Po parodniowym zamieszaniu z polsko-polską walką o prestiżowe stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej wszystko jest już jasne. Donald Tusk, były premier RP, były szef Platformy Obywatelskiej, jeden z najzagorzalszych zwolenników „taniego państwa” zostaje na stanowisku. To fatalna wiadomość dla Polski i Unii Europejskiej!
Obecna prędkość przepływu informacji oraz ich inflacja powoduje, że nawet najbardziej oddani obserwatorzy życia politycznego zapominają o wielu przewinach polityków, o ich skandalicznych słowach i zachowaniach. I nie będę w tym miejscu szczegółowo wypominał Donaldowi Tuskowi obrzydliwej intrygi przeciwko Włodzimierzowi Cimoszewiczowi w wyborach prezydenckich 2005, kiedy Anna Jarucka sfabrykowała dokumenty mające obciążyć kandydata SLD. Nie będę rozwodził się nad radykalną komercjalizacją służby zdrowia i szkolnictwa wyższego przez rząd Donalda Tuska czy pierwszym zamachem na resortowe emerytury. Nie będę wspominał przypominającego realia autorytarnej Białorusi nasłania Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego na redakcję tygodnika „Wprost” w celu przejęcia kompromitujących polityków PO nagrań. Skupmy się na na poziomie europejskim gdzie Donald Tusk udowodnił jak złym politykiem potrafi być.
Za symbol jego antyeuropejskiej i antydemokratycznej polityki niech posłuży przerażona twarz premiera Grecji Alexisa Tsiprasa, który posiadając demokratyczny mandat większości Greków głosujących w referendum przeciw neoliberalnemu dyktatowi UE, został przymuszony przez Tuska do przyjęcia jeszcze bardziej szkodliwego „porozumienia”. Oczywiście szefa Rady Europejskiej wsparła wtedy jego promotorka Angela Merkel, która od lat lansuje politykę zaciskania pasa. Bez niemieckiego, chadeckiego poparcia Tusk nie istniałby na arenie międzynarodowej. Nie jest bowiem politykiem samodzielnym. Nie posiada własnej oryginalnej wizji rozwoju Unii z uwzględnieniem środkowoeuropejskiego doświadczenia antyludzkiej „doktryny szoku”. Tusk przez ostatnie dwa i pół roku nie był w stanie przeforsować reform społeczno-ekonomicznych, które mogłyby uchronić Europę przed rozpadem. W Unii Tuska bogaci stają się jeszcze bogatsi, zaś biedni dalej biednieją.
Mając na uwadze powyższe fakty, dziwi zachowanie europejskiej socjaldemokracji. Tusk, podobnie jak Kaczyński, nienawidzi lewicy. Prowadził i wciąż prowadzi antyspołeczną i neoliberalną politykę. Zastanawiające jest to, że w chwili jego słabości Partia Europejskich Socjalistów oraz socjaldemokratyczni szefowie europejskich rządów nie postarali się, by pozbawić Tuska możliwości dalszego rozmontowania Europejskiego modelu społecznego. Europejscy socjaliści nie mają ani szefa Komisji Europejskiej, ani Parlamentu Europejskiego. Walkę o przewodniczenie Radzie Europejskiej oddali walkowerem, bezrefleksyjnie popierając rynkowego chadeka. Lewica nie wystawiła konkurencyjnej kandydatury, nie zaprezentowała własnej wizji Unii Europejskiej, nie wyznaczyła nieprzekraczanych granic z europejską centro-prawicą. Być może nie zauważyli, że „wielka koalicja” na poziome Europarlamentu została zerwana przez chrześcijańską demokrację. Europejscy towarzysze i towarzyszki nie powinni się zatem dziwić, że przegrani obecnego modelu Unii Europejskiej wolą głosować na populistów i demagogów, niż na lewicę bez wyrazu i honoru…