Drogowskaz wskazujący „trzecią drogę” nigdy nie był dla lewicy tak ważny, jak od wtorkowego południa.
W polityce – jak w boksie – wygrywa się nie tylko siłą ciosów. Ale również sprawnym i umiejętnym stosowaniem uników. Nie znalazłem informacji, by któryś z braci Kaczyńskich kiedykolwiek trenował boks. Ale gdy na działania Prawa i Sprawiedliwości z ostatnich miesięcy spojrzymy okiem wytrawnego boksera, dostrzeżemy logikę i konsekwencję. Która ma zaprowadzić Jarosława Kaczyńskiego do zwycięskich wyborów parlamentarnych za dwa lata.
We wtorek zakończyła się kolejna runda, trwająca od jesieni. Rekonstrukcja rządu! Kto oberwał, a kto wyszedł z niej zwycięsko? Spróbujmy, już na chłodno, przeanalizować konsekwencje zmian rządowych zaordynowanych przez Jarosława Kaczyńskiego.
Wyszło Szydło
„Można powiedzieć, że wyszło szydło z worka” – tymi słowami Beata Szydło rozpoczęła swoje wystąpienie na partyjnej konwencji 18 czerwca 2015 roku. Prawo i Sprawiedliwość poinformowało, że kandydatką partii na premiera będzie Beata Szydło.
Dla mnie osobiście ta nominacja była dużym zaskoczeniem. W poprzedniej kadencji Sejmu Beata Szydło była wiceprzewodniczącą Komisji Finansów Publicznych, której byłem członkiem. Gdy przyszło jej prowadzić obrady komisji – był problem. Słabo radziła sobie z utrzymaniem w ryzach pięćdziesięciu członków komisji. Nie wspominając o medialnej wpadce przyszłej pani premier, kiedy to nie potrafiła podać z pamięci daty wstąpienia Polski do Unii Europejskiej.
Rządziła nami dwa lata. O dwa za dużo! Trudno nawet powiedzieć, że została przez Morawieckiego znokautowana. Po prostu Kaczyński w końcu rzucił ręcznik na ring, poddając nieudolną panią premier. Teraz czeka ją los „zderzaka” z poprzednich rządów PiS-u. Była takim Marcinkiewiczem w spódnicy. Aż 133 dni dłużej od niego. Została wicepremierem. Ale niewiele miała do powiedzenia jako premier. Teraz kompletnie nic nie znaczy. Wyszło Szydło…
Nokaut Macierewicza
Ten przynajmniej walczył do końca. A utrata władzy nad wojskiem była dla niego ciężkim nokautem. Nie mieli racji ci, którzy sądzili, że na otarcie łez Macierewicz dostanie funkcję marszałka Sejmu? Nie dostanie! Regulamin Sejmu jest tak skonstruowany, że w wielu sprawach daje marszałkowi prawo jednoosobowego decydowania o przebiegu prac w parlamencie. Wściekły na Kaczyńskiego, marszałek Macierewicz mógłby mu niezły pasztet wysmażyć.
Za parę miesięcy Antoni Macierewicz skończy 70 lat. Zapewne już nie wróci na ring. Szkoda tylko, że w wyniku jego rządów ciężkiego nokautu doznała również polska armia. Potrzeba będzie lat, by wszystko poukładać na nowo. I akurat Mariusz Błaszczak jest ostatnim, który się do tego nadaje. Po Beacie Szydło, to kolejny pionek BMW Kaczyńskiego. Bierny, mierny, ale wierny. W poprzedniej kadencji Sejmu poznałem wielu parlamentarzystów PiS-u. Byli tacy, których ceniłem – jak Elżbietę Rafalską. Ale nawet w tamtym gronie trudno znaleźć kogoś, kto byłby tak „miałki” jak Błaszczak.
Co przesądziło o „odstrzeleniu” Antoniego Macierewicza? Oprócz uporu prezydenta Dudy, rzecz jasna. Przypuszczam, że Smoleńsk. Kaczyńskiemu po stracie brata wiara w „zamach smoleński” pomagała przetrwać trudny czas. A Macierewicz umiejętnie budował doktrynę smoleńską. Tymczasem przez dwa lata rządów PiS-u nie potrafił sprowadzić do Polski największej relikwii „religii smoleńskiej” – wraku Tupolewa.
