9 grudnia 2024

loader

Recepta na przegranie wyborów

Ani paw ani papuga

Makowski Szewc

PiS najwyraźniej dąży do tego aby w wyniku najbliższych wyborów parlamentarnych utracić władzę – dochodzi do wniosku szewc Fabisiak na podstawie obserwacji działań tego ugrupowania.

To, że lider PiS ma w sobie zakodowany gen konfliktowości wiadomo jest wszystkim i od dawna. Jednak do tej pory czasem umiał zdobyć się na kompromisy. Przed czterema laty wybaczył zdradę Zbigniewa Ziobry zdając sobie sprawę z tego, że bez pomocy jego samego i jego popleczników nie zdoła wygrać wyborów i przejąć władzę. Podobnie puścił w niepamięć nieprzychylne dlań opinie Jacka Kurskiego wiedząc, że taka nawrócona owieczka będzie gorliwie wypełniać zadekretowaną mu misję propagandowej ofensywy.

Obecnie jednak pan Kaczyński odnalazł samego siebie tocząc wojnę na wielu frontach w kraju i zagranicą. Na odcinku krajowym swoją skłonność do konfliktów przekazał swoim koalicjantom z tzw. Zjednoczonej Prawicy z których każdy z nich prowadzi swoją własną grę niekoniecznie współbrzmiącą z oczekiwaniami czołowego polityka, który – jak zauważa szewc Fabisiak – już przestaje być prezesem wszystkich prezesów. W stosunkach międzynarodowych jego jedynym znaczącym sojusznikiem jest węgierski premier Viktor Orbán, którego polityka wciąż stanowi dla Kaczyńskiego docelowy wzorzec do naśladowania. Pozostają jeszcze mniej istotni sprzymierzeńcy w postaci kilku skrajnie prawicowych partii europejskich oraz migracyjnej białoruskiej opozycji. która jednak ma werbalne wsparcie nie tylko ze strony PiS.

Pytanie czy można wygrać batalię wojując ze wszystkimi jest z gatunku retorycznych jako że w polityce bardziej liczy się skuteczność niż nimb nieugiętego bojownika mimo tego, że taki właśnie przekaz utrwalany jest w naszej zbiorowej świadomości. Jak twierdzi szewc Fabisiak, można oczywiście wygrać wybory mając nadszarpnięte stosunki z Unią Europejską czy Stanami Zjednoczonymi jednak gdy nadszarpnie się stosunki z własnymi wyborcami to już kicha. A do tego może doprowadzić podejmowanie nie tylko niepopularnych, kontrowersyjnych czy wręcz wkurzających ludzi decyzji. A taką decyzją było przyznanie monstrualnych podwyżek wynagrodzeń dla politycznej czołówki – czyli coś w rodzaju wielokrotności 500+. Niewątpliwie jednymi z najbardziej wkurzonych będą osoby zatrudnione w tzw. budżetówce, gdzie płace pozostają wciąż zamrożone. Być może PiS liczy na to, że kiedy tuż przed wyborami nagle podniesienie wynagrodzenia pracownikom sfery budżetowej, to zapomną oni o podwyżkach dla polityków z górnej półki. Czy jednak lud może być na tyle ciemny, że to kupi? – stawia pytanie szewc Fabisiak.

Aby nie kazać premierowi wykrzykiwać w Sejmie, że te podwyżki im się po prostu należą siła rządząca zrobiła sprytny w ich mniemaniu a w istocie dosyć prymitywny myk polegający na tym, że prezydent zadecydował o podwyżkach dla parlamentarzystów, a ci z kolei o podwyżkach dla prezydenta. Jak wynika z treści cytowanego przez „Super Express” opisującego ten proceder dokumentu, jego autorzy cieszą się z tego myku. Zupełnie jak dzieci, którym udało się przechytrzyć nauczyciela – komentuje szewc Fabisiak dodając, że cała ta procedura potwierdza słuszność znanego powiedzenia o tym, że ręka rękę myje. W dokumencie tym mówi się również o tym, że nigdy nie będzie dobrego momentu na podwyżki. Skoro tak, to podwyżek takich w ogóle nie należałoby wprowadzać – wyciąga logiczny wniosek szewc Fabisiak.

PiS, podobnie jak przeważająca większość tzw. klasy politycznej, chętnie odwołuje się do tradycji Polski sanacyjnej. Jednak w tym konkretnym przypadku rządzący nie są skłonni do adaptowania obowiązujących w okresie międzywojnia standardów. Otóż wówczas obowiązywała prosta zasada polegająca na tym, że wynagrodzenia osób pełniących najwyższe funkcje w państwie stanowiły wielokrotność poborów otrzymywanych przez zatrudnionych w sektorze państwowym obejmującym m. in. sądownictwo, policję, koleje, pocztę, żołnierzy zawodowych a także nauczycieli. Oczywiście, proporcje te układały się różnie w zależności od danej grupy zawodowej. I tak prezydent mógł zarobić relatywnie więcej od początkującego nauczyciela i mniej w porównaniu z wojskowym pułkownikiem. Był to jednak system przejrzysty który uniemożliwiał dokonywanie znaczących podwyżek tylko dla polityków. Tradycja tradycją ale pazerność przede wszystkim – zauważa szewc Fabisiak.

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Tron bez ołtarza

Następny

Reprywatyzacja – czy to już koniec?

Zostaw komentarz