1 grudnia 2024

loader

Represje wobec działaczy społecznych

W tym samym czasie, gdy w Warszawie demonstrowano w obronie demokracji i standardów europejskich, w Poznaniu policja zatrzymała działaczy lokatorskich.

Zostali oni wyłapani tuż po pikiecie, którą zorganizowali na znak solidarności z młodym anarchistą, skazanym na trzy miesiące więzienia za udział w blokadzie eksmisji.
Według organizatorów akcji – a byli nimi głównie działacze lokatorscy z Poznania i Warszawy – do ataku policji na uczestników demonstracji doszło w momencie, gdy wracali oni z pikiety. Uczestniczyło w niej ok. 300 osób. Aktywiści broniący praw lokatorów chcieli w ten sposób wyrazić swoją solidarność z Łukaszem Bukowskim, poznańskim anarchistą, który został niedawno skazany na 3 miesiące więzienia za udział w blokowaniu eksmisji starszej, schorowanej pani. Lokatorka jest inwalidką, jeździ na wózku i jako osoba chora powinna być pod ochroną przed wyrzuceniem jej z domu. Mimo to, zapadła decyzja o eksmitowaniu jej z zajmowanego lokalu, czemu sprzeciwili się działacze lokatorscy. Jednym z uczestników blokady był właśnie Łukasz, którego oskarżono o napaść na funkcjonariusza policji, zabezpieczającej eksmisję.

Nadgorliwość policji?
Uczestnicy sobotniej demonstracji relacjonowali, że w trakcie protestu nic złego się nie działo. – Demonstracja przebiegała spokojnie, od początku zakładaliśmy jej pokojowy charakter. Mimo że pod więzieniem, gdzie Łukasz odsiaduje wyrok, zebrało się kilkaset osób, nie doszło do żadnych incydentów ani niczego, co zmuszałoby policję do interwencji – mówi jedna z osób obecnych na proteście. – Po zakończeniu akcji zaczęliśmy się po prostu rozchodzić w niedużych grupach. Wtedy właśnie doszło do brutalnego ataku policji, w naszej ocenie niczym nie uzasadnionego .
Atak policji na demonstrantów został szybko nagłośniony min. za pośrednictwem mediów społecznościowych. W sieci natychmiast pojawiła się informacja o ataku wraz z apelem o wsparcie dla zatrzymanych.
„Policja tajniacka wraz z uzbrojonym oddziałem antyterrorystów zaatakowała osoby wracające z pikiety. Puścili gaz łzawiący i zaczęli wyłapywać osoby idące oddzielnie od grupy. Zatrzymano cztery osoby, które obecnie przebywają w Poznańskim areszcie, są to działacze lokatorscy z Warszawy i Poznania: Antek z kolektywu Syrena, aktywista z Rozbratu oraz Agata i Piotr Ikonowiczowie z RSS! Udało się ustalić, że przebywają oni na komisariacie przy Alejach Marcinkowskiego w Poznaniu. Za chwilę odbędzie się tam spontaniczna pikieta solidarnościowa” – informowano kilka minut po incydencie.
Organizatorzy tego kolejnego, tym razem niezaplanowanego, protestu przeciwko kolejnym represjom wobec obrońców praw lokatorów zaapelowali, by każdy, kto może, dzwonił na podany przez nich numer komendy, w której zatrzymano kilkoro uczestników demonstracji. Ich zadaniem miało być dopytywanie się o los zatrzymanych oraz domaganie się ich uwolnienia. Z relacji osób, które zdecydowały się podjąć taką interwencję wynika, że ich telefony były ignorowane. Co prawda początkowo oficer dyżurny odbierał telefon ale najczęściej odsyłał dzwoniących do rzecznika prasowego poznańskiej policji, nie udzielając im żadnych informacji. Po kilkudziesięciu minutach telefon przestał odpowiadać – był albo zajęty, albo osoba odbierająca po prostu się rozłączała.

Dziwne represje
Zastanawiające jest to, że wracających z demonstracji aktywistów zaczęli wyłapywać nieumundurowani policjanci. – Dwie osoby w cywilu rzuciły się na działaczy i zaczęły wciągać ich do samochodu. Myśleliśmy, że to zwykły napad, więc pobiegliśmy im na pomoc – opowiada jeden ze świadków. – Dopiero wtedy okazało się, że są z policji. Wtedy też na miejsce podjechało kilka samochodów i policjanci w mundurach, w tym antyterroryści. Poczęstowali nas gazem łzawiącym i zaczęli wyłapywać osoby biorące udział w proteście. Wyglądało to tak, jakby dostali zadanie zatrzymania wyznaczonych osób – ocenia. Trzy z zatrzymanych osób przemawiały na demonstracji w obronie skazanego Łukasza.
– W czasie demonstracji policja nie zgłaszała żadnych zastrzeżeń. Dopiero później, gdy się rozproszyliśmy, zaczęto wyłapywać ludzi. Wyglądało to tak, jakby policja chciała zatrzymać jak najwięcej osób, bo takie dostała zadanie – opowiada Piotr Ciszewski z Warszawskiego Komitetu Lokatorów. Dodaje on, że choć oficjalnie poinformowano o zatrzymaniu trzech osób, faktycznie na komisariat zgarnięto sześcioro działaczy. Po kilku godzinach wszyscy zatrzymani zostali wypuszczeni.
Jako pretekst do ich zatrzymania podano, że „utrudniali czynności”, mając na myśli akcję kilku nieumundurowanych osób po pikiecie. Działacze twierdzą, że taki zarzut jest absurdalny, ponieważ nie mogli mieć świadomości, że atakujące ich osoby w cywilu to funkcjonariusze.
Wkrótce okazało się, że na zatrzymaniu działaczy w Poznaniu ich problemy się nie zakończyły. Autobus, którym działacze lokatorscy z Warszawy wracali z demonstracji w Poznaniu został zatrzymany i próbowano go przeszukać. Dopiero zaalarmowanie mediów powstrzymało policję od takich działań. Część aktywistów musiała jednak wracać do stolicy innymi trasami. Inną trasą, ze względów bezpieczeństwa, transportowano również film nagrany podczas interwencji policji. „Fragmenty, które oglądałam przypominają mi nie tyle stan wojenny, co raczej Krakowskie Przedmieście, rok 1968. Wówczas młodzi ludzie byli identycznie traktowani” – informuje jedna z aktywistek. Wkrótce nagranie to ma zostać upublicznione.
Działacze lokatorscy zapowiadają, że nie odpuszczą tej sprawy i będą się domagać wyjaśnień oraz wyciągnięcia konsekwencji wobec osób, które ją zarządziły. Ich zdaniem, były to ewidentne represje za działalność społeczną. – Podczas pikiety nie daliśmy żadnego pretekstu do interwencji policji, a więc postanowiono później zrobić na nas istną łapankę. Zatrzymani to osoby, które od lat są znane z zaangażowania w obronę praw lokatorów – oceniają.

