AFERA KIJOWSKIEGO. Od dłuższego czasu jesteśmy świadkami awantur w łonie Komitetu Obrony Demokracji. Na jaw wypływają kolejne oskarżenia pod adresem lidera KOD, Mateusza Kijowskiego. Niektórzy działacze tego stowarzyszenia od kilku miesięcy alarmowali o nieprawidłowościach związanych z „twarzą” Komitetu, byli jednak uciszani.
W końcu dziennikarze nagłośnili fakt pobierania przez Mateusza Kijowskiego wysokiego wynagrodzenia z funduszy KOD-u. Formalnie było to wynagrodzenie za usługi informatyczne, wykonywane na rzecz Komitetu przez firmę, która należy do obecnej żony Kijowskiego. Pod koniec ubiegłego roku dostał on od zarządu KOD oficjalną propozycję etatu jako osoba, która cały swój czas poświęca na rzecz działalności Komitetu. Nie było też tajemnicą, że Kijowski jeszcze w 2015 r. stracił dobrze płatną pracę informatyka w jednej z państwowych spółek. W ten właśnie sposób sam Kijowski tłumaczył wytykane mu zaległości alimentacyjne wobec dzieci z pierwszego małżeństwa. Z czasem okazało się, że owe zaległości zaczęły narastać znacznie wcześniej. Niektórzy działacze Komitetu, w prywatnych rozmowach, podejrzewali, że „utrata pracy” była sposobem na unikanie płacenia alimentów. Potwierdzałaby to decyzja Kijowskiego, który odmówił etatu jako lider KOD. Niektórzy działacze Komitetu podejrzewają, że słynne już faktury wystawione na firmę jego żony miały podobny cel – dalsze unikanie płacenia alimentów.
Pierwsze głosy krytyki
Już wtedy, gdy sprawa zaległych alimentów Kijowskiego stała się głośna, niektórzy aktywiści KOD-u alarmowali, że zaszłości ciążące na przewodniczącym ich stowarzyszenia mogą zagrozić samemu KOD-owi. W tej sytuacji stał się on bowiem łatwym celem ataków ze strony przeciwników KOD-u i tylko kwestią czasu było, gdy obecna władza bądź jej sympatycy zaczną dokładniej prześwietlać lidera tej opozycyjnej organizacji i będą starali się wykorzystać wszelkie potknięcia oraz plamy na jego życiorysie. Warto przy tym zauważyć, że informacje na temat zaległych alimentów Kijowskiego zostały nagłośnione przez samych działaczy KOD-u, a nie przez jego przeciwników. Można podejrzewać, że do ujawnienia niekorzystnych dla Kijowskiego faktów z jego życia prywatnego doszło w ramach wewnętrznej walki o przywództwo w KOD lub z inspiracji politycznych sponsorów stowarzyszenia. Jak wiadomo, partiami najbardziej zaangażowanymi we wspieranie KOD od początku były dwie główne siły opozycyjne w parlamencie – Platforma Obywatelska oraz .Nowoczesna. Nie można wykluczyć, że „rozpracowywanie” Kijowskiego było po prostu rykoszetem walki między wspomnianymi partiami o wpływ na działalność KOD-u, a także odpryskiem wewnętrznej walki o władzę.
Jednymi z pierwszych, którzy zaalarmowali o nieprawidłowościach w działaniu stowarzyszenia oraz swoich wątpliwościach związanych z osobą jego lidera była część współzałożycieli KOD-u i jego lokalnych liderów, którzy z niezbyt jasnych przyczyn zostali z KOD-u wyrzuceni. Jedną z takich osób jest Anka Grzybowiska, która jeszcze w ubiegłym roku zaczęła głośno mówić niejasnych działaniach Komitetu, a przede wszystkim w sposobie jego finansowania. Robiła to głównie (i robi nadal) za pośrednictwem społecznościowego portalu Facebook, a jej wpisy mają charakter publiczny (tzn. każdy może je przeczytać). Kwestią czasu było, kiedy przedstawiane przez nią informacje zostaną wykorzystane przez przeciwników KOD albo przez media.
Afera
Kilka tygodni temu do mediów trafiły kopie faktur wystawionych przez firmę żony Kijowskiego za usługi informatyczne dla KOD-u. Jak się niedawno okazało, nie wszystkie jednak redakcje, które otrzymały dokumenty, były zainteresowane nagłośnieniem tej sprawy. Nie chciała się nią zająć m.in. „Gazeta Wyborcza”, którą część krytyków KOD-u uważa za inspiratora opozycyjnego wobec PiS ruchu. „Gazeta Wyborcza” nie, ale za to inne redakcje chętnie skorzystały z sensacyjnych materiałów. M.in. tygodnik „wSieci” oraz internetowy portal onet.pl. To ich dziennikarze zainteresowali się nie tylko niejasnościami narastającymi wokół KOD i jego lidera, ale drążąc temat natrafili na kolejne „grzechy” KOD-u, a przede wszystkim samego Kijowskiego.
