8 listopada 2024

loader

R jak Radziwiłł

Konstanty Radziwiłł – potomek rodu książęcego Radziwiłłów herbu Trąby, minister zdrowia. Ma szansę przejść do historii jako ten, który zastał szpitale bezpłatnymi, a uczynił je płatnymi.

Nie popieram Obywateli RP, blokujących przemarsz comiesięcznych procesji na Krakowskim Przedmieściu. Z Jarosławem Kaczyńskim na drabince. Niech sobie Prezes PiS-u maszeruje– jak mówi Owsiak – „do końca świata i jeden dzień dłużej”. A jeśli trasa długości 650 metrów – z archikatedry św. Jana Chrzciciela pod Pałac Prezydencki – okaże się kiedyś za długa na zmęczone nogi Prezesa – niech jeździ. Sam jestem nawet gotów dorzucić parę groszy na Kaczymobile, takie jak miał kiedyś papież. Bo akurat comiesięczne dreptanie Kaczyńskiego jest dla Polski najmniej szkodliwe.

Cenimy najbardziej

Od 25 lat profesor Janusz Czapiński wraz z grupą naukowców bada warunki i jakość życia Polaków, publikując raport zwany Diagnozą Społeczną. Badania przeprowadzane są na ogromnej próbie, w 2015 roku ankieterzy odwiedzili 11740 gospodarstw domowych, zamieszkałych przez ponad 35 tysięcy osób.
Jednym z zadawanych pytań, jest pytanie o trzy najważniejsze wartości, będące warunkiem udanego i szczęśliwego życia. Wyniki są dość zaskakujące. Okazuje się, że najmniej potrzebne jest do szczęścia wykształcenie, zajmujące ostatnie miejsce. Co ciekawe, za równie „zbędną” respondenci uznali wolność i swobodę – zajmujące przedostanie miejsce w rankingu. Choć w tym wypadku może po prostu przyzwyczailiśmy się, że wolność jest czymś tak oczywistym, jak powietrze. Znamienne jest to, że tylko jeden na ośmiu Polaków uważa, że do szczęśliwego życia konieczny jest Bóg i Opatrzność.
Polacy nie mają żadnych wątpliwości, co jest warunkiem najważniejszym udanego i szczęśliwego życia. W jedenastu badaniach przeprowadzonych przez profesora Czapińskiego od 1992 roku, zwycięzca zawsze był ten sam. To zdrowie!

Wielka gra

W cieniu smoleńskich miesięcznic, toczy się wielka gra. O wielkie pieniądze. Ci, którzy miast o „służbie zdrowia”, mówią o „rynku zdrowia” – liczą pieniądze. Budżet Narodowego Funduszu Zdrowia to w bieżącym roku ponad 73 miliardy złotych. Rynek prywatnej opieki zdrowotnej – to ponad 40 miliardów złotych. Rynek sprzedaży aptecznej – to kolejne ponad 30 miliardów złotych. W sumie wydatki związane z utrzymaniem zdrowia sięgają prawie 150 miliardów złotych.
Co więcej, prognozy specjalistów od zdrowia jednoznacznie wskazują, że wydatki będą rosły z roku na rok. Na prywatną opiekę zdrowia będziemy wydawali rokrocznie 2 do 3 miliardów złotych więcej. W aptekach co roku będziemy płacili ponad 1,5 miliarda więcej. W 2021 roku na lekarstwa wydamy prawie 40 miliardów złotych, tyle ile wynoszą wpływy z podatku PIT.
Jak mizernie przy tych miliardach wygląda szumnie zapowiadany program bezpłatnych leków dla seniorów, którzy ukończyli 75 rok życia. Na rok 2017 zaplanowano na ten cel zaledwie 0,574 miliarda złotych. Oznacza to, że na każde 100 złotych wydane w aptece, na bezpłatne leki dla seniorów przypada 1 złoty i 50 groszy.
Jarosławowi Kaczyńskiemu stojącemu na drabince pod Pałacem Prezydenckim wydaje się, że rządzi. A naprawdę rządzą Ci, którzy mają wpływ na dziesiątki miliardów wydatków z budżetu państwa i z naszych kieszeni. Jednym z nich jest Konstanty Radziwiłł – minister zdrowia w rządzie Beaty Szydło.

