Środowiska konserwatywne domagają się odwołania Rzecznika Praw Obywatelskich, dr. Adama Bodnara. Apel w tej sprawie przygotowała ta sama fundacja prawnicza, która stoi za zgłoszonym niedawno do Sejmu projektem wprowadzającym bezwzględny zakaz aborcji.
Pretekstem do odwołania dr. Bodnara ma być sprawa drukarza, który odmówił wydrukowania reklamy Fundacji LGBT Business Forum, a dokładnie – umieszczenia na zleconej mu reklamie logo tej fundacji. Jej prezesem jest znany aktywista środowisk mniejszości seksualnych, Mariusz Drozdowski. To właśnie on złożył zlecenie, którego wykonania odmówił jeden z łódzkich drukarzy. Stwierdził on, że jego firma „nie promuje ruchów LGBT”.
Szef fundacji poczuł się dyskryminowany i pokrzywdzony. Interweniował Rzecznik Praw Obywatelskich, zdaniem którego w tej sprawie doszło do naruszenia prawa. Po interwencji RPO policja wystąpiła o ukaranie drukarza, powołując się na art.138 kodeksu wykroczeń, który mówi, iż „kto bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany, podlega karze grzywny”. Został on ukarany przez Sąd Rejonowy w Łodzi mandatem w wysokości 200 zł.
Dyskryminowany teraz poczuł się z kolei łódzki drukarz, który znalazł obrońców nie tylko wśród prawników z Fundacji Ordo Iuris, ale również w ministrze sprawiedliwości, Zbigniewie Ziobro. Szef resortu sprawiedliwości – pełniący jednocześnie funkcję Prokuratora Generalnego – stwierdził, że mandat dla drukarza narusza zasadę wolności sumienia. Na jego polecenie do sprawy włączyła się Prokuratura Okręgowa w Łodzi. Prawicowy drukarz zyskał więc poważnych sojuszników, zaś dr Adam Bodnar po raz kolejny podpadł rządzącej większości.
Przypominamy, że to Sejm (za zgodą Senatu) powołuje Rzecznika oraz może go w określonych sytuacjach odwołać (na wniosek Marszałka Sejmu). Jak wygląda polityczna większość w obecnym Sejmie i Senacie, doskonale wiemy. Tajemnicą nie jest również to, iż obecny RPO, wybrany przez poprzednią większość parlamentarną, nie cieszy się zbytnią sympatią rządzącej obecnie większości. PiS od samego początku był przeciwny kandydaturze Adama Bodnara, którego uważa za przedstawiciela środowisk „lewackich”, a więc tych wszystkich, którzy nie utożsamiają się z konserwatywnym i katolickim systemem wartości.
Nagrabił sobie
Niedawna interwencja dr. Bodnara w sprawie łódzkiego drukarza nie jest pierwszą „wpadką” – z punktu widzenia rządzącej prawicy – podczas pełnienia przez niego funkcji Rzecznika Praw Obywatelskich. Kilka razy interweniował on bowiem w sprawach forsowanych przez PiS oraz ich parlamentarnych sprzymierzeńców, sprzeciwiając się wprowadzanym przez nich rozwiązaniom, które oceniał jako sprzeczne z konstytucją bądź uderzające w prawa człowieka i obywatela.
Nie wywołała wybuchu entuzjazmu w środowiskach prawicy opinia Rzecznika w sprawie „klauzuli sumienia” lekarzy. W marcu tego roku dr Bodnar stwierdził, że prawo do powoływania się przez lekarzy na klauzulę sumienia może ograniczać pacjentom prawo do leczenia. W swoim wystąpieniu Rzecznik domagał się uściślenia przepisów w taki sposób, aby nie dochodziło do sytuacji, gdy pacjenci zostaną pozbawieni opieki zdrowotnej, ponieważ dany lekarz odmówi im leczenia powołując się na „klauzulę sumienia”. Problem ten nie został rozwiązany do dzisiaj.
