Polscy wyborcy są narodowymi czempionami hipokryzji.
Ciągle narzekają, że nasza klasa polityczna kłamie, że poseł i kłamca to synonimy. W przekonaniu tym utrzymują ich elity PiS, ostatnio frakcja golfistek, ale przede wszystkim premier Morawiecki. Znany notoryczny kłamca.
Kiedy jednak polski polityk prawdę publicznie powie, zwłaszcza w kryzysowej chwili, to wspomniani hipokryci pieją w mediach z oburzenia. Obrażają się na polityka i klasę polityczną też. Tak teraz stało się, kiedy polskie media głównego nurtu zadały rządzącym tradycyjne pytanie: „Jak żyć panie premierze, jak żyć?” Pytanie zakłamane, bo klasa rządząca, zwłaszcza narodowo- katolicka prawica, nie jest kompetentną, by lekcji sensu życia udzielać. Może jedynie odpowiadać na praktyczne pytania: „Jak kraść?” i „Jak kłamać, by zyski mieć?”.
Ale stało się. O tym jak żyć w czasach pandemii inflacji wypowiedzieli się prezydent Duda i minister Czarnek. Kompetentnie, i szczerze o dziwo!
Pan prezydent poradził, aby trudne czasy przeczekać zaciskając pasa. To świętą prawdą jest. Tak było, jest, i będzie. Pan minister zaapelował do Narodu, by teraz mniej jadł i wybierał tańsze żarcie. Rzekł pół prawdy, bo rzeczywiście wiele żywności u nas marnuje się, a otyłość substancji narodowej rośnie. Ale zachęta do jedzenia tańszego, śmieciowego jedzenia to rozsiewanie wirusów otyłości i innych chorób.
Za te prawdziwe i słuszne wypowiedzi wylało się na obu polityków morze medialnego hejtu. Znów okazało się, że Polscy Wyborcy wolą być „ciemnym ludem”. Lubią mile brzmiące kłamstwa niż gorzką prawdę.
Klasykiem takiej niechcianej prawdy został żyjący nadal Jerzy Urban. Ten rzecznik rządu generała Jaruzelskiego komentując w 1981 roku sankcje USA nałożone na Polskę za wprowadzenie stanu wojennego zauważył, że będą one najmniej dotkliwe dla rządzących. „Rząd sam się wyżywi”, skonstatował. Ta, banalna przecież, prawda, bo żaden rząd z głodu jeszcze nie umarł, strasznie wtedy rozwścieczyła wszystkich patriotów w naszym kraju. Pragnących pokrzepiających kłamstw, że sankcje USA będą dotkliwe jedynie dla „junty generalskiej”, a nie dla walczących z władzą Polaków. Za głoszenie prawdy Urban został okrzyknięty niemoralnym cynikiem. Wykluczony z grona ludzi „przyzwoitych”.
Podobne racjonalne myślenie utopiło politycznie premiera Włodzimierz Cimoszewicza. Był lipiec 1997. Na Dolnym Śląsku zaczęła się powódź. Wstrząśnięty klęską premier pozwolił sobie na trzeźwą refleksję: „To jest kolejny przypadek, kiedy potwierdza się, że trzeba być przezornym i trzeba się ubezpieczać, ale ta prawda jest ciągle mało powszechna”. Po czym zadeklarował, że rząd zorganizuje pomoc powodzianom. Ale w mediach powtarzany był tylko fragment, że trzeba było się ubezpieczyć.
Kiedy w Polsce politycy zaczynają mówić prawdę, to znak, że niebawem utracą władzę. Czy te chwile prezydenckiej i ministerialnej prawdy zwiastują już upadek rządów PiS ?
Na razie pan prezes Kaczyński wie co ma mówić. Powtarza: „Robimy dla Polski dużo, bardzo dużo … Aż trudno wymienić”.