PiS ma problem z elitami. Dotychczasowe były raczej za rządami PO, choć ta partia proponowała im jedynie ciepłą wodę w kranie, skąpiła pieniędzy na naukę, rozwój i kulturę. Za to dawała wolność. Ta wolność, ale bez życiowych perspektyw, zmusiła miliony młodych do emigracji, a mogli oni mogli stać się elitami w Polsce.
W trakcie wojny Niemcy wymordowali zdecydowaną większość naszych, skromnych elit, by z Polaków uczynić ciemną masę do wykonywania prostych robót. Po wojnie władza ludowa, choć robotniczo-chłopska, czyniła wiele, by stworzyć elity służące gospodarce, nauce i sprawie socjalizmu oczywiście. Awans robotniczo-chłopski dostarczał nowych inżynierów, magistrów i doktorów. Ja też z takiego awansu się wywodzę. Te elity wystawały pod księgarniami z książkami. Wtedy książki drukowano w setkach tysięcy i milionach egzemplarzy, a trzeba je było kupować spod lady. Klasa robotnicza polowała w kolejkach na kryształy. Tak więc PRL-owska inteligencja gromadziła – jako oznaki swojego statusu – książki, a klasa robotniczo-chłopska kryształy.
Kiedy nastał czas walki z komuną socjalistyczna inteligencja, wspierając klasę robotniczą, postawiła się władzy ludowej i w końcu PZPR musiała ją oddać. Ale inteligencji na dobre to nie wyszło. Jej miejsce zajęła grupa młodych przedsiębiorców, ludzi z zupełnie innej bajki. Zaczynali oni od łóżek na bazarach, potem mieli szczęki, a teraz mają fabryki, choć nie wszystkim się udało. Książki i kryształy były im niepotrzebne. Wczesny, siermiężny kapitalizm urodził nową elitę, która zajęła miejsce zmarginalizowanej i zagubionej inteligencji z książkami, które nagle straciły na wartości. Kryształy w gablotkach zmatowiały i też stały się passe.
Po upadku socjalizmu pojawiła się obok biznesmenów również elita polityczna złożona z działaczy styropianowych z jednej strony i mniej licznej grupy działaczy post PRL-owskich, którym wyborcy w kapitalistycznej Polsce powierzali także władzę. Ta post styropianowa i post PRL-owskich elita powoli schodzi ze sceny. PiS chce mieć własne elity polityczne i gospodarcze. Na razie są to grupy elitopodobne, ale po paru latach będzie lepiej. O ile „zwykli ludzie”, do których PiS się odwołuje te elity zaakceptują.
Młodzi zawsze chętnie garną się do rządzącej partii. Są to głównie absolwenci nauk politycznych, dziennikarstwa, administracji, marketingu i zarządzania. Na absolwentów tych kierunków nie ma zbyt dużego zapotrzebowania w gospodarce, a ich „produkcja” jest duża, dlatego szukają szczęścia także w polityce. Absolwenci medycyny, wziętych kierunków politechnicznych, czy ekonomii znajdują dobrze płatną pracę w gospodarce i politykę mają w głębokim poważaniu. Tym samym można powiedzieć, że do polityki nie trafia elitarna młodzież, tylko ci, którym trochę się nie udało, albo nie chciało. Oczywiście bywają chlubne wyjątki, ale nie są one liczne. Dlatego nasza polityka, od prawa do lewa, nie grzeszy nadmiarem wybitnie zdolnych, młodych i charyzmatycznych postaci. Dotyczy to także polityków w wieku średnim. Dominuje szarzyzna i dlatego Tusk czy Kaczyński wyrastają między średniakami na mężów stanu. Marszałkiem Sejmu jest Kuchciński, ministrem rolnictwa Jurgiel, a naczelnymi prawnikami PiS w Sejmie Piotrowicz i Pawłowicz. Policją dowodzi Błaszczak. To nie są orły polityki. Naszego bezpieczeństwa strzeże Macierewicz. Pod jego ręką kraj nie może być bezpieczny, może dlatego tak często minister odwołuje się ostatnio do Boga. To jednak powinna być domena duchowieństwa. Władza ministrów i polityków ma ziemskie korzenie, ale obecni politycy czują się zagubieni i niekompetentni. Stad pewnie, miedzy innymi, to poszukiwanie pomocy w Królestwie Niebieskim.