Kolejnym powodem, dla którego Rzecznik nie cieszy się zbytnią sympatią rządzącej prawicy jest zakwestionowanie przez niego decyzji obecnego rządu o zakończeniu programu refundacji zabiegów in vitro. W wyrażonej w lutym opinii RPO stwierdził, że zapewnienie takiej refundacji jest konstytucyjnym obowiązkiem Rady Ministrów, jaki nakłada na niego ustawa o leczeniu niepłodności. Oczywiście, również w tej sprawie nie spotkał się on ze zrozumieniem ze strony rządu.
Program ten przestał obowiązywać w czerwcu tego roku – na skutek decyzji obecnego ministra zdrowia, Konstantego Radziwiłła. A został on uchwalony przez poprzednią większość z PO (przy wsparciu SLD) dopiero pod koniec ubiegłej kadencji Sejmu, kiedy w obliczu zbliżających się wyborów parlamentarnych toczyła się walka o wyborców lewicy. Nie można zapominać, że Platforma miała osiem lat na wprowadzenie takiego programu, ale zdecydowała się na to dopiero tuż przed wyborami, gdy było już jasne, że po przejęciu władzy przez PiS zostanie on prędzej czy później zlikwidowany. I został.
Niedopuszczalna krytyka rządzących
Z pewnością entuzjazmu polityków PiS nie wzbudziła też interwencja Rzecznika w sprawie uchwalonej niedawno tzw. ustawy antyterrorystycznej. Inicjatorem ustawy było Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, ale mimo to przy jej opracowywaniu pominięto etap konsultacji społecznych. Rząd zasłaniał się wówczas koniecznością szybkich prac nad ustawą, której celem było zwiększenie uprawnień służb specjalnych pod pretekstem wzmocnienia ochrony obywateli przed zagrożeniem atakami terrorystycznymi. Pośpiech w jej uchwalaniu miały z kolei tłumaczyć zbliżające się wówczas (maj/czerwiec) dwa duże wydarzenia międzynarodowe na terenie Polski – szczyt NATO w Warszawie oraz zakończone niedawno Światowe Dni Młodzieży w Krakowie.
Niedopatrzenie rządu postanowił naprawić RPO, który jeszcze w maju – a więc przed wejściem ustawy w życie – zorganizował wysłuchanie publiczne na temat ustawy oraz zagrożeń, które ona powoduje z punktu widzenia praw człowieka i obywatela. Uczestniczyło w nich wiele organizacji pozarządowych zajmujących się tą problematyką. Jak to jest ostatnio w zwyczaju, ich głos i przestrogi został zignorowane przez obecne władze.
Zastrzeżenia Rzecznika –podzielane przez specjalistów – wzbudził nie tylko dziwny tryb uchwalania owej nadzwyczajnej ustawy, ale głównie jej treść. Ustawa ta bowiem – która weszła w życie 1 czerwca – przewiduje dodatkowe uprawnienia służb specjalnych, m. in. prawo do niemal nieograniczonej inwigilacji obywateli. Jej krytycy zwracali uwagę na to, że choć pretekstem do jej wprowadzenia jest rzekome zagrożenie terroryzmem, w praktyce może ona służyć do walki politycznej z opozycją. Również te uwagi nie zostały uwzględnione podczas prac nad tą specjalną ustawą, a Rzecznik Praw Obywatelskich kolejny raz okazał się – w oczach rządzących – rzecznikiem opozycji.
Były to najważniejsze interwencje Rzecznika, które sprawiły, że dla prawicowej większości stał się on nie mniejszym wrogiem niż Trybunał Konstytucyjny, którego prace zostały zablokowane jeszcze w ubiegłym roku. A to dlatego, iż jest to jedna z tych instytucji ochrony praw i wolności obywatelskich, które mogą stanąć na przeszkodzie niedemokratycznym zmianom, wprowadzanym przez obecnie rządzących. Kwestią czasu pozostawało, kiedy i Rzecznik stanie się celem ataków ze strony prawicy, podobnych do tych, jakimi padł Trybunał.
Cudzymi rękami
Bój o TK ciągnie się od ok. 10 miesięcy, włączyły się w niego różne instytucje międzynarodowe, zaś wizerunek Polski na arenie międzynarodowej został poważnie nadszarpnięty. Być może to właśnie doświadczenie skłoniło rządzące PiS do tego, aby do rozprawy z inną z niesprzyjających im – ale za to sprzyjających obywatelom – instytucji zająć się od innej strony. O wiele wygodniejsze okazało się szczucie na rzecznika formalnie niezależnej i samodzielnej organizacji, jaką jest Fundacja Ordo Iuris. Choć wiadomo, że ideologicznie jest ona bliska PiS-owi oraz jego sojusznikom.
