Jest taki nurt wśród publicystów tzw. wolnych mediów, że nie powinniśmy się zajmować nocnym rajdem posła Sterczewskiego.
No bo Mejza, bo żona Sobolowskiego jest w iluś spółkach, bo Sasin, bo działki Morawieckiego itd. Krótko mówiąc, mamy zejść z tonu i pogodzić z faktem, że po drugiej stronie są gorsi i wspierać tzw. swoich, jacy by oni nie byli. Bo inaczej będzie znowu nami rządził PiS i wtedy to już na pewno wszyscy zginiemy, Kaczyński wszystko zniszczy i nawet Tusk nas z tego nie wyciągnie.
Tymczasem PiS-owcy śmią nam wmawiać, że absolutne minimum, które powinniśmy wymagać od człowieka, który mianował się ekspertem od bezpieczeństwa drogowego i aspiruje do tego, żeby współrządzić tym krajem, jest to, żeby nie jeździł po pijaku. Prawackie brednie! Niech jeździ, najwyżej kogoś zabije, ważne, żeby potem dzielnie przeprosił – tak jak teraz. Będziemy mogli znowu cmokać, jaki Pan odważny i jaki Pan dobry. Niech tak będzie. Ale o jedno proszę i apeluję. Na miłego, jak już musi o tej 3 w nocy wracać rowerem z imprezy i dać się złapać policjantom, to żeby nie wymachiwał tak tą swoją legitymacją poselską. Nie chodzi nawet o to, że to krindżuje, ale przypomina kogo wybraliśmy do Sejmu i totalnie psuje mi dzień.
Ale dość już o Franku. Teraz trzeba się skupić na pokonaniu tej autorytarnej, totalitarnej zgrai kaczystów i wprowadzić rządy prawa – oczywiście z panem Giertychem na czele – jako Prokuratorem Generalnym.