Nadleciały białoruskie helikoptery nad polską ziemię. Ludzie widzieli. Alarmowali. A rząd milczał. Dopiero kiedy głosy jęły się podnosić, podniósł się i alert wśród wojskowych. Z Łukaszenką jest jak z owczarkiem kaukaskim, nigdy nie wiadomo, kiedy ugryzie, a kiedy podkuli ogon. Na wszelki wypadek nie warto doń za blisko podchodzić i nie drażnić.
Śniadania jadam zwykle samotnie. Żeby nie jeść w zupełnej ciszy, włączam telewizor. Mam w nim ledwie kilka państwowych kanałów plus kilka prywatnych. Zazwyczaj wybieram kanał sportowy, ale dziś akuratnie transmitowano kolarstwo albo pływanie, a obu tych dyscyplin nie lubię oglądać. W takich wypadkach przełączam się na rządową telewizję informacyjną. Ot, żeby nie było ciszy, a czasami bywa i tak, że powiedzą coś do śmiechu. Niemiecki agent Tusk, komunistyczna homopropaganda. Takie wykwity w wydaniu TVP dziś mnie już zupełnie nie drażnią. Czasami nawet bawią. Ciekawe, że ci ludzi myślą, że to, co piszą na tych paskach albo opowiadają w komentarzach z offu głosem głębokim jak myśl posła Suskiego, innych może w jakiś sposób skłaniać do zmiany zdania albo zasiewać w nich wątpliwość. Wczoraj jednak nie było mi do śmiechu.
Szła dyskusja polityczna. Prowadził gruby prowadzący z brodą. Włączyłem dosłownie na minutę. Co ja piszę, 30 sekund to maks. Trafiłem na wypowiedź nie wiem kogo, bo z twarzy nie rozpoznałem. Mężczyzna młody, na oko trzydzieści parę lat. Afiliacji politycznej też nie rozpoznałem, ale stawiam, że albo partia rządząca albo konfa, ze wskazaniem na tę pierwszą. Pan mówił pewnie i z przekonaniem, jak na polityka prawicy przystało. A mówił tak: Ja na miejscu żołnierzy, gdybym zobaczył obce helikoptery nad naszym niebem, posłałbym serię z karabinu w górę. Niech wiedzą, że z nami nie ma żartów. Ale serię w same helikoptery, do pilotów, dopytywał grubobrody prowadzący. Na początek tak w górę, a jakby nie zadziałało…Tum przerwał. Szkoda było mi nerwów, żeby słuchać dalej tych bzdur. Ale najstraszniejsze w tej wypowiedzi nie była wcale jej treść, jeno to, że wypowiadający te słowa naprawdę tak myśli. Mało tego, mam przekonanie, że podobnych pośród prawicy są dziś całe legiony i kohorty. Ci ludzi uwierzyli, że pod skrzydłami Ziobry i Błaszczaka nasza armia jest tak silna a sojusznicy tak zdeterminowani, że możemy spokojnie pójść na wojnę. Że Łukaszenka wystraszy się serii z polskiej broni, odwoła wagnerowców a nam urośnie morale jak za Rydza. Wojna to szansa żeby się wykazać. Wojna to też straty pośród cywili, ale generalnie na wojence jest bardzo ładnie. Wojsko łączy mężczyzn na całe życie. Młodość to przygoda a wojsko to szkoła, pisał poeta.
Im dłużej będziemy podbijać militarystyczny bębenek, my, wszyscy, na cele z mediami i politykami, tym więcej będzie wyrastać na polskim ugorze podobnych kąkoli i perzu. Przerabialiśmy to już kiedyś, gdy się zbierało pośród gawiedzi złote pierścionki na statki i tanki. I na ile się to zdało, wszyscy doskonale wiemy. Strach pomyśleć, że porodzili się w Polsce dzisiejszej ludzie, którzy czytają historię jeden do jednego, bez grama refleksji nad zmieniającym się światem.
Jutro śniadanie zjem w ciszy. Na wszelki wypadek odłączę wszystkie odbiorniki. Będę przeżuwał i na nic nie będę zważał. Żeby historia nie przeżuła mnie, jak zrobiła to z moimi dziadkami. Jednego żuł Sybir, drugie było żute u Niemca. Obydwoje wojna wypluła w kwiecie wieku i żadne z nich nigdy nie tęskniło, żeby wracać choćby wspomnieniami do swojego bojowego szlaku. Może gdyby się porodzili w szlacheckich dworkach i w porę uciekli do Rumunii, pisaliby przez resztę życia wspominki z linii frontu. A tak dostali parę groszy od zbowidu, a nawet rentę. Rolniczą.