Był Szyszko
Nie było nas, był las, nie będzie nas, będzie las. Puszcza Białowieska zostaje, Szyszko odchodzi. Tak jak dla Antoniego Macierewicza, to była jego ostatnia ważna polityczna posada. W kwietniu Jan Szyszko kończy 74 lata. Trzymając się terminologii bokserskiej, w jego przypadku Kaczyński wykorzystał TKO. Techniczny nokaut jest wtedy, gdy zawodnik jest niezdolny do dalszej walki, szczególnie z powodu wyczerpania lub utraty przytomności.
Minister Szyszko narobił więcej szkód rządzącym niż samej Puszczy. Przez wiele tygodni obowiązywał powszechnie krytykowany przepis, zezwalający na nieograniczoną wycinkę drzew. Sprzeciw budził zamiar odstrzału chronionych łosi. Miesiącami trwały protesty przeciwko wycince w Puszczy Białowieskiej. Słyszalne aż w Brukseli.
O ile jest oczywistym, po co Kaczyńskiemu był Trybunał Konstytucyjny, to trudno znaleźć odpowiedź na pytanie, po co potrzebne były rządzącym awantury Szyszki. Kaczyński miał rację, gdy wspominał o możliwym wpływie lobbystów na kształt ustawy zezwalającej na wycinkę drzew. To nie dbałość o środowisko, ale o interesy różnych grup biznesowych były głównym motorem działań ministra. No i o pracę dla licznych „córek leśnika”…
Czym zapisze się następca Szyszki, Henryk Kowalczyk? Matematyk z wykształcenia, w poprzedniej kadencji Sejmu członek Komisji Finansów Publicznych. Podczas posiedzeń komisji często zabierał głos. Miły, grzeczny, układny. Takie „ciepłe kluchy”.
Nowi
Nie przypadkiem sporo miejsca poświęciłem dotychczasowym sztandarowym postaciom Prawa i Sprawiedliwości. By uzmysłowić zmiany, jakie zachodzą w obozie rządzącym. Gdyby na wspólnym zdjęciu rządu zabrakło Ziobry, dla wielu wyborców będzie on pełen nieznanych twarzy. Młodszych od poprzedników. Bliższych politycznemu centrum niż Porozumieniu Centrum – „zakonowi” Kaczyńskiego.
Pod ścisłym nadzorem pozostały ministerstwa „siłowe”. Nowy szef MON, Mariusz Błaszczak i szef MSW Joachim Brudziński, to najbliżsi ludzie Kaczyńskiego. Na pracę tych resortów premier Morawiecki nie będzie miał istotnego wpływu. Reszta rządu jest Jego, w tym ludzie niemający dotychczas wiele wspólnego z PiS-em.
Jacek Czaputowicz (minister spraw zagranicznych) był doradcą w MSZ za czasów pierwszych rządów SLD, jak również przez dwa lata wiceszefem Rady Służby Publicznej u boku Donalda Tuska.
Jerzy Kwieciński (minister inwestycji i rozwoju) to między innymi ekspert Business Centre Club. „Kulturalny, wyważony, kompetentny. Zawsze znakomicie przygotowany, merytoryczny. Wysokiej klasy specjalista od funduszy europejskich” – taką laurkę wystawia mu portal Money.pl
Teresa Czerwińska (minister finansów) od lat specjalizuje się w tematyce instytucji ubezpieczeniowych. Jest profesorem nadzwyczajnym Uniwersytetu Warszawskiego i sekretarzem w PAN. Bez doświadczenia politycznego.
Jadwiga Emilewicz (minister przedsiębiorczości i technologii) jest wykładowczynią w Wyższej Szkole Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera w Krakowie oraz dyrektorką Muzeum PRL-u w Nowej Hucie. Zamierzała walczyć z prezydentem Majchrowskim o prezydenturę Krakowa – wylądowała w Warszawie. Od Gowina.