Pigułka za 7 milionów

Można zasłaniać się względami światopoglądowymi. Mówić o rzekomym działaniu wczesnoporonnym „pigułki po”. Ale decyzja o wprowadzeniu recept na „pigułki po” ma również swój wymiar finansowy. W roku 2016 sprzedano bez recepty 227 tysięcy pigułek ellaOne. Jeśli tylko jedna trzecia kobiet uda się do lekarza po receptę na tę pigułkę, gabinety ginekologiczne zasilone zostaną kwotą co najmniej 7 milionów złotych. O 7 milionów mniej zostanie w budżetach młodych ludzi, bo to głównie oni korzystają z tej metody antykoncepcji awaryjnej.
Chyba nikt, łącznie z ministrem Radziwiłłem, nie sądził, że receptę będzie można otrzymać w gabinecie publicznej służby zdrowia. Po odczekaniu kolejki, pilniejsze mogą okazać się wydatki na wyprawkę dla dziecka.

Apteka dla aptekarza

Skutków finansowych kolejnej ustawy, za którą lobbował minister Radziwiłł, jeszcze nie znamy. Każdy z nas wolałby, aby apteka była dla pacjentów, dlatego można mieć obawy, jak pacjenci odczują w swoich kieszeniach ustawę, nazwaną „apteka dla aptekarza”. Jedno jest bezdyskusyjne, konkurencja na rynku aptekarskim zostanie ograniczona. W tym również ze strony rozrastających się aptek sieciowych.
Można mieć różne zdanie o funkcjonujących w Polsce sieciach aptek. W szczególności o jakości porad uzyskiwanych od niektórych zatrudnionych tam sprzedawców. Jednak właśnie w aptekach sieciowych ceny leków nierefundowanych są niższe o 9-12 proc. niż w aptekach indywidualnych.
Wprowadzone przez rząd ograniczenia w prowadzeniu aptek, skutkujące w efekcie rozdrobnieniem tego rynku, są z pewnością na rękę hurtowniom farmaceutycznym i producentom medykamentów. Rynek hurtowy lekami w Polsce jest zdominowany przez trzech potentatów, kontrolujących 70 proc. wartości sprzedaży. Również duży jest stopień koncentracji na rynku producentów. W niektórych kategoriach leków, jeden producent kontroluje prawie 25 proc. obrotu. Aptek jest w Polsce 15 tysięcy. Jaką siłę negocjacyjną będzie miała każda z nich, prowadzona nawet przez najlepszego z najlepszych aptekarza, w starciu z gigantami farmaceutycznymi?
Jeśli w wyniku ograniczeń na rynku aptek, ceny lekarstw wzrosną średnio tylko o 10 proc., kosztować to nas będzie dodatkowe 3 miliardy złotych. I nieważne, jak tymi ekstra zyskami podzielą się aptekarze i hurtownie. Pacjenci z pewnością stracą.

Moce przerobowe

Prawdziwą rewolucję szykuje minister Radziwiłł w szpitalach. Projekt nowelizacji ustawy o działalności leczniczej, który w ostatnich tygodniach trafił do konsultacji społecznych, wywołał burzę. Wynika z niego, że publiczne szpitale będą mogły prowadzić równolegle działalność komercyjną, pobierając opłaty za wykonywane badania.
Minister Radziwiłł zarzeka się, że mówienie o pobieraniu opłat od pacjentów szpitalnych, to nieporozumienie. „Jeśli szpital ma moce przerobowe, to może prowadzić dodatkowe świadczenia poza kontraktem z NFZ, bez uszczerbku dla pacjentów korzystających z publicznego systemu” – tłumaczył minister zdrowia w „Sygnałach Dnia” w radiowej Jedynce.
Propozycji wprowadzenia odpłatności za usługi w publicznych szpitalach nie można oceniać w oderwaniu od obecnie realizowanej reformy finansowania szpitalnictwa. Powstaje sieć szpitali publicznych, które będą finansowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia w formie ryczałtowej, a nie w zależności od ilości wykonanych zabiegów. A więc „moce przerobowe”, o których mówił Radziwiłł, szpitale będą określały samodzielnie. Konia z rzędem temu, kto zagwarantuje, że z czasem „moce przerobowe” szpitala w zakresie bezpłatnych usług nie będą malały, zaś „moce przerobowe” usług komercyjnych rosły.
Kto żył w czasach PRL-u pamięta, jak wyglądały „zwykłe” sklepy mięsne, gdy równolegle pojawiły się tak zwane „mięsne komercyjne”.