Walka o lokatorkę
Eksmitowanej w październiku 2011 r. lokatorce ostatecznie przyznano mieszkanie socjalne, ale dopiero na skutek interwencji obrońców praw lokatorów. Jak sama przyznaje, bez takiej pomocy niewiele by zdziałała. Gdy miało dojść do eksmisji, próbowali ją zablokować poznańscy anarchiści. Łukasz Bukowski, w obronie którego zorganizowano sobotni protest, jest jedyną osobą, która poniosła za to konsekwencje.
Lokatorka jest ciężko chora, jeździ na wózku inwalidzkim. Jej mąż musiał zrezygnować z pracy, aby móc opiekować się chorą żoną. To właśnie dlatego małżeństwu narosły zaległości czynszowe i zasądzono ich eksmisję z zajmowanego lokalu.
Pani Julia Jencz, którą wyrzucono z prywatnej kamienicy wspominała, że wyrzucenie jej z mieszkania było najgorszym doświadczeniem w jej życiu. – Policjanci, którzy wkroczyli, wyglądali jakby przyszli na akcję terrorystyczną. Mieli na sobie hełmy, ochraniacze, tarcze, kamizelki kuloodporne, psy… Tego nie da się opisać. Nie dopuszczono członków Rozbratu (chodzi o kolektyw Rozbrat – najstarszą organizację anarchistyczną w Poznaniu, zaangażowaną m.in. w obronę lokatorów – red.). – relacjonowała przebieg wydarzeń.
Mimo wielokrotnych próśb o pomoc, władze miasta rozkładały ręce twierdząc, że pani Julia nie spełnia kryteriów, aby przyznać jej lokal socjalny z zasobów miejskich. Aby starać się o taki lokal, musiałaby najpierw stać się osobą bezdomną. – Dzięki temu, że ludzie się zjednoczyli w naszej obronie, dostaliśmy wreszcie takie mieszkanie – dodaje. Jej zdaniem, dopiero taka międzyludzka solidarność pozwala skutecznie walczyć o swoje prawa, „bo samemu jest się przegranym”. – Teraz Łukasz sam za nas cierpi – mówiła przed rozpoczęciem pikiety w obronie skazanego anarchisty.
Łukasza Bukowskiego oskarżono o naruszenie nietykalności policjanta, do czego miało dojść podczas przepychanek na blokadzie eksmisji. Ten nie poczuwał się do winy. Wymierzono mu karę grzywny, ale Łukasz jej nie zapłacił, dlatego sąd karę tę zamienił na wykonanie prac społecznych. Również do tego wyroku młody anarchista się nie zastosował, w związku z czym dostał karę trzech miesięcy aresztu. Łukasz sam stawił się do aresztu.

Lokatorzy bez ochrony
Organizatorzy sobotniej pikiety w Poznaniu informują: „Każdego roku polskie sądy orzekają o przeprowadzeniu eksmisji w stosunku do 30–40 tys. rodzin. Komornicy dokonują 8 tys. eksmisji, nierzadko w asyście policji. Pozostała część osób pogodzona z wyrokami sądowymi dobrowolnie opuszcza swoje mieszkania. Głównym powodem eksmisji jest zadłużenie wynikające z wysokich czynszów, opłat eksploatacyjnych, niskich zarobków i niestabilnych form zatrudnienia, a także braku odpowiedniego wsparcia socjalnego. Wobec wysiedlanych lokatorów często zapadają wyroki bez prawa do lokalu socjalnego. Władze publiczne, co wynika z kontroli min. Najwyższej Izby Kontroli, nie respektują konstytucyjnego obowiązku zapewnienia lokali socjalnych dla osób o najniższym statusie ekonomicznym, chorych, bezrobotnych itd., a przed sądami w sprawach o eksmisje z lokali prywatnych często wnoszą, aby nie przyznawały one lokatorom mieszkań socjalnych”..
Podkreślają, że dziś na ochronę ze strony policji, a więc państwa, mogą liczyć wyłącznie właściciele kamienic, ale już nie lokatorzy, choć to właśnie oni potrzebują pomocy ze strony państwa. W neoliberalnej Polsce prawo własności okazuje się święte, niezależnie od tego, kto aktualnie rządzi.

trybuna.info

Poprzedni

Znów hiszpański finał

Następny

Szpak zaśpiewa