Protesty przeciwko planowanej reformie oświaty nie przynoszą skutków. We wtorek rząd przyjął projekt stosownej ustawy.
– Mamy ściśle określony plan działań, powiedziała premier Szydło. – Naszym celem jest stworzenie szkoły bezpiecznej, która dobrze przygotuje młodych Polaków do przyszłego życia.
Szefowa rządu zapewniła, że zdaje sobie sprawę, że obecna reforma edukacji „nie jest łatwa” i potrzebny jest czas, spokój i zaangażowane wszystkich środowisk, których reforma dotyczy. – Począwszy od pani minister Anny Zalewskiej i całego rządu, poprzez samorządy i te środowiska, które będą beneficjentami tej reformy, czyli nauczycieli i rodziców.
Oznajmiła, że minister Anna Zalewska będzie potrafiła przeprowadzić obecną reformę, tak jak zrobiła to w przypadku „reformy sześciolatków”. – Dzięki tej determinacji dzisiaj rodzice mają prawo do decydowania, kiedy ich dzieci idą do szkoły.
Z kolei minister edukacji Anna Zalewska podkreśliła, że reforma nie uda się bez współpracy nauczycieli i samorządów. – Stąd nasza troska przede wszystkim o dziecko, ale także rodziców i nauczycieli – mówiła Zalewska.
Tłumaczyła, że w związku z „reformą sześciolatków” pracy nie straciło siedem tys. nauczycieli – czego obawiała się opozycja i Związek Nauczycielstwa Polskiego – ale pojawiło się 2057 nowych miejsc pracy.
Według nowej ustawy nauczyciele 6-letnich szkół podstawowych mają zostać nauczycielami 8-letnich podstawówek, a nauczyciele uczący w zawodówkach będą nauczycielami „branżowej szkoły I stopnia”. Nauczyciele uczący w technikum będą uczyli w 5-letniej szkole, a nie tak jak obecnie 4-letniej. Pedagodzy uczący w 3-letnich liceach będą uczyli w szkołach rok dłużej.
Reforma, co wiadomo, przepychana jest przy gwałtownych protestach nauczycieli, którzy jakoś nie wierzą w zapewnienia władz, że „wszystko jest przemyślane”. Uważają, że przeciwnie – nic nie jest przemyślane, a wszystko jest „na żywioł”.