Nowak to po polsku brzmi dumnie. Bo jest to jedno z najbardziej popularnych nazwisk w naszym kraju. I typowo polskich.
Rzadko zdajemy sobie sprawę z jego pochodzenia. Jeśli wierzyć językoznawcom, od wieków „nowakami” zwani byli w Polsce ludzie nowo przybyli. Przez zasiedlonych już od dawna, „starych” mieszkańców miast i wsi. Często określających się jako „tutejszych”, mówiących po polsku, jeszcze do XVIII nie zawsze identyfikujących się z odrębnym narodem polskim.
Dzisiaj zapewne tak wielu Nowaków Polsce mamy, bo wiele razy granice państwa polskiego ulegały zmianie. Przesuwaliśmy je i nam je przesuwano. Niektórzy zostawali obywatelami polskiego państwa bez swego udziału. Wielu, innej niż polska narodowość, osiedlało się w państwie polskim, bo chciało tu żyć lepiej.
Dzisiaj nie zawsze chcemy pamiętać, że po II wojnie światowej Śląsk, Pomorze, Warmia i Mazury zasiedliły miliony „nowaków”. Głównie ze wschodnich terenów II Rzeczpospolitej. Ale też przez ówczesnych uchodźców wojennych z Gracji i Macedonii, sierot z Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej, reemigrantów z zachodniej Europy.
Nowakami byli budowniczowie i mieszkańcy Nowej Huty, zapory na Solinie i innych ówczesnych Wielkich Budów Polski Ludowej. Bywali nimi poszukiwacze romantycznego życia w Bieszczadach.
Taką „nowaczką” jest dzisiaj studentka warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych Jana Shostak. Białorusinka z pochodzenia, Polka z wyboru. Piszę Polka, bo pani Jana przepięknie mówi naszą polską mową. Niejeden zdeklarowany narodowiec mógłby uczyć się od niej melodii naszego języka.
I pewnie dlatego zaproponowała ona, aby powrócić do korzeni polskiego języka. I od teraz uchodźców, migrantów, cudzoziemców w naszym kraju znowu nazywać po staropolsku – „nowakami”.
Dobrym, polskim słowem, pozbawionym aktualnych, negatywnych skojarzeń.
A poza tym każdy z nas, lub naszych przodków, kiedyś też był „nowakiem”.
Piotr Gadzinowski
Z Częstochowy.
W Warszawie „nowak” od 1976 roku