7 listopada 2024

loader

Ulica Św. Komuny Paryskiej

Wszyscy dostrzegamy, a prezes Kaczyński zwracał nie raz uwagę, że „dobra zmiana” nie we wszystkich rządowych resortach ma się dobrze. Z nadzieją więc czekamy na nadchodzący kongres PiS, po którym powinno nastąpić zasadnicze przyśpieszenie.

Jak dowiadujemy się, Ministerstwo Obrony Narodowej skierowało do konsultacji projekt umożliwiający degradację postkomunistycznych wojskowych. Nowe regulacje przewidują również możliwość przeprowadzenia degradacji pośmiertnej. Jak powiedziała „Naszemu Dziennikowi” rzeczniczka MON major Anna Pęzioł-Wójtowicz, po wejściu w życie nowych przepisów można byłoby odbierać stopnie oficerskie i podoficerskie. W uzasadnieniu projektu czytamy, że zakładane zmiany dotyczą „osób, które swoją postawą dokonywały czynów uwłaczających godności posiadanego stopnia wojskowego i tym samym podważyły wierność dla Rzeczypospolitej Polskiej”. Pierwszym zdegradowanym nie będzie, jak można by sądzić, generał Wojciech Jaruzelski, a zapewne wróg publiczny nr.1 Prawa i Sprawiedliwości kapral Lech Wałęsa.
Jak widać, Macierewicz narzuca tempo „dobrej zmiany”, ale niestety w rankingu ministrów są także osoby niezwykle opieszałe, że wymienię dwóch wicepremierów i ministrów zarazem Piotra Glińskiego i Jarosława Gowina. Czas przecież najwyższy aby także pozbawić stopni naukowych różnych profesorów, doktorów i magistrów, a do rozważenia są inżynierowie, którzy, podobnie jak wojskowi, „uwłaczali i podważyli” nie tylko wierność RP, ale do tego umacniali w różny sposób PRL, która Polską przecież nie była. Kłania się tu m. in. niejaki Bronisław Geremek, który nie tylko był profesorem, ale także sekretarzem PZPR na Uniwersytecie Warszawskim, a nadto z żydowskiej rodziny pochodził. A Leszek Kołakowski, który, jako członek PZPR, był pracownikiem Instytutu Kształcenia Kadr Naukowych przy KC PZPR. Dotyczyć to powinno również tak zwanych naukowców z Wojskowej Akademii Technicznej, którzy odważyli się podważyć ustalenia Komisji Smoleńskiej.
Te słuszne idee powinny być zrealizowane z całą starannością, nie wystarczy tylko sam akt degradacji do szeregowca, lub do osoby nie mającej żadnego wyższego wykształcenia. Należy usunąć te nienależne im tytuły ze wszystkich miejsc, gdzie się tylko znajdują: z pism, książek i podręczników, z Internetu, no i oczywiście z grobów. To ostanie, podobnie jak dekomunizację 1,5 tysiąca ulic, powierzy się do wykonania lokalnym samorządom.
Oddzielną kwestią jest konieczna i pilna nowelizacja „Lex Szyszko”, które nie niesie w sobie tak bliskiej PiS-owskiej ideologii. Drzewa należy oczywiście wycinać, ale selektywnie: najpierw te posadzone w czasie trwania totalitarnego, komunistycznego państwa (m. in. zasadzone podczas tzw. czynów społecznych), potem te posadzone przez Niemców, a następne z czasów zaborów.
Godną natomiast postawę w ramach „dobrej zmiany” prezentuje minister Błaszczak, który zamiast przejmować się śmiercią Igora Stachowiaka, i jakiegoś Austriaka na posterunku w Częstochowie, upowszechnia informacje o wprowadzeniu nowych policyjnych mundurków, które niewątpliwie w zasadniczy sposób podwyższą bezpieczeństwo suwerena. Dodatkowo, jakże pionierska akcja wręczania modlitewników młodym policjantom na Podkarpaciu, zapewne zostanie decyzją ministra upowszechniona na cały kraj. I znów aż prosi się przypomnieć pozostałym, guzdralskim członkom Rady Ministrów, aby wręczanie modlitewników objęło wszystkie resorty, no i koniecznie uchodźców, a także, na stałe zamieszkujących Polskę obcokrajowców.
Natomiast premier Beata Szydło, konsekwentna w sprawie nieprzyjmowania uchodźców do naszego kraju,, słusznie wykorzystała obchody 77. rocznicy pierwszej deportacji Polaków do niemieckiego KL Auschwitz stwierdzając, że „Auschwitz to lekcja tego, że należy uczynić wszystko, aby chronić swoich obywateli”. Bardzo słusznie, a nie jakichś Żydów czy też muzułmanów.
Tak więc panie i panowie do roboty i pomnażania dobrych przykładów z „dobrej zmiany”.
A na koniec anegdota, także dla uczestników nadchodzącego kongresu. Była sobie w Nowym Sączu ulica świętej Kunegundy, prowadząca z centrum miasta do Starego Sącza. W czasach stalinowskich (dla młodych – to podobne trochę do dzisiejszych czasów kaczystowskich) zmieniono jej nazwę na Komuny Paryskiej, a listy przychodzące na stary adres zwracano. W ramach ówczesnej, też „dobrej zmiany”, jeden z mieszkańców otrzymał od krewnych z Francji list zaadresowany: „ul. Św. Komuny Paryskiej”. Nie muszę dodawać, że święta Kunegunda po kilku latach, jeszcze w Polsce Ludowej, odzyskała swoją ulicę. A jaki morał z tej opowiastki ? Historia lubi się powtarzać.

trybuna.info

Poprzedni

Masowe zwolnienia nauczycieli. MEN udaje, że problemu nie ma

Następny

Jak Werblan z Modzelewskim