Zepchnąć Puszkina, Dostojewskiego, Tołstoja z okrętu współczesności… Tylko my obliczem naszego czasu – wołali rosyjscy poeci futurystyczni, a działo się to przed Wielką Wojną. Wtórowali im malarze. Hasło to przyjęli za swoje postsolidarnościowi politycy, a PiS rozwinął je nadzwyczaj twórczo.
Zapewne żadna z osób, nawiązujących w swym rodowodzie do Solidarności, a zasiadająca w najważniejszych instytucjach politycznych w naszym kraju – Prezydent, Sejm i Senat, Rząd III RP i dwie co najmniej partie – nie będzie za kilka dni przypominać dwudziestej ósmej rocznicy, przypadającej 28 sierpnia, sejmowego expose premiera Tadeusza Mazowieckiego. Skora do wspominków sprzed wielu lat „Gazeta Wyborcza” postąpi podobnie.
Premier nowego rządu, który powstał z inicjatywy Solidarności, zapewniał między innymi o praworządności, równości obywateli „bez względu na światopogląd, ideowe i polityczne zróżnicowanie”, którzy mogliby uważać państwo za własne, a „Zasadę walki, która prędzej czy później prowadzi do wyeliminowania przeciwnika, musi zastąpić zasada partnerstwa”. Deklarował ponadto: „Chcę być premierem rządu wszystkich Polaków, niezależnie od ich poglądów i przekonań, które nie mogą być kryterium podziału obywateli na kategorie”. I jak tu, we współczesnej Polsce przywoływać te słowa?
Ale pewien wybrany fragment tego przemówienia – „Przeszłość odkreślamy grubą linią” – zapamiętano szczególnie. I jeżeli jego dopełnienie – „Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego stanu załamania” – w jasny i klarowny sposób wyrażało intencję autora, to już określenie „gruba kreska” znaczyło coś zupełnie innego, zawierając negatywną konotację. Jeszcze w 1989 roku rozliczanie czynów przestępczych z przeszłości opierano na obowiązującym w tamtym czasie w PRL prawie, ale w 1990 zwolennicy Lecha Wałęsy, a następnie rządu Jana Olszewskiego interpretowali „grubą kreskę” jako symbol niechęci wobec historycznych rozliczeń, lustracji i dekomunizacji oraz akceptację funkcjonowania środowisk postkomunistycznych w polityce oraz gospodarce.
To były zaledwie początki, które twórczo rozwijały kolejne ekipy postsolidarnościowych rządów, poprzez zohydzanie okresu Polski Ludowej i ludzi z nią związanych, instytucję lustracji, politykę historyczną IPN, zapoczątkowaną przez PO mitologię „żołnierzy wyklętych” i dezubekizację w stosunku do zatrudnionych w byłej SB, nie bacząc na wprowadzenie odpowiedzialności zbiorowej i pozbawianie praw nabytych. Nota bene Trybunał Konstytucyjny i Sąd Najwyższy, których słusznie dziś bronimy, okazały się wtedy, jako najwyższe instytucje prawa, wyjątkowo ślepe.
Dziś „gruba kreska” to passé bowiem mamy już „gruba krechę”, a niedługo będzie jeszcze grubsza. Niektórzy polityczni komentatorzy wróżą, że w zamiarze PiS jest powtórzenie metod i sposobów rządzenia uprawianych przez sanację w II RP. I co prawda Piłsudskiego nazywali niektórzy tylko dyktatusiem, to nie zmienia faktów, że bez wyroków sądowych szło się do „miejsc odosobnienia”, a policja nie raz i nie dwa strzelała do demonstrujących. Tak więc przywołanie tamtych czasów, być może i prorocze, pocieszającym nie jest.
Dziś Prawo i Sprawiedliwość, ze swoją ideologią i skalą wartości, chce być wyłącznym obliczem nie tylko współczesnej Polski, a więc należy tych innych zepchnąć z pomników i z nazw ulic, zdegradować, a może i wykopać z grobów, z podręczników wyrzucić, zamknąć „mordom” dostęp do mass mediów, osądzać i skazać, bo wszyscy są winni, prócz ludzi Kaczyńskiego. To, że Wałęsa i całe pokolenie działaczy „S” – w myśl znanego powiedzenia, że rewolucja pożera własne dzieci – idą na razie w pogardzane zapomnienie, jest niczym przy licznych samobójstwach ofiar kolejnej fali dezubekizacji. Już mają symboliczną krew na rękach, ta prawdziwa oby nigdy się nie polała.
Należy jednak wyjaśnić zasadniczą różnicę między poetami i malarzami, a politykami, rządzącymi obecnie naszym krajem. Ci pierwsi, co naturalne w twórczości, zaprzeczają często ideom z przeszłości, wykraczają poza przyjęte dotychczas kanony i granice, poszukując nowych, doskonalszych ich zdaniem, rozwiązań i środków wyrazu. Ci drudzy stanowią negację pierwszych, odwołując się do dawno zużytych doktryn, zarzuconych sposobów rządzenia i hierarchii wartości, odrzucając nieustanność doświadczeń pokoleń i bytu państwowego, preferują nie dobro ogółu, a wyimaginowane cele frustratów, uzasadniając je wszechobecnym kłamstwem.
Nadzieję, ale i traumę niosą słowa Mieczysław Rakowskiego: „Wierzę, że przyszłość nie należy jednak do ekstremistów, obojętnie jakiego koloru, ale jeśli jakimś zrządzeniem losu zdobyliby władzę, to prędzej czy później Polska stanęłaby przed groźbą rozlewu krwi.” No i jak w ich kontekście czytać słowa pierwszego solidarnościowego premiera?