9 sierpnia 1943 roku oddział Narodowych Sił Zbrojnych, dowodzony przez Leonarda Zub-Zdanowicza, podstępem zamordował 30 osób: 26 członków oddziału Gwardii Ludowej oraz czterech chłopów z okolicznych wsi.
Sam nie wiem czego oczekiwałem jadąc na miejsce tragedii sprzed 74 lat – miejsca okrutnego mordu dokonanego przez Polaków na Polakach w wsi Borów w województwie lubelskim. Wiedziałem, że ja jak i grupa moich znajomych, powinniśmy się tam znaleźć w rocznicę zbrodni razem z miejscową ludnością . Chcę poszukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się stało i co zrobić, żeby taka tragedia nie powtórzyła się znowu.
Mord w Borowie potępiło Polskie Państwo Podziemne. Nic nie usprawiedliwia mordowania bezbronnych ludzi, a jednak miało to miejsce. W czasach gdy Polska znajdowała się pod okupacją niemiecką, gdy dookoła działo się tyle nieszczęść i tragedii, Polacy zamordowali Polaków.
Sprawca tego czynu, Leonard Zub-Zdanowicz pochodził z ziemiańskiej rodziny osiadłej na Wołyniu. Przed II wojną światową ukończył wydział prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Należał do Sodalicji Mariańskiej, tak że nauka Ewangelii nie była mu obca a wiara w Chrystusa powinna wyznaczać jego czyny , a jednak z zimną krwią zamordował. Dlaczego? – nie wiem.
Polacy mogą wyznawać różne poglądy polityczne , ale mord nie jest sposobem ich rozwiązywania
Uroczystość miała skromny charakter, było nas razem około 40 osób. Staliśmy w lesie, dookoła pomnika upamiętniającego tę zbrodnię. Prawie wszyscy w podeszłym wieku. W przemówieniach nie było agresji, chęci odwetu, więcej było refleksji i szacunku dla zmarłych niż politycznego zacietrzewienia. To była nasza wspólna polska tragedia. Towarzyszył nam w uroczystości amatorski okoliczny chór, śpiewający patriotyczne pieśni z tamtego okresu. W tym cichym sosnowym lesie w pewnym momencie zerwał się wiatr i w połączeniu ze śpiewem chóru, stworzył przejmującą atmosferę, jakby duchy tamtych dni na moment powróciły. Odmówiliśmy modlitwę w intencji wszystkich uczestników tych zdarzeń sprzed lat.
Mord z 9 sierpnia 1943 roku nie był końcem tragedii miejscowej ludności. Leonard Zub-Zdanowicz był w tym okresie panem tej ziemi, dysponował potężnym oddziałem NSZ, nie krył się przed Niemcami. Ostentacyjnie zaznaczał swoją obecność w terenie. Urządzał uroczystości religijno-patriotyczne: msze polowe, defilady, procesje, święcenia sztandarów, natomiast w momencie próby porzucił bezbronną ludność na pastwę Niemców. Jako żołnierz powinien ich bronić do ostatka.
W lutym 1944 roku w wyniku akcji pacyfikacyjnej dokonanej prze Niemców, zginęło według różnych szacunków od 800 do 1300 ludności cywilnej. Okoliczne wsie : Szczecyn, Wólka Szczecka, Łążek Zaklinowski, Łążek Chwałowski, Kasinówka i Borów, zostały doszczętnie spalone. Ludność pomordowano w okrutny sposób. Starców, kobiety, dzieci ( najmłodsze miało 3 miesiące) rozstrzeliwano, zabijano bagnetami, palono żywcem, zarzynano nożami. Kobiety przed zabiciem gwałcono. Oblicza się, że zabito od 400 do 600 kobiet i dzieci . Wielu którym udało się przeżyć falę mordów, zostało wywiezionych na roboty przymusowe do Niemiec lub trafiło do obozów koncentracyjnych. Dlatego nie można się dziwić, że Polacy witali wkraczające oddziały Armii Czerwonej jak wyzwolicieli.
Leonardowi Zub-Zdanowiczowi udało się wycofać z oddziałem aż do Czech, gdzie złożył broń przed Amerykanami. Do Polski już nie wrócił, mieszkał w Ameryce , Anglii. Na emigracji podczas pobytu w Wielkiej Brytanii Zub-Zdanowicz został formalnie oskarżony o to, że opuścił teren nie wyczerpawszy stojących do jego dyspozycji środków obrony. Sąd polowy w 1947 roku umorzył dochodzenie, motywując swoją decyzję dysproporcjami w siłach stron. Umorzył, ale nie uniewinnił.
W Polsce Ludowej zabliźniono rany: ludzie dostali ziemię z reformy rolnej, mieli możliwość zdobycia wykształcenia, podjęcia pracy – mogli godnie żyć.
Szczególne wyrazy uznania należą się władzom miasta i gminy Annopol, na której terenie leży Borów. Po 1989 roku pomnik upamiętniający to wydarzenie został odnowiony, widać że jest otoczony opieką i stałą troską. Jest to pomnik pamięci tej społeczności, świadectwo tragedii ludzi, którzy stracili tu bliskich. Czy teraz w dobie politycznego szaleństwa, zostanie zburzony? Czy ludzi pozbawi się ich historii? Czy znowu będzie siana nienawiść? Odniosłem wrażenie, że ludzie tu mieszkający tego nie chcą, że sami chcą decydować o sprawach dla nich ważnych – przy jakich nazwach ulic mieszkać, jakie pomniki czcić, o jakiej historii pamiętać.
W 2009 roku Prezydent Lech Kaczyński pośmiertnie odznaczył Leonarda Zub-Zdanowicza Krzyżem Komandorskim z gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Czy na uroczystość zaproszono rodziny pomordowanych? Wątpię. Czy chciałbym, żeby takich ludzi otaczano honorami? – nie. Ten, kto myśli inaczej, niech pójdzie do rodzin pomordowanych i powie im prosto w oczy: to jest wzór do naśladowania. Są pewne wartości i postawy, które wyznaczają człowieczeństwo w każdym czasie. Nie ma pozwolenia na mordowanie ludzi z przyczyn politycznych.
Często zastanawiam się, jaka powinna być współczesna lewica w Polsce. Co zrobić, aby znowu zaistniała na scenie politycznej jako ważny głos Polaków. Sądzę, że jej miejsce jest między innymi przed pomnikiem pomordowanych w Borowie. Lewica, która nie wstydzi się przeszłości, umie stanąć w obronie lokalnych społeczności. Lewica , która łączy ludzi i znajduje płaszczyzny porozumienia. Tylko taka postawa może liczyć na szacunek i poparcie ludzi. Polska składa się z tysięcy małych społeczności i jeśli dla każdej z nich uda się zrobić coś pozytywnego, szanując ich historię i wybory – to taka wspierająca ludzi lewica ma szansę na sukces. Czy tę szansę wykorzysta? Zobaczymy.