11 listopada 2024

loader

Sławomir Mentzen idzie po władzę

Sławomir Mentzen / Facebook

Na pierwszy rzut oka październikowa konwencja partii Korwin wyglądała niczym festiwal żenady: radykalne hasła, maczystyczna otoczka, Sławomir Mentzen maszerujący po schedę po Januszu Korwinie-Mikke w rytm Marszu Imperialnego. Nowy prezes jednego z ugrupowań wchodzących w skład Konfederacji to doradca podatkowy i popularna osobowość z kanału You Tube, z wiernym i fanatycznym gronem wyznawców. W czasie kampanii 2019 zasłynął hasłem o priorytetach swojej koalicji (Nie chcemy Żydów, gejów, aborcji, podatków i UE), dziś już próbuje łagodzić przekaz. W końcu stawka jest wysoka – chodzi o wspólne rządy z Prawem i Sprawiedliwością.

W samej Konfederacji huczy od tarć i niesnanek. Kilka dni temu wyciekła plotka o konflikcie Mentzen-Dziambor (Artur Dzimabor był wiceprezesem u boku Korwina, od marca tego roku lider własnej mikro-partyjki Wolnościowcy). Bardziej mainstreamowy poseł z Pomorza to konkurencja dla nieco smętnego ekstremisty Mentzena. Ale wycinanie wewnętrznych przeciwników to najmniejszy problem nowej-starej twarzy skrajnej prawicy. Sondaże Konfederacji oscylują wokół 5 procent poparcia. Polityka promowania antysemityzmu i homofobii cementuje towarzystwo ultrasów, ale nie pomaga w zdobywaniu szerszej popularności. Stąd potrzeba sięgania do podręcznika globalnej alt-prawicy. Koledzy z Europy i Ameryki (orbaniści, MAGA republicans, włoscy neofaszyści) znaleźli skuteczne metody omamiania wyborców.

Odwracanie znaczeń

Twitter Sławomira Mentzena, chwile po wyborze na prezesa: „Jesteśmy partią ludzi pracujących oraz uczących się, ludzi biorących odpowiedzialność za własne życie i ludzi, którym się chce”. Neoliberalny Korwin to partia ludzi pracy, pomimo tego, że jej program dewastawacji usług publicznych, obniżania podatków dla multimilionerów i likwidacji barier przed wyzyskiem pracowników, uderzyłby najbardziej w młodych pracowników, w tym młodych mężczyzn, wyborców Konfederacji. Skrajna prawica zrozumiała, że w świecie krótkich przekazów i dominacji socmediów, pamięć bywa ulotna. Liczą się emocje – prawica to bunt przeciwko statusowi quo, lewica to część systemu. Kultura masowa cementuje mit o bohaterskich indywiualistach, niedoszłych milionerach – wystarczy mieć pomysł, ciężko pracować i zezłomować stare, brzydkie państwo opiekuńcze (gdyby nie podatki, dawno byłbyś milionerem – zdaje się tłumaczyć Mentzen swoim naiwnym wyborcom). Kultura masowa sprzyja skrajnej prawicy i właśnie dlatego jej liderzy mogą walczyć z międzynarodowymi korporacjami (są złe, bo promują wartości LGBT, a nie dlatego że niszczą planetę i bezpieczeństwo pracowników), jednocześnie składając hołdy korporacjom rodzimym super-kapitalistom. Weźmy choćby ostatnie zdjęcia Mentzena z szefem InPostu, którego firma była w przeszłości oskarżana o wyzyskiwanie młodych pracowników (wyborców Mentzena). Kiedyś to lewica wyznaczała utopijne cele i tworzyła kompleksowy styl życia dla swoich wyborców. Dziś to domena alt-prawicy, ale wczorajszy socjalistyczny raj to dzisiejsza dystopia ultra-egoizmu.

