraty.

Postscriptum

Nareszcie pogoda pozwala na wygrzewanie się na plaży. Na plaży w Dźwirzynie nie ma niebieskich flag. Innych, też nie. Nie życzę sobie, aby któregoś dnia, zza sąsiedniego parawanu, zaczął gramolić się na drabinkę Jarosław Kaczyński. Ze słowami: tu jest Polska. No bo jest.

trybuna.info

Poprzedni

Przyzwolenie dla nazizmu

Następny

Komuchy na „Żylecie”?