PRAWA KOBIET – Sejm zajął się projektami ustaw dotyczących praw reprodukcyjnych kobiet. Procedowane są dwa, wzajemnie wykluczające się dokumenty – jeden łagodzący obecnie obowiązujące prawo, drugi wprowadzający absolutny zakaz aborcji oraz projekt ograniczający dostępność do zabiegów in vitro.
Przedstawiciele wszystkich klubów parlamentarnych zapowiadają, że w sprawie tych ustaw – nie wiedzieć czemu, określanych jako światopoglądowe, a nie np. medyczne czy dotyczące praw człowieka, jakimi są w istocie – w ich szeregach nie będzie obowiązywała dyscyplina partyjna. Politycy stwierdzili, że każdy poseł będzie decydował w tych sprawach „zgodnie z własnym sumieniem”. Jest to o tyle ciekawe, że w zwłaszcza projekt wprowadzenia bezwzględnego zakazu aborcji akurat pozbawia kobiety prawa do decydowania zgodnie z własnym sumieniem. Jak widać, sumienie sumieniu nierówne.
Rządząca większość parlamentarna z PiS zapowiedziała, że oba projekty – zarówno ten dotyczący zmiany warunków dopuszczalności aborcji, jak jej całkowitego zakazu – powinny trafić do drugiego czytania, czyli żaden nie zostanie odrzucony w pierwszym czytaniu, a trafi do dalszych prac w komisjach sejmowych. Ma to być konsekwencja obietnic PiS, składanych jeszcze w poprzedniej kadencji Sejmu, gdy politycy tej partii opowiadali się za tym, by żaden projekt obywatelski nie mógł zostać odrzucony przez posłów już na wstępie, bez szczegółowego rozpatrzenia. Oba projekty są właśnie inicjatywami obywatelskimi, których zwolennicy musieli zebrać pod nimi co najmniej 100 tys. podpisów poparcia, aby mogły one trafić do Sejmu.
Inny los może natomiast spotkać projekt dotyczący dostępności do zabiegów in vitro, ponieważ jest to projekt poselski, pod którym podpisali się przede wszystkim posłowie klubu Kukiz’15. O dalszym losie tych projektów zdecydują posłanki i posłowie. Do czasu zamknięcia tego wydania „Dziennika Trybuna” rezultaty dyskusji oraz decyzja parlamentarzystów nie były jednak znane.
Walka o prawo do aborcji
Projekt dotyczący odebrania prawa do legalnych zabiegów aborcji został opracowany przez stowarzyszenie Ordo Iuris (zrzeszające konserwatywnych prawników). Zakłada on wprowadzenie bezwzględnego zakazu aborcji. Przewiduje nie tylko likwidację dotychczasowych wyjątków, które dopuszczają legalną aborcję (gdy ciąża jest wynikiem przestępstwa, zagraża zdrowiu bądź życiu kobiety oraz gdy wykryto nieuleczalne wady płodu), ale również ogranicza dostęp do badań prenatalnych. Co więcej, zakłada również karanie kobiet, które poddadzą się aborcji oraz karanie lekarzy, których działania mogłyby zagrozić płodowi („dziecku poczętemu”) i obejmuje również odpowiednie zmiany z prawie karnym. Karą więzienia zagrożeni byliby nie tylko ci lekarze, którzy dokonaliby takiego zabiegu, ale w jakikolwiek sposób przyczyniliby się do obumarcia płodu, np. na skutek zastosowania niektórych procedur medycznych, które pociągają za sobą takie ryzyko. Formalnie projekt ten został zgłoszony przez Komitet „Stop aborcji”, stworzony przez środowiska konserwatywnej prawicy, aktywnie wspierane przez przedstawicieli kościoła katolickiego.
Drugi projekt, opracowany przez środowiska lewicowe skupione w komitecie „Ratujmy kobiety!”, zmierza w przeciwnym kierunku – jego autorzy postulują liberalizację dotychczasowych przepisów i dopuszczenie prawa do legalnych zabiegów przerywania ciąży i pozostawienie kobietom decyzji w tej sprawie na etapie wczesnej ciąży (do 12 tygodnia). Zwolennicy liberalizacji dotychczas obowiązujących przepisów podkreślają, że obowiązująca od 1993 r. ustawa ograniczająca prawo do aborcji od lat nie jest przestrzegana i wiele kobiet, które formalnie mają prawo do takiego zabiegu, nie może tego prawa wyegzekwować. Nie są też realizowane zawarte w tej ustawie zapisy o edukacji seksualnej w szkołach oraz o powszechnym dostępie do środków antykoncepcyjnych. Ustawa ta jest po prostu fikcją. Za to jej skutkiem jest rozkwit tzw. podziemia aborcyjnego, czyli nielegalnych zabiegów przerywania ciąży albo sprzedaży środków wczesnoporonnych. Jedynymi zainteresowanymi obowiązywaniem obecnej ustawy są więc ci, którzy czerpią z tego zakazu wymierne korzyści. Kosztem zdrowia, a niekiedy i życia kobiet.
W ostatnią niedzielę odbyła się w Warszawie duża demonstracja pod hasłem „Ratujmy kobiety!”. W czwartek w całej Polsce zorganizowano „czarny protest” – akcję, polegającą na tym, że przeciwnicy zakazu czy dalszego ograniczania prawa do aborcji ubrali się na czarno bądź oznaczali tym kolorem swoje profile na portalach społecznościowych.