Skrajny prawicowiec płacze

Znany i popularny kanadyjski guru Jordan Peterson to w gruncie rzeczy dość umiarkowany dziwak-konserwatysta, ale jego poglądy i metody to inspiracja dla radykałów. W niedawnym programie Piersa Morgana, zapytany o swoją rolę króla inceli (chodzi o młodych, zakompleksionych mężczyzn, przebywających w nie-dobrowolnym celibacie, cedujących swoją frustrację i nienawiść do kobiet), Peterson wybuchł płaczem – czy liberalna lewica nie powinna bronić ludzi wykluczonych – pytał prowadzącego ze łzami w oczach. Ten niewinny incydent to gotowy podręcznik prawicowego działania. Płacz nad swoim okrutnym losem, ale kiedy tylko uzyskasz przewagę – atakuj i dominuj słabszych. Lud incelski to karna armia prawicowych ekstremistów, zwłaszcza w wydaniu tożsamościowym. Nie dla aborcji, nie dla emancypacji kobiet, nie dla widoczności osób LGBT – tak dla tradycyjnych wartości. To nie głęboko zakorzenione „moralne postawy”, a bunt przeciwko nowoczesności, która zepchnęła tych ludzi na społeczno-kulturowy margines. To też porażka socjaldemokratycznej lewicy, która nie zareagowała w porę na najbardziej odjechane szaleństwa polityki tożsamościowej (w swoim niszowym wydaniu dzielącej ludzi na segmenty według płci, rasy, orientacji i pochodzenia, odrzucając tradycyjny, bardziej inkluzywny podział na klasy społeczne) i oddała prawicy klasę robotniczą, z jej energią, buntem i materialno-życiowymi oczekiwaniami. W tej sytuacji nie trzeba wiele by demagodzy pokroju Mentzena zbierali plony niezadowolenia z elektoratu, któremu pozostał wyłącznie bunt i nihilizm. A skoro jesteśmy ofiarami, to przecież mamy prawo czynić ofiary z innych.

Liczy się dziś, jutra nie będzie

Profil Mentzena na Twitterze, ankieta na piątkowy wieczór: Co wolisz? Samochód, mięso, wakacje czy autobus, soję i zoom? Obietnica utrzymania tego, co jest na zawsze (lub przynajmniej za naszego życia) to jedno z mocniejszych haseł skrajnej prawicy. Globalne ocieplenie nie istnieje, a nawet jeśli tak – to co w związku z tym? Żyjmy i eksploatujmy, a potem niech martwią się inni. Dbaj o siebie, nie o innych, w tym o kolejne pokolenia. Pod rządami Konfederacji będziemy wydobywać węgiel i jeździć dieslami, nie będziemy się przejmować ludźmi na ulicach ani chorymi emerytami. Liczysz się Ty. Psychopatyczna kwintesencja polityki schyłkowego kapitalizmu, ale jakże kusząca dla ludzi, według których aktywne państwo i solidarność społeczna, to dalekie obietnice, bez pokrycia w rzeczywistości.

Wspólny cel – władza

Wszystkie te sztuczki służą jednemu celowi – katapultowaniu Mentzena i spółki do władzy – najpierw w Konfederacji, gdzie konkurencja jest słaba, a potem u boku Prawa i Sprawiedliwości, dla którego cyniczni chłopcy z alt-prawicy, to ostatnia szansa na dalsze trwanie i konsekwentne rozpuszczanie polskiej demokracji. Dla prezesa Kaczyńskiego Mentzen to partner uciążliwy, ale pewny. W końcu alt-prawicy nie chodziło nigdy o nic innego, niż o demontaż istniejących instytucji spychających jej przedstawicieli do ekstremistycznej niszy. Dzisiejsi ekstremiści chcą być w mainstreamie, a przecież sam PiS wykonał marsz w podobnym kierunku – program to wyłącznie metoda dojścia do celu, jakim jest władza. Polityka prawicy nie posiada długofalowych celów i wartości, prócz odrzucenia wszelkich przejawów rozwoju i nowoczesności, w imię cementowania wygodnej bylejakości. Współpraca PiS z odnowioną Konfederacją może być bardziej realna, niż nam się wydaje. W sensie aksjologicznym obie formacje są do siebie podobne.

Jędrzej Włodarczyk

Poprzedni

Szwecja dołącza do europejskich ksenofobów

Następny

Nasi „demokraci”