Na początku był czyn Galeria Arsenał Białystok
Do 23 września w białostockiej Galerii Arsenał można obejrzeć wystawę ‚‚Na początku był czyn”. Ekspozycja miała być ambitną próbą wyciągnięcia z zapomnienia białostockich anarchistów z początku XX w., a także zastanowienia się, jak okoliczności społeczne, polityczne czy ekonomiczne popychają ludzi do radykalnego kontestowania rzeczywistości. Nasza pruderyjna i homofobiczna prawica nakręciła wokół wystawy skandal.
Każdą inicjatywę artystyczną wyciągającą z zapomnienia historie polskich rewolucjonistów i rewolucjonistek, kontestatorów wierzących w sprawiedliwy świat w dzisiejszych realiach należy powitać z satysfakcją. Więcej – ludziom lewicy, mającym pojęcie o historii społecznej, wypada cieszyć się z każdego przedsięwzięcia, które przypomina, że 100-150 lat temu przodkowie większości z nas byli ludźmi ciężkiej pracy: chłopami i robotnikami. III RP woli wspominać szlachtę z białych dworków czy fabrykantów pokroju łódzkiego króla bawełny Karola Scheiblera, tworząc złudzenie, że to od nich współcześni Polacy biorą swój rodowód. W Białymstoku nie jest inaczej: miasto chwali się rodem Branickich i jego pałacem, ale o anarchistach i uczestnikach rewolucji 1905 r. łatwiej znaleźć publikacje w lewicowych kręgach za granicą.
Wystawa w Galerii Arsenał to jednak nie tylko historia, ale też dialog ze współczesnością. Jak czytamy w oświadczeniu galerii opublikowanym na Facebooku: ‚‚Projekt sytuuje miasto Białystok w centrum rozwoju nowoczesności i walk pracowniczych na całym świecie, a także zaprasza widzów do krytycznego spojrzenia na tę historię w kontekście współczesnych ruchów społecznych i praktyk artystycznych. Wystawa w żaden sposób nie zachęca do przemocy i nie wzywa do wywrotowych działań – jej założeniami są między innymi badanie społecznych, ekonomicznych i politycznych warunków, które prowadzą do aktów sprzeciwu w sferze publicznej i próba zrozumienia mechanizmów działania systemowej i indywidualnej przemocy oraz zależności między skalą opresji a reakcjami na nią. Prezentowane materiały są kontekstualizowane przy pomocy dydaktycznych opisów i tekstów towarzyszących’’.
A skoro współczesność, opresja i polskie realia… musiał pojawić się także wątek LGBT. I tutaj przyjazne dla rządzącej prawicy media zawyły z oburzenia. Polskie Radio Białystok cofnęło swój patronat dla wystawy, twierdząc, że gdyby tego nie uczyniło, wspierałoby gwałt, wulgarność i agresję. Miejski radny Zbigniew Klimaszewski z PiS wystosował interpelację do prezydenta Białegostoku, domagając się bezpośredniej ingerencji w kształt wystawy. Podobno zainspirowały go do tego telefony od mieszkańców, którzy – nieświadomi zagrożenia – poszli do galerii i wyszli zgorszeni.
Tymczasem praca, o którą powstało tyle szumu, to… odbicie samego prawicowego dyskursu wymierzonego w mniejszości.
Białostocki twórca Karol Radziszewski w swojej instalacji „Fag Fighters” dokumentuje (tu znowu cytat z oświadczenia galerii) „przemoc i zastraszanie, jakich doświadczono na białostockim Marszu Równości w 2019 roku. Ta część instalacji jednoznacznie odnosi się do skrajnych przykładów mowy nienawiści i przemocy skierowanej, tego dnia i nie tylko, w stronę społeczności LGBTQI+ i ich sojuszników’’. Potem jednak następuje zaskakujący zwrot. Co by było, gdyby geje naprawdę byli wywrotową, dumną i zarazem niecofającą się przed przemocą grupą?
Artysta pozwala sobie na fantazję tyleż kontestatorską, co absurdalną, tworząc „ślady’’ fikcyjnego gangu homoseksualistów, który w stronę przeciwników politycznych miota hasła typu „Jebać kiboli aż dupa zaboli”, „Jak złapiemy – wydymiemy”, czy wreszcie „Raz chujem, raz młotem heterohołotę”. Kto nie słyszał na demonstracjach prawicy ‚’pierwotnych wersji’’ tych haseł? Prawica lubi udawać, że nie ma w nich nic niewłaściwego, a jednak usłyszenie ich w wersji odwróconej, wyszydzającej dodatkowo toksyczną męskość, wywołało oburzenie. Białostocka TVP Info obwieściła nawet, że w Arsenale głoszona jest mowa nienawiści. Aż ciśnie się pytanie: gdzie ci dzielni dziennikarze byli w 2019 r., gdy tłum kiboli i innych obrońców heteronormy ciskał butelkami w tęczową demonstrację, groził pobiciem, albo i realizował te groźby? Zapadły już w tych sprawach pierwsze wyroki skazujące.
– Prezentowane w nich (tj. galeriach – przyp. aut.) dzieła nie powinny być odbierane dosłownie, ale jako zróżnicowane w formie, często przewrotne lub metaforyczne komentarze na temat rzeczywistości – podsumowuje w oświadczeniu dyrektorka Galerii Monika Szewczyk. Szkoda, że prawicy trzeba to tłumaczyć nieustannie.