PRAWA CZŁOWIEKA. Jeśli komuś się wydawało, że ubiegłotygodniowy Strajk Kobiet doprowadził do zwycięstwa kobiet domagających się poszanowania ich praw, zaś partię rządzącej pomógł odnaleźć zagubiony rozum, to się pomylił. Zdominowany przez religijną prawicę Sejm znowu zajmie się ograniczaniem praw kobiet.
Tego samego dnia, gdy posłowie – przestraszeni masowością i niewątpliwym sukcesem Strajku Kobiet, zorganizowanego oddolnie w poniedziałek, 3 października – odrzucili radykalny projekt zakazu aborcji, przygotowany przez stowarzyszenie Ordo Iuris, do Sejmu trafiła petycja „w tym temacie”, Jej formalne wsparcie nie wymagało zebrania pod tym wnioskiem co najmniej 100 tysięcy podpisów poparcia. Wystarczyło kilkanaście tysięcy głosów „za”, oddanych za pośrednictwem Internetu.
Nowa ustawa
Ów nowy (?) projekt jest nie mniej restrykcyjny od tego, który – po głośnych dyskusjach i protestach – został ostatecznie odrzucony przez posłów 6 października. Tego samego dnia Marszałek Sejmu zdecydował się nadać mu bieg legislacyjny. Ta kolejna propozycja w niektórych aspektach jest wręcz bardziej restrykcyjna niż projekt opracowany przez Odro Iuris. Tyle że, jak dotąd, mało kto ma pojęcie o jej istnieniu, a już na pewno tylko nieliczni mają świadomość, że wkrótce zajmą się nią posłowie.
– Niestety, ta sprawa nie została jeszcze tak nagłośniona, jak to miało miejsce w przypadku poprzedniego projektu. Poniekąd to państwa wina, dziennikarzy, że odhaczyliście nasz Strajk Kobiet, przez kilka dni mieliście żer i eksploatowaliście gorący społecznie temat, ale w większości nie kontynuujecie zajmowania się realnym problemem, jakim są kolejne zamachy na prawa kobiet. Był dla was temat, żarł, ale teraz pora zająć się czymś nowym – ocenia jedna z działaczek organizacji kobiecych.
Informacje na temat nowych planów ograniczenia prawa do legalnej aborcji zeszły już z pierwszych stron gazet i portali internetowych. Co nie zmienia faktu, że posłanki i posłowie mają właśnie przed sobą nowy projekt ustawy antyaborcyjnej, której skutki dla kobiet – o ile zostanie przegłosowana – mogą być nie mniej groźne niż w przypadku owego głośnego, a obalonego społecznym protestem projektu Ordo Iuris. Różnica polega na tym, że ów niedoszły projekt został nagłośniony, zaś chwilową chwałę za jego zablokowanie zbiera PiS, który przy tej okazji stworzył sobie wizerunek partii umiarkowanej, rozumiejącej zastrzeżenia środowisk kobiecych wobec planów zaostrzania prawa antyaborcyjnego.
Znajdujący się obecnie w Sejmie projekt Federacji „obrońców życia”, choć w wielu punktach drastyczniejszy od poprzedniego, może tym razem zostać przegłosowany po cichu, bez takiego zaangażowania opinii publicznej, bez takich dyskusji i towarzyszących mu protestów. Ale z o wiele gorszymi skutkami dla kobiet, a zwłaszcza dla lekarzy.
Pozory
Wspomniany projekt, zgłoszony w formie petycji przez „obrońców życia” nie przewiduje, co prawda, kary więzienia dla kobiet za aborcję, ale zwiększa jej wymiar w przypadku lekarzy, którym ów „proceder” zostanie udowodniony. Co więcej, nakłada on na organy władzy samorządowej i rządowej obowiązek kierowania się „szacunkiem do życia ludzkiego od chwili poczęcia do naturalnej śmierci” i promowania „kultury życia”. Brzmi to wzniośle i zostało napisane w taki sposób, że mało który poseł czy posłanka odważy się podnieść rękę by głosować przeciwko takiemu rozwiązaniu. Bo, przecież, jak można głosować „przeciwko życiu”? Zaraz zostanie się okrzykniętym mianem „zwolennika eugeniki” czy „wielbiciela metod doktora Mengele”. I, wbrew skojarzeniom normalnych ludzi, nie chodzi o porównanie z metodami doktora Chazana, choć takie skojarzenia są jak najbardziej uprawnione.
Projekt ów przewiduje, podobnie jak poprzedni, bezwzględny zakaz aborcji. Będzie można jej dokonać jedynie wtedy, gdy dojdzie zagrożenia „w przypadku ciąży mnogiej”, a więc gdy nieprawidłowy rozwój jednego z płodów mógłby zagrozić życiu drugiemu, którego przeżycie byłoby bardziej prawdopodobne. Takie zastrzeżenie nie dotyczy jednak ciąży pojedynczej (a więc większości ciąż), które po prostu kobieta będzie zmuszona donosić, niezależnie od okoliczności.
Co więcej, projekt „obrońców życia”, zgłoszony w formie „petycji obywatelskiej”, jest drastyczniejszy także pod innym względem. Zakłada on bowiem wprowadzenie zakazu stosowania jakiejkolwiek antykoncepcji, w tym – hormonalnej. Za jej stosowanie wprowadza wręcz kary – do 2 lat więzienia. Chodzi przede wszystkim o tzw. „pigułki po”, które zabezpieczają kobietę, np. po gwałcie, przed ewentualną ciążą w przypadku ryzykownej sytuacji. – To jest zielone światło dla gwałcicieli, wręcz zachęta dla różnej maści wariatów – oburza się działaczka feministyczna.
Kobieta – matrioszka
Podobnie, jak przewidywał to projekt Ordo Iuris, przyjęty przez marszałka Sejmu projekt zakłada teorię, jakoby z „nowym życiem” mielibyśmy do czynienia już w momencie zapłodnienia, a więc na wcześniejszym etapie niż z medycznego punktu widzenia można mówić o ciąży (zagnieżdżeniu się zapłodnionego jajeczka w macicy). Przewiduje również wprowadzenie specjalnych lekcji w szkołach, mających na celu przekonanie młodych ludzi do fantazji głoszonych przez skrajną, konserwatywną prawicę w sprawach procesów biologicznych i rozwoju człowieka.
Zapisano w nim także drastyczne kary za spowodowanie śmierci płodu (od 3 do 8 lat więzienia). Większa kara może grozić za zabicie kobiety w ciąży – do 12 lat. Natomiast zabicie kobiety, która nie jest w ciąży, może być zagrożone tak, jak dotąd – ewentualną karą więzienia w zawieszeniu. Zgodnie z tą logiką kobieta nie będąca w ciąży dla państwa i jego instytucji nie ma zbyt wielkiej wartości. Dopiero noszenie w brzuchu płodu nadaje jej wartość, wyrażoną w sankcjach prawnych.
Dodajmy, że tego samego dnia, gdy Sejm odrzucił kontrowersyjny projekt Ordo Iuris, premier Beata Szydło pospieszyła z ogłoszeniem zapewnienia, iż „kobiety w trudniej sytuacji” (ciąża z gwałtu lub innego przestępstwa, zagrożone zdrowie matki bądź płodu), będą mogły liczyć na wsparcie państwa. Na razie nie wiadomo, na czym ono miałoby polegać, skoro państwo od wielu lat ma gdzieś los np. opiekunów dzieci niepełnosprawnych, rzucając im jakieś ochłapy, by nie zdechli z głodu. A tu nagle mają się pojawić jakieś zachęty dla matek w niebezpiecznych ciążach, aby te je donosiły i urodziły. Choć państwo nie radzi sobie z tymi, którzy już żyją, ale nie bardzo mają za co żyć.
Ponad naszymi głowami
Projekt opracowany przez Ordo Iuris był „balonem”, o którym wiadomo było, że ma niewielkie szanse na przegłosowanie, nawet przy tak bardzo prawicowym składzie Sejmu obecnej kadencji. Teraz bardzo dużo zależy od tego, jak bardzo społeczeństwo zostało wypompowane emocjonalnie i organizacyjnie masowym protestem z 3 października, i czy będzie w stanie wskrzesić w sobie kolejne pokłady siły i oburzenia, aby kontynuować walkę o przestrzeganie elementarnych praw kobiet, w tym – walczyć o liberalizację obowiązującej obecnie ustawy antyaborcyjnej. A ta jest od ponad ćwierćwiecza jedną z najbardziej restrykcyjnych ustaw antyaborcyjnych w Europie. A mimo to, nie brak środowisk (m. in. takich jak politycy PO czy .Nowoczesnej), którzy ową ustawę uparcie nazywają „kompromisem”. Normalni i myślący ludzie mają jednak świadomość, że jeśli był to kompromis, to został on zawarty między mniej skrajnie konserwatywnymi politykami, rządzącymi Polską w 1993 r., a obrastającym wówczas w realną władzę i majątki episkopatem. To ci państwo wówczas się porozumieli w sprawie kształtu prawa aborcyjnego, bo społeczeństwa nikt o zdanie nie pytał. Mimo ponad 2 mln podpisów pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum w tej sprawie.
WAŻNE
Działacze Sojuszu Lewicy Demokratycznej kilka miesięcy temu zgłosili inicjatywę przeprowadzenia ogólnopolskiego referendum w sprawie dopuszczalności aborcji. Politycy SLD opowiadają się za liberalizacją obowiązującej obecnie ustawy tzw. antyaborcyjnej. Idąc za przykładem pozaparlamentarnych prawicowców, Sojusz również zgłosił swoją propozycje w formie petycji.
– Nasz projekt ustawy zawiera kompleksowe uregulowania dotyczące świadomego rodzicielstwa. – powiedziała prof. Joanna Senyszyn. – Począwszy od kwestii in vitro finansowanej z budżetu państwa, poprzez opiekę nad kobietą w ciąży, przez edukację seksualną począwszy od szkoły podstawowej, a także zwiększenie dostępności do antykoncepcji poprzez finansowanie jej przez NFZ oraz kwestie związane z aborcją – opisała założenia projektu ustawy „O planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży” prof. Senyszyn.
Podpisy poparcia pod tą inicjatywą można składać w lokalnych siedzibach SLD.