Wyrwać za darmo

Przykładem fikcji w darmowej służbie zdrowia są gabinety dentystyczne. Licząc na pieniądze z NFZ, można dziurawy ząb zaplombować plombą amalgamatową, zawierającą w swoim składzie toksyczną rtęć. Można też bez wydawania ani złotówki powyrywać sobie wszystkie zęby, od czwórek do ósemek. Bo przeleczenie kanałowe NFZ finansuje tylko dla przednich zębów.
Konsekwencje tak okrojonego – rzekomo bezpłatnego – leczenia stomatologicznego, czujemy na co dzień w naszych kieszeniach. U stomatologów Polacy zostawiają rokrocznie 10 miliardów złotych. Z tego tylko 2 miliardy, to pieniądze z Narodowego Funduszu Zdrowia.

10% procent

Leczenie szpitalne pochłania prawie połowę budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia – ponad 30 miliardów złotych. Każda próba wprowadzenia odpłatności za usługi wykonywane przez publiczne szpitale, to tak naprawdę zamiar sięgnięcia po jakąś część z tych kilkudziesięciu miliardów do kieszeni pacjentów. Żadne zaprzeczenia ministra zdrowia nic nie znaczą. Nic nie znaczą dla pacjenta czekającego na operację. Który dowie się, że „moce przerobowe” szpitala nie obejmują Jego operacji. Ale jak zapłaci, to i „moce” się znajdą.
Nie ma innej drogi naprawy polskiej służby zdrowia, jak zwiększenie nakładów na jej finansowanie. Nie z kieszeni pacjentów, jak to od początku swoich rządów stara się realizować minister Radziwiłł. Ale z pieniędzy publicznych!
Za nami są tylko Estonia i Meksyk, wydające na ochronę zdrowia poniżej 6 proc. PKB. W Polsce wydajemy nieco ponad 6,5 proc. PKB. Daleko nam do takich krajów jak Niemcy, wydające na zdrowie 11,3 proc. PKB. Daleko nam do średniej wydatków na ochronę zdrowia w krajach OECD, wynoszącej prawie 10 proc. PKB.
Te brakujące Polsce do poziomu 10 proc. PKB wydatków na ochronę zdrowia to, bagatela, dodatkowe 50-60 miliardów złotych. Konieczne, by służba zdrowia była bezpłatna. By zrealizować to, co napisano w artykule 68 Konstytucji: „obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych”.

Czas na rewolucję

Polsce potrzebna jest rewolucja. Nie na ulicach, ale w szpitalach i gabinetach lekarskich. Rewolucja, która na sztandarach nieść będzie tylko jedno hasło: bezpłatna służba zdrowia. Ale naprawdę bezpłatna. I naprawdę służba. By strach, który dotychczas znaliśmy z opowiadań rodem z Ameryki, nie był udziałem polskich chorych. Czy stać mnie będzie na leczenie, gdy zachoruję?
Powyższe słowa napisałem na łamach Trybuny 8 miesięcy temu. Dzisiaj są jeszcze bardziej na czasie, gdy SLD na poważnie myśli o powrocie do Sejmu.
Zaś ministrowi Konstantemu Radziwiłłowi dedykuję słowa powtarzane wielokrotnie przez premiera Leszka Millera: „zdrowie to nie towar, a szpital to nie fabryka”.

trybuna.info

Poprzedni

UNESCO bez prawa

Następny

Dewocyjny paroksyzm władzy