Historia uczy nas, że to Niemcy zwyczajowo napadali na Polskę. Tak było od roku 972, od bitwy wojów Mieszka I z knechtami margrabiów Gerona i Hodona pod Cedynią. Tak było do roku 2017 czyli do wybuchu Wojny Reparacyjnej.
Kolejne, wybrane daty to: 1109, Psie Pole – Niemce napadli i dostali tamże, tęgiego łupnia od księcia Bolesława Krzywoustego („Blisko Wrocławia się mąt krwawy wszczyna, brzmią w powietrzu trąb odgłosy/uderza książę i Niemców wycina/poległych trupów ich stosy”). Za Bolesława IV Kędzierzawego (1146-1173), po wygnaniu Władysława II napadali Niemcy na polski kraj, uniemożliwiając zjednoczenie wymusili kontrybucję i odebrali Pomorze i Śląsk. 1295 – Niemcy-Brandenbury nasłali zbirów, którzy zamordowali świeżo koronowanego na króla Polski Przemysła(wa) II. 1308, Gdańsk – Niemcy w krzyżackich płaszczach napadli na polskich gdańszczan po uprzednim podstępnym wejściu do miasta. 1331, Płowce – Niemcy-Krzyżaki napadli na Polaków Władysława Łokietka i dostali łupnia. 1410, Grunwald – Niemcy-Krzyżaki napadli na Polaków Władysława Jagiełło i dostali jeszcze większego łupnia. Potem były dłuższe okresy oddechu od Niemców, a zająć się musieliśmy Kozakami, Szwedami, Tatarami i Turkami. Naszli nas znów w osobach dwóch Niemców-Sasów w roli królów polskich (August II Mocny i August III), którzy na nasz koszt jedli, pili, lulki palili i Polki uwodzili (Mocny). W 1794 roku pod Szczekocinami, wódz polskiej Insurekcji Tadeusz Kościuszko dostał łupnia od zjednoczonych wojsk prusko-rosyjskich. A potem już Niemce-Prusaki nas nie napadali od czasu do czasu, bo już nie musieli, jako że wzięli kawałek Polski w postaci tzw. zaboru pruskiego i stale mieli nas w polu swego nękania aż do 11 listopada 1918. Wtedy w Warszawie to wreszcie Polacy napadali – skądinąd dość lightowo – na żołnierzy niemieckich odbierając im broń.
Wreszcie wrzesień roku 1939, kiedy to „Rozbójnicy świata Niemcy napadli na Polskę” – jak wołał na swojej czołówce z 1 września „Kurier Poranny”. No, a potem to już na nas napadali niemal każdego dnia tak, że nic do śmiechu. W odwecie za to wszystko, dowództwo AK postanowiło napaść na Niemców i wznieciło Powstanie Warszawskie, ale nie dało rady i nasza napaść ustąpiła przed ich napaścią. Po wojnie w PRL, najintensywniej do 1970 roku, propaganda socjalistyczna stale budowała nastrój, że lada chwila może na nas napaść armia Niemieckiej Republiki Federalnej (NRF), Bundeswehra, czyli najpierw bracia, a potem synowie i wnuki dziadków z Wehrmachtu i że tak by się niechybnie stało, gdyby nie czujna opieka bratniej Armii Radzieckiej. Przekaz ten wzmacniał upowszechniany wizerunek kanclerza NRF Konrada Adenauera w płaszczu krzyżackim. Ale potem było już tylko lepiej. Edward Gierek kumplował się z kanclerzem Helmutem Schmidtem, a za Wojciecha Jaruzelskiego stan wojenny nie wywołał specjalnych napięć na linii PRL-RFN. Wreszcie przyszedł rok 1989 i Tadeusz Mazowiecki czule padł w Krzyżowej w niedźwiedzie objęcia Helmuta Kohla, a potem Niemcy, już zjednoczeni, stali się naszymi przyjaciółmi („Polak Niemiec dwa bratanki”), a nawet konkubentami, a może nawet małżonkami w Unii Europejskiej. I tak trwałaby ta nudna sielanka, gdyby nie pojawił się PiS i gdyby pewnego dnia jego wódz Jarosław Kaczyński nie postanowił zemścić się za te wszystkie napaści niemieckie całego Tysiąclecia i w lipcu roku pamiętnego 2017 napaść na Niemcy, wszczynając Wojnę Reparacyjną. Na razie strona polska czyli pisowska siecze salwami dość gęsto oddawanymi z siedziby TVP przy – nomen omen – Placu Powstańców Warszawy, a Niemce ostrzeliwują się trochę leniwie, jakby od niechcenia, rzadko. Jak dalej ułoży się front Wojny Reparacyjnej – zobaczymy, jako że już wrzesień, od czasów PRL Miesiąc Pamięci Narodowej.