W ten sposób załoga dzielnego, propisowskiego tygodnika „wSieci” dotarła do siostry Mateusza Kijowskiego, wyciągając z niej informacje na temat jego życia oraz słabości. Siostra Kijowskiego opowiedziała, że jej brat od dawna siedzi w długach, na skutek czego jest osobą „sterowalną”. Miała na myśli nie tylko fakt zalegania przez niego z alimentami wobec dzieci z pierwszego małżeństwa, ale również jego styl życia. We wspomnianym wywiadzie opowiedziała, że jej brat zawsze miał zamiłowanie do luksusu, w tym do drogich gadżetów i ubrań. A to kosztuje. Zdaniem niektórych komentatorów, te „słabości” właśnie sprawiły, że Kijowski został wyniesiony na funkcję lidera owej – ponoć powstałej oddolnie – organizacji opozycyjnej. Dzięki „słabościom” miał być marionetkowym liderem owej „spontanicznej opozycji”, którego można w razie czego skompromitować i usunąć.
Stowarzyszenie do wzięcia
Trochę faktów za tym przemawia… Przypomnijmy, że niedługo przed „wybuchem” tzw. afery Kijowskiego objawił się nagle Władysław Frasyniuk (dawny działacz Unii Demokratycznej, a później Unii Wolności), którego zaczęto typować na nowego lidera „obywatelskiej” opozycji przeciwko rządom PiS, w miejsce skompromitowanego Mateusza Kijowskiego. Po kilku dniach pomysł z zamianą Kijowskiego na Frasyniuka jednak ucichł. Po nagłośnieniu problemów Kijowskiego oraz budzących wątpliwości faktur za usługi informatyczne na rzecz KOD-u (na łączną kwotę ponad 120 tys. złotych) w roli nowych liderów organizacji zobaczyli się nagle dwaj byli prezydenci – Lech Wałęsa oraz Bronisław Komorowski. Obaj zadeklarowali publicznie, że są gotowi stanąć – i to ramię w ramię – na czele Komitetu, sprawiając tym samym wrażenie, że z góry zakładają rychły upadek Kijowskiego.
W ostatnich dniach okazało się, że odejścia obecnego lidera domaga się również zarząd KOD-u – zarząd oficjalnie wezwał go do dymisji, twierdząc, że ciążące na nim zarzuty kładą się cieniem na cały KOD i szkodzą jego wizerunkowi. Kijowski jednak odrzucił to wezwanie, oświadczając oficjalnie, że nie ma sobie nic do zarzucenia, zaś gorąca atmosfera, jaka wokół niego powstała, jest efektem walki politycznej. Na Facebooku napisał, że za próbą jego skompromitowania stoi PiS. Zaapelował do działaczy Komitetu, aby nie dali się podzielić. „Jakim trzeba być człowiekiem, by dla politycznej korzyści ustawiać członków rodziny przeciwko sobie. Siostrę przeciwko bratu, żonę przeciwko mężowi, dzieci przeciwko rodzicom. Aż strach pomyśleć, do czego jeszcze mogą się posunąć… (…) Starajmy się, jak możemy. Nie dajmy się rozgrywać. Tylko tak bezpiecznie ominiemy pułapki i zwyciężymy” – napisał w oficjalnym oświadczeniu.
Miarka się przebrała
Sądząc z komentarzy zamieszczonych pod tym wpisem, już nawet szeregowi członkowie nie wierzą swojemu liderowi. Większość z nich domaga się jego dymisji, co nie powinno dziwić, ponieważ ciążące na nim zarzuty nie mają bynajmniej charakteru politycznego, ale wyłącznie finansowy. Nie brakuje też takich, którzy twierdzą, że Kijowski „dał twarz” pozaparlamentarnej, „oddolnej” opozycji właśnie dlatego, że znajdował się w trudnej sytuacji finansowej i chodziło mu nie tyle o walkę o demokrację, co o sposób na wygodne życie. Potwierdzałyby to informacje przekazane niedawno przez jednego z założycieli KOD-u, Martina Stana Mycielskiego (działającego w Brukseli), który poinformował, że podczas wizyty w Paryżu Kijowski wraz żoną robili zakupy w luksusowych sklepach. Sugerował, że pieniądze na te zakupy pochodziły ze składek członków KOD-u. Tego rodzaju informacje nie zwiększają sympatii do lidera KOD, nawet gdyby podejrzewać, że ataki na niego są inspirowane przez PiS i jego sympatyków.
W tej sytuacji desperackie próby obrony, podejmowane przez Mateusza Kijowskiego, polegające na odwołaniu się do szeregowych członków oraz przeciwników rządu PiS mogą okazać się nieskuteczne. Nie ulega bowiem wątpliwości, że wiele działań Kijowskiego faktycznie go obciąża i nie dają się one obronić jako zarzuty o charakterze politycznym. Nie zapominajmy, że przez wiele miesięcy aktywiści KOD przymykali oko na fakt zaległości alimentacyjnych, ciążących na Kijowskim i byli skłonni traktować je jako skutek jego poświęcenia się „dla sprawy”. Teraz okazało się, że podobnych „grzeszków” ma Kijowski znacznie więcej na sumieniu. Wiele wskazuje na to, że w najbliższym czasie KOD będzie bardziej pochłonięty wewnętrzną walką o władzę niż zabieganiem o przestrzeganie demokratycznych reguł w naszym kraju.