Pierwsze, a pochopne wnioski wyciągane z rekonstrukcji rządu mogą nas nieco zwodzić. Wydawać się może, że premier podjął decyzje, by wprowadzić istotne zmiany w tak newralgicznych dla państwa resortach jak obronność, polityka wewnętrzna i zagraniczna.
Przyznać trzeba, że dotychczas piastujący te stanowiska ministrowie dołożyli niemałych starań, by udowodnić, że całkowicie obca jest im umiejętność kompromisu, dalekowzrocznych koncepcji politycznych oraz instynkt samozachowawczy.
Czy oznacza to zatem, że w tych przynajmniej dziedzinach możemy liczyć na pewne ucywilizowanie rządu, za których stoi Jarosław Kaczyński? Czy uznał on, że przyszedł czas, by dać młodemu premierowi możliwość szukania wyjścia z sytuacji, w którą wplątali nas ministrowie wspomnianych resortów?
Byłby to ten moment, w którym obywatele mają prawo uznać, że można przestać bać się rządu i skutków jego decyzji w aspekcie swojego fizycznego bezpieczeństwa? Nic podobnego.
Decyzje personalne, przynajmniej w tych siłowych dziedzinach oznacza, że Jarosław Kaczyński przygotowywać się może do sytuacji w najwyższym stopniu skrajnych.
Na czele ministerstwa spraw wewnętrznych staje jeden z najtęższych mózgów PiS-u. Potrafiący przewidywać, inteligentny, cyniczny i bezwarunkowo podporządkowany prezesowi Joachim Brudziński. On nie będzie filozofował o aspektach siłowych rozwiązań politycznych konfliktów, które mogą zagrozić jego partii utratą władzy.
Nie będzie turbował swojej głowy problemami wykorzystania ogromnych możliwości represyjno-inwigilacyjnych, które jego resort dostał w ciągu ostatnich lat. Na komendę zadziała bez wahania i inteligenckich wahań.
Obroną zajmie się Mariusz Błaszczak. Już jako minister spraw wewnętrznych dawał dowody, że jest człowiekiem zdeterminowanym, by lud wiedział, że państwo i jego aparat to struktury, którym lepiej nie podskakiwać.
Jego pojawienie się w resorcie obiecuje, że znikną kompromitujące rozważania o katastrofie w Smoleńsku, parówki i puszki. Obowiązującą narracją o spisku liberalnych elit na życie największego – obok papieża JPII – Polaka zajmą się inne resorty.
Błaszczak z właściwą sobie determinacją i zdecydowaniem uporządkuje armię, na ile to będzie możliwe i wprowadzi to, za czym te struktury tęsknią od momentu, kiedy Macierewicz zasiadł na stołku – za porządkiem i elementarną przewidywalnością. Za to odpłacą wiernością i gotowością wypełnienia dowolnych rozkazów. Racjonalizacja sił zbrojnych w wykonaniu Błaszczaka nie musi obejmować gotowości do rozpętania III wojny światowej, a raczej do użycia armii w zaprowadzaniu porządku w Polsce.
Minister spraw zagranicznych, Jacek Czaputowicz, wybitny teoretyk i fachowiec dyplomacji zabezpieczy tyły poprzez uspokojenie rozedrganych relacji Polski z UE, gdyby się miało okazać, że w Polsce dojrzała sytuacja, by szarpnąć cuglami tej nieznośnej część społeczeństwa, która uzna, że zamordyzm PiS-u nie jest tym, o czym marzyli i zapragną np. wyrazić swe niezadowolenie w kryterium ulicznym.
Rząd i jego resorty siłowe działać mają jak jedna ręka, podporządkowana woli prezesa Kaczyńskiego. Kiedy tylko zajdzie taka potrzeba, użyje się jej zwiniętej w żelazny kułak.