Chcą referendum
Również działacze Sojuszu Lewicy Demokratycznej od kilku miesięcy zbierają podpisy pod swoim wnioskiem o przeprowadzenie referendum w sprawie warunków dopuszczalności aborcji. Podpisy poparcia można składać m. in. podczas publicznych zbiórek oraz w lokalnych siedzibach Sojuszu.
Według sondażu przeprowadzonego przez TNS Polska dla Polskiego Radia24, 42 proc. ankietowanych jest przeciwna jakimkolwiek zmianom w obowiązującej obecnie ustawie „antyaborcyjnej”. 14 proc. opowiada się za zaostrzeniem dotychczasowych przepisów, zaś 25 proc. chce jej złagodzenia, a 19 proc. Polaków nie ma zdania na ten temat. Badanie zostało przeprowadzone 20 września. W przypadku ewentualnego referendum jego wyniki mogłyby więc być nie po myśli prawicy oraz kościoła.
– Oczywiście, jesteśmy przeciwni likwidacji prawa do aborcji i popieramy obywatelski projekt liberalizujący dotychczasową ustawę. Wielu działaczy Sojuszu zbierało podpisy pod tym projektem – mówi „Dziennikowi Trybuna” rzeczniczka prasowa SLD, Anna-Maria Żukowska. – Kiedy Sojusz miał swoją reprezentację parlamentarną, dwukrotnie zgłaszaliśmy podobnie projekty, zostały one jednak zablokowane głosami prawicy. Projekt zakładający liberalizację tych przepisów jest więc zgodny z naszym programem..
Zakaz in vitro
Pod obrady Sejmu wszedł też projekt ustawy wprowadzającej zmiany w dostępie do procedury in vitro. Nosi ona tytuł „Ustawa w obronie życia i zdrowia nienarodzonych dzieci poczętych in vitro, o zmianie ustawy z dnia 25 czerwca 2015 r. o leczeniu niepłodności, ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny oraz ustawy z dnia 25 lutego 1964 r. – Kodeks rodzinny i opiekuńczy”. Przewiduje ona określenie zarodka mianem „dziecka poczętego”, uniemożliwia mrożenie zarodków oraz pozwala na transfer tylko jednego zarodka, a także wprowadza pojęcie „zabójstwa prenatalnego”. Zdaniem ekspertów, jeśli wejdzie ona w życie, będzie w praktyce oznaczać nieskuteczność zabiegów in vitro, czyli zapłodnienia pozaustrojowego, dzięki któremu wiele niepłodnych par może mieć własne biologiczne dzieci. Chciane i oczekiwane niekiedy od lat.
Jest to projekt zgłoszony przede wszystkim przez posłów klubu Kukiz’15, ale wśród wnioskodawców znalazł się też poseł Marek Biernacki z PO.
Lista posłów wnioskodawców projektu ograniczającego prawo do in vitro
Wojciech Bakun – KUKIZ 15, Marek Biernacki – PO, Elżbieta Borowska – KUKIZ 15, Paweł Grabowski – KUKIZ 15, Jerzy Jachnik – KUKIZ 15, Bartosz Józwiak – KUKIZ 15, Norbert Kaczmarczyk – KUKIZ 15, Jan Klawiter – PIS, Andrzej Kobylarz- KUKIZ 15, Paweł Kukiz – KUKIZ 15, Stefan Romecki – KUKIZ 15, Tomasz Rzymkowski- KUKIZ 15, Janusz Sanocki – niezrzeszony, Anna Maria Siarkowska – KUKIZ 15, Paweł Skutecki – KUKIZ 15, Paweł Szramka – KUKIZ 15, Jacek Wilk – KUKIZ 15, Robert Winnicki – niezrzeszony, Rafał Wójcikowski – KUKIZ 15
Przedstawicielka SLD podkreśla, że Sojusz, jak i szeroko rozumiana lewica, jest też bardzo krytyczna wobec zgłoszonego przez klub Kukiz’15 projektu ograniczającego dostęp do zabiegów in vitro. – Ograniczenie procedury in vitro tylko do jednego zarodka zmniejsza skuteczność tej metody o 40 proc., co dla wielu niepłodnych par będzie oznaczać przekreślenie ich marzeń o własnym dziecku. A jednocześnie koszt tej procedury pozostanie na dotychczasowym poziomie. Jest to dodatkowe uderzenie w mniej zamożnych ludzi, zwłaszcza odkąd obecny rząd wycofał się z programu dofinansowania tej procedury z budżetu państwa – zaznacza Żukowska i dodaje, że politycy PiS zapowiadają też zablokowanie takich programów, które już funkcjonują na poziomie samorządów. A funkcjonują one głownie dzięki staraniom samorządowych przedstawicieli lewicy. Rzeczniczka Sojuszu przypomniała, że podobna inicjatywa lokalnych działaczy SLD w Warszawie została zablokowana przez prezydent miasta, Hannę Gronkiewicz-Waltz (PO).
Pierwsze decyzje ministra zdrowia
Wcześniej nowy minister zdrowia zdecydował o wygaszeniu finansowania z budżetu programu in vitro – zapłodnienia pozaustrojowego, będącego szansą na posiadanie własnego dziecka dla par borykających się z niepłodnością. Rząd PO program dofinansowania zabiegów in vitro wprowadził „za pięć dwunasta”, czyli na progu ubiegłorocznej kampanii wyborczej. Decyzją PiS-owskiego ministra, Konstantego Radziwiłła przestał on obowiązywać w czerwcu tego roku, a w zamian wprowadzono program – oparty na wytycznych kościoła katolickiego, czyli osławioną naprotechnologię. Jej skuteczność wzbudza wiele wątpliwości, ale w tym przypadku liczy się ideologia a nie wiedza medyczna.