2 grudnia 2024

loader

Polska nierównością stoi

Portal Forsal.pl opublikował (1 lutego 2023) obszerny raport na temat nierówności w Polsce. W raporcie wspomniano m.in. o współczynniku Giniego, wskaźniku mierzącym poziom nierówności ekonomicznych w społeczeństwie. Oczywiście, wskaźnik nigdy nie przyjmuje skrajnych wartości, bo ani całkowita równość (współczynnik 0), ani całkowity jej brak (współczynnik 1) nie są możliwe.

Z PRL Polacy wychodzili jako społeczeństwo o bardzo małych nierównościach. Szacowany współczynnik Giniego wynosił wtedy około 0,2. Potem nierówności lawinowo rosły, by w roku 2005, tuż przed wejściem do UE, sięgnąć poziomu 0,35, czyli dużo więcej, ale wcale nie aż tak dużo w porównaniu z innymi krajami, choć więcej niż średnia w UE. Dzięki transferom socjalnym z początku rządów PiS wskaźnik Giniego spadł do wartości 0,28, poniżej średniej unijnej. Tyle że od roku 2018 ponownie zaczął rosnąć i w roku 2021 wyniósł 3,19.

Nie daje to jednak pełnego obrazu rosnących nierówności, bo nasilają się one wewnątrz kraju, zwłaszcza pomiędzy stolicami województw a ich otoczeniem. Poziom dochodów (i płac) w stolicach województw, szczególnie w takich lokalnych metropoliach jak oczywiście Warszawa, ale też Kraków Wrocław czy Gdańsk, podąża za światowymi trendami. Reszta województwa zostaje w tyle. Mierzony lokalnie współczynnik Giniego najwyższe wartości, wskazujące na największe nierówności dochodowe, osiąga w województwach małopolskim i podkarpackim. Tam, gdzie władzę w sejmikach dzierży samodzielnie PiS.

Posługując się współczynnikiem Giniego, trzeba pamiętać o jednej ważnej sprawie: w Polsce szacuje się ten wskaźnik na podstawie anonimowych ankiet. Osoby o najwyższych dochodach z reguły ankiet nie wypełniają, a te, które wypełnią, często zaniżają deklarowane dochody. Rzeczywisty wskaźnik nierówności może być więc nawet o 20–30% wyższy, czyli w roku 2021 mógł się sytuować nawet pomiędzy 0,39 a 0,41, dużo powyżej średniej wartości dla UE . Co więcej, taki urealniony wskaźnik sytuowałby nas na samym szczycie krajów UE o najwyższym poziomie nierówności ekonomicznych.

Subiektywny odbiór sytuacji ekonomicznej jest u większości społeczeństwa inny. Społeczeństwo nie dostrzega, że rozwarstwienie dochodowe zaczęło się znowu. powiększać. Nie tylko dlatego, że, przynajmniej do początku ubiegłego roku, coraz wolniej, ale wciąż poprawiały się indywidualne statusy ekonomiczne. Bo choć coraz mniej równo ale jednak rosły. Dopiero narastająca inflacja, a szczególnie wzrost cen żywności i nośników energii zaczął być naprawdę doskwierający, zwłaszcza w gospodarstwach domowych o najniższych dochodach, bo w ich strukturze wydatków właśnie żywność i nośniki energii mają największe udziały.

To obiektywne pogorszenie sytuacji ekonomicznej dużych grup społecznych wcale nie musi wpłynąć na zmianę rozkładu preferencji politycznych. Obiektywni (i subiektywni) beneficjenci transferów socjalnych PiS żywią – być może nawet słusznie – przekonanie, że nikt inny podobnych transferów nie wykona. Mogą też zgadzać się z opiniami, że pogorszenie ich osobistej sytuacji ekonomicznej wynika z procesów niezależnych od rządowych poczynań. Z ich punktu widzenia ponowne głosowanie na PiS może być nie tylko wyborem mniejszego zła, ale nawet wyborem małego i stabilnego dobra. Myślenie w kategoriach ogólnospołecznych i uwzględnianie średniej i dalszej perspektywy czasowej, wykraczającej poza najbliższy miesiąc czy kwartał, od dawna nie jest ani popularne ani łatwe. I to akurat sprzyja rządzącym – bez względu na to, która opcja polityczna aktualnie rządzi.

Ironią losu może być to, że pogłębiające się nierówności ekonomiczne i rosnące aspiracje pomogły PiS zdobyć władzę i mogą też mu pomóc tę władzę utrzymać. Bo nic jeszcze nie jest przesądzone.

Adam Jaśkow

Poprzedni

Dlaczego zazdroszczę libkom?

Następny

Zabawa w udawanie