„To nie pierwszy raz, gdy Adam Bodnar sprzeniewierza się złożonemu ślubowaniu. W ciągu jednego roku urzędowania wielokrotnie dał się poznać jako stronniczy urzędnik stawiający ideologiczne postulaty grup LGBT ponad konstytucyjnymi gwarancjami naszych praw. Chociaż zgodnie z prawem powinien bronić wolności gospodarczej, wolności sumienia, słowa, myśli i wolności badań naukowych, w kolejnych sytuacjach angażuje autorytet swojego urzędu, by je ograniczać. Niezmiennie występuje też przeciwko tożsamości małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny.” – czytamy w petycji przygotowanej przez Ordo Iuris, a skierowanej do Sejmu i Senatu.
Autorzy petycji specjalnie powołują się na rzekome sprzeniewierzenie się ślubowaniu przez Rzecznika, bowiem zgodnie z Konstytucją, jest to jedyny sposób, by odwołać RPO w trakcie pełnionej przez niego kadencji (poza śmiercią, chorobą czy osobistym zrzeczeniu się pełnienia tej funkcji). Wniosek w tej sprawie może zgłosić wyłącznie Marszałek Sejmu, a że ten został wybrany przez większość z PiS, jest to bardzo możliwe. Oczywiście, jeśli do tego dojdzie, będzie to reakcja PiS na „głos ludu”, czyli petycję zorganizowaną przez Fundację Ordo Iuris. Formalnie nie będzie więc to kolejna wojna ustrojowa wszczęta przez PiS. W takiej sytuacji watro by było zorganizować konkurencyjną inicjatywę obywatelską – w obronie Rzecznika.
KOMENTARZ
Postawa drukarza zyskała aplauz środowisk prawicowych, które stwierdziły, że było to swego rodzaju powołanie się przez niego na „klauzulę sumienia”, z jakiej od niedawna mogą korzystać lekarze. Tak się składa, że jak dotąd z takiej możliwości, podlegającej na odmowie wykonania określonych usług jako niezgodnych ze światopoglądem wykonawcy, mogą lub chcą korzystać ci przedstawiciele różnych grup zawodowych, którzy powołują się na swój katolicki światopogląd. Warto by było, aby jej zwolennicy mieli na uwadze, że jeśli prawo do powoływania się na „klauzulę sumienia” stanie się powszechną zasadą, dotyczącą wielu innych zawodów, to może być stosowane nie tylko przez katolików, ale również wyznawców innych religii czy systemów wartości.
Nie po raz pierwszy inicjatywa podjęta przez Fundację Ordo Iuris idzie na rękę rządzącej większości. Ponad rok temu – jeszcze przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi – jej przedstawiciele opracowali oraz złożyli w Sejmie obywatelski projekt ustawy, który przewiduje bezwzględny zakaz aborcji. W ubiegłym roku projekt ten nie zdobył jednak poparcia ówczesnej większości sejmowej, ale został niedawno (w czerwcu tego roku) złożony ponownie. Tym razem, wziąwszy pod uwagę aktualny skład polityczny parlamentu, taki projekt może mieć już znacznie większe szanse na przegłosowanie. Oczywiście, jako projekt obywatelski, a nie rządzącej większości, choć jej przedstawiciele (ale nie tylko oni…) już przed rokiem wykazywali swoje poparcie dla tego rodzaju rozwiązania. Z różnych względów PiS, choć większość jego działaczy popiera całkowity zakaz aborcji, nie zdecydował się złożyć takiego projektu ani jako projekt rządowy ani poselski Nie musieli. Od takich spraw mają oni bowiem organizacje oraz instytucje, z którymi od lat współpracują. Formalnie są to niezależne organizacje pozarządowe, których głosów wszak miłująca demokrację większość rządząca nie może lekceważyć.
Tym razem celem takiego „zewnętrznego ostrzału” stał się Rzecznik Praw Obywatelskich.