No i Łukasz Szumowski (minister zdrowia). Od roku wiceminister w resorcie Gowina. Z jednej strony fachowiec: profesor nauk medycznych i kardiolog w Instytucie w Aninie. Z drugiej: gość o mentalności Chazana.
PiS bliżej PO
Robiąc przegląd kadr Morawieckiego, można zauważyć wyraźne zbliżenie się PiS-u do Platformy. Nowi ministrowie bez większych kłopotów znaleźliby swoje miejsce w Platformie Obywatelskiej. Pełna zgoda! Wyborcy PO mogą zaakceptować nawet nowego ministra zdrowia, z jego skrajnymi poglądami. Przecież w gabinecie Tuska przez prawie dwa lata ministrem był facet, który słyszał „płacz zarodków”. A w ostatni czwartek niektórzy posłowie PO poparli projekt zaostrzający przepisy aborcyjne.
„Platformienie” PiS-u jest śmiertelnym zagrożeniem dla partii Grzegorza Schetyny. Przez dwa lata bycia w opozycji Platforma Obywatelska nie wymyśliła żadnej innej recepty dla siebie, niż bycie antyPiS-em. Kto z wyborców jest w stanie powiedzieć, co zmieni się w Polsce na lepsze, gdyby do władzy powróciła PO? Poza tym, że nie będzie Kaczyńskiego. Ale to może okazać się za mało dla pragmatycznych wyborców z politycznego centrum.
Rząd Mateusza Morawieckiego w obecnym kształcie ma realne szanse na przejęcie części wyborców Platformy. Na to liczy Jarosław Kaczyński, który chwilowo zrobił unik i przestał zadawać ciosy polskiej demokracji. Dzisiaj PO ma w sondażach 18-19 proc. Jakiegoż trzęsienia ziemi może doświadczyć scena polityczna, gdyby Morawiecki „urwał” Platformie tylko jedną trzecią stanu posiadania.
Szanse lewicy…
Pomysł Kaczyńskiego, aby manewrem z Morawieckim najpierw „oskubać” PO, a potem powoli ją „skonsumować” jest niczym innym, jak powrotem do koncepcji POPiS-u. A więc próbą stworzenia szerokiej formacji prawicowej, od centrum, aż po skrajną prawicę. W takim scenariuszu racjonalne działanie lewicy, a w szczególności SLD, może się okazać superważnym.
Trzy ostatnie sondaże potwierdzają coraz silniejszą pozycję SLD, dając Sojuszowi 7-8 proc. poparcia. Warunkiem wzrostu pozycji SLD jest tworzenie realnej alternatywy – programowej i osobowej – zarówno dla PiS, jak i dla PO. Tylko lewica podążająca własną drogą ma realne szanse na wyborczy sukces. Do wyborów parlamentarnych pozostało jeszcze sporo czasu i wskazana jest konsekwencja w budowaniu „trzeciej drogi”.
Próba dogadywania się z Platformą i Nowoczesną i tworzenie jakiś mitycznych „antypisów” jest ślepą uliczką i wstępem do kolejnej porażki. Na politycznym ringu, naprzeciwko lewicy powinny znaleźć się obie partie prawicowe: PO i PiS. A może już niezadługo, po prostu Nowy POPiS.
… na koalicję
Premier Leszek Miller powiedział w TVN24, że nie wierzy we wspólną listę opozycji w najbliższych wyborach samorządowych. „To niemożliwe zarówno z powodów programowych jak i personalnych” – stwierdził Miller. Zgadzam się. I sądzę, że to samo można powiedzieć w odniesieniu do wyborów parlamentarnych. Nie po to lewica jest lewicą, by miała wspólny program z prawicą.
Co innego po wyborach. W Niemczech chadecka CDU Angeli Merkel jest na dobrej drodze do stworzenia rządu z socjaldemokratyczną SPD Martina Schulza. Jeśli Schetyna, Lubnauer, Czarzasty i Kosiniak-Kamysz „odrobią lekcje” i z dobrym wynikiem wprowadzą swoich posłów do przyszłego Sejmu – przyjdzie czas na rozmowy koalicyjne. I tworzenie rządu z udziałem lewicy.
Brać udział w rządzeniu krajem – to oczywisty cel każdej partii politycznej. Nie